"
I give my life to the cause.




#2 between raising hell and amazing grace
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Idź do strony : 1, 2  Next
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



[#10]

Wiedział, że popełnił błąd już podczas rozmowy z Seliną, a wyrzuty sumienia nie opuszczały go przez resztę wieczoru, ani cały kolejny dzień. Nie powinien mówić tego, co powiedział, zwłaszcza, że przecież tak nie myślał. Zdawał więc sobie doskonale sprawę z tego, że przesadził i prawdopodobnie spowodował, że wszystko to, co się między nimi rodziło, zostało zniszczone w zarodku. Może właśnie o to mu chodziło, odtrącenie Seliny, zanim to wszystko zajdzie za daleko? Dlaczego jednak zamiast czuć satysfakcję, czuł się tak paskudnie? Dlaczego sama myśl o niej powodowała ten nieprzyjemny skurcz w brzuchu, spowodowany poczuciem winy? Mógł sobie tłumaczyć, że przecież robi to dla niej, żeby była bezpieczna, ale czy sama mu nie pokazywała za każdym razem, że nie jest delikatnym stworzonkiem, że potrafi o siebie zadbać? Z drugiej jednak strony Tate też potrafiła o siebie dbać, tak samo jak Kinsley i każdy Rycerzy, którego śmierć Colt przeżył. Wszyscy potrafili, jednak koniec końców nie miało to znaczenia. Nie chciał jednak, żeby tak wyglądał ich koniec, żeby mieli się rozstać w gniewie, w złości i z tym nieprzyjemnym uczuciem zawodu, który był pewien, że w niej wzbudził. Wątpił w to, że mógłby coś naprawić, jednak chciał po prostu ją przeprosić; powiedzieć, że wcale tak nie myśli i nigdy by o niej nie mógł pomyśleć źle, bo taka właśnie była prawda. Nie uważał jej za żądną uwagi i atencji, widział w niej coś więcej, tą cudowną, wrażliwą i pełną smutku dziewczynę, która ma do zaoferowania o wiele więcej, niż myślą inni. Dlatego też pojawił się pod jej domem, wieczorem, uznając, że o tej właśnie porze istnieje większa szansa zastania jej, niż w czasie dnia. Oczywiście wciąż istniała szansa, że jej nie ma, albo, że mu nie otworzy. Podejrzewał też, że ta druga opcja była bardziej prawdopodobna, niż pierwsza i wcale by jej za to nie winił. Liczył jednak, chociaż ta nadzieja była bardzo malutka i płonęła słabo, niczym wypalająca się świeczka. Z duszą na ramieniu nacisnął dzwonek przy drzwiach i czekał. Nie miał pojęcia co chce powiedzieć, bo przecież całej prawdy nie mógł jej zdradzić. Chciał jednak jakoś to naprawić, przeprosić ją, licząc przy tym, że mu uwierzy. Uniósł brwi, słysząc kroki dobiegające z wnętrza domu i odwrócił się twarzą w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły. Już otwierał usta, żeby się odezwać, gdy drzwi zostały zamknięte. - Zasługiwałem na to - przyznał, sam sobie, bo cóż - czego mógł się spodziewać? Wbrew temu, co ostatnio usłyszał od Seliny, znał ją lepiej, niż myślała, dlatego też teraz nie był nawet zaskoczony. Wiedział, że nie wystarczy tu przyjść i powiedzieć, że przeprasza, żeby wszystko naprawić; wiedział, że to nie będzie proste, a nawet jeżeli mu wybaczy, to i tak ich relacja nie będzie wyglądać tak samo. Westchnął ciężko, podchodząc do drzwi i opierając się o nie czołem. - Wiem, że aktualnie nie należę do grona Twoich ulubionych osób i nie chcesz mnie ani widzieć, ani też słuchać. I tak, mówiłaś, żebym nie przychodził, co delikatnie mówiąc postanowiłem zignorować, ale... - przerwał, bo tyle słów cisnęło mu się na usta, tyle rzeczy chciał jej powiedzieć, że nawet nie wiedział od czego powinien zacząć. - Tęskniłem za Tobą - powiedział cicho, bardziej do siebie, niż do niej. Właściwie nawet nie miał pewności, że wciąż była za drzwiami, bo równie dobrze mogła sobie pójść, a on stał i rozmawiał z drzwiami. - Chciałem Cię przeprosić. Nie powinienem mówić tego wszystkiego, zwłaszcza, że wcale tak nie myślę - przyznał, wciąż mówiąc do drzwi. - Zachowałem się jak dupek. I za to też przepraszam - westchnął, odwracając się i siadając na progu. Tak, nie miał pojęcia czy go słucha, ale nie miał zamiaru się tak łatwo poddać. Nie liczył na pewno wybaczenie, ale chciał chociaż trochę naprawić to, co zniszczył. - Nigdy nie powinienem tak mówić. Uważam, że jesteś niesamowita, nie samolubna. Właściwie, to jesteś chyba najmniej samolubną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Zdecydowanie mniej samolubną ode mnie - powiedział w przestrzeń, spoglądając w górę, na niebo pełne gwiazd i towarzyszący im księżyc. Jak miał nie podziwiać tego widoku, nie myśląc właśnie o niej? Księżycowej dziewczynie, pełnej dzikości; której oczy były niczym bezchmurne niebo, albo dwie głębokie sadzawki w których można było utonąć, w których on chciał utonąć; i jej uśmiech, który sprawiał, że jego serce szybciej biło, a on o niczym bardziej nie marzył, niż żeby nigdy nie schodził z jej ust. Jakże ironiczne było to, że sam sprawił, ten uśmiech zniknął. W jeden dzień stracił nie tylko przyjaciółkę, ale także i dziewczynę, którą mógł i chciał pokochać; nie wiedział tylko co było smutniejsze, to że miał nigdy już więcej Tate nie zobaczyć, czy że miałby od teraz widzieć Selinę tylko z daleka i nic by nie miało ich już łączyć. Tak, wiedział, że popełnił błąd i bał się, że bez względu na to, co by zrobił, nie da się go już naprawić.
Powrót do góry Go down
Wto 29 Wrz 2020 - 17:13
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



11.
outfit

Z kolei Selina za błąd uważała całą ich znajomość. Skoro o niej tak źle myślał, to dlaczego w ogóle się z nią spotykał? Dlaczego dawał jej nadzieje na coś więcej, dobrze wiedząc, że ma zamiar i tak końcem końców ją zranić? Czy dało mu to jakąś satysfakcję, poczuł się przez to lepiej? Niby myślała, że coś o nim wie, że go zna, ale najwyraźniej dość mocno się pomyliła; dała się omamić, zwieść swojej intuicji i swojemu sercu, które również okazało się zdradzieckie. Wychodziło na to, że wszystko było jednym, wielkim kłamstwem, a Colt był tak dobrym aktorem, jak jej matka. Miała nauczkę, by następnym razem nikomu nie ufać, ani nie pozwalać na to, by jakiekolwiek uczucia miały nad nią kontrolę. Przekonała się o tym, że uczucia czyniły cię słabym, miękkim, podatnym na zranienia, a Selina w żadnym wypadku nie chciała taka być. Po tym, jak wróciła rankiem od Faye, podjęła decyzję o tym, że już nie będzie o nim myśleć, że wyrzuci go ze swojej głowy jak i swojego serca; tak było najlepiej, a Selina chciała jak najbardziej zminimalizować ten cały ból i gorycz, jakie ją pochłaniały. Zwykle, kiedy czuła się źle, jej sposobem na to było albo picie wódki, albo komponowanie - dlatego siedziała późnym wieczorem przy pianinie, dolewając sobie po trochu napitku, który niezbyt dobrze działał na jej głowę, ale szybko działał, grając i śpiewając, starając się skupić na czymś innym, niż na Colcie i jego słowach, które przez cały czas, mimo wszystko, do niej wracały. Nie spodziewała się dzisiaj nikogo, ale po usłyszeniu dzwonka do drzwi, podejrzewała, że to mógł być nie kto inny, tylko Faye, która zapewne chciała sprawić, czy na pewno wszystko z nią w porządku. Skierowała swoje kroki ku drzwiom, nawet nie spoglądając, kto za nimi stał i otworzyła; jednak jak tylko zobaczyła, kto za nimi stał, zamknęła je z impetem, przeklinając w myślach to, że Colt po tym wszystkim, co jej powiedział, miał jeszcze czelność do niej przychodzić. Nie rozumiała, dlaczego to zrobił - ostatnim razem wyjaśnił się dość jasno na temat tego, co o niej myślał, a że dziewczyna nie była kimś, kto komukolwiek się pokłaniał, o cokolwiek błagał albo prosił, to nie miała zamiaru tego robić i tym razem, ani wtedy, gdy rozmawiali przez telefon. Mogła być zraniona, serce mogło ją boleć, być rozdarte na miliony kawałeczków i atakowane milionem szpilek, to miała swoją dumę i godność, znała swoją wartość. Choć nie rozumiała dlaczego to wszystko się tak potoczyło, przez to, że nic nie wskazywało na to, że tak właśnie się to skończy i myślała, że być może darzą się jakimiś uczuciami, to okazało się, że jednak była naiwna wierząc, że to było obustronne. To uczucie zamiast ją ogrzać, sparzyło ją, dostała swoją karę za to, że pozwoliła temu zabrnąć tak daleko, pomimo tych wszystkich znaków ostrzegawczych, które dostawała, ale postanowiła je wszystkie, bez wyjątku ignorować. Była naprawdę głupia myśląc, że będą mieli szansę na cokolwiek, że miała szansę na coś tak prawdziwego i szczerego w swoim życiu, jak właśnie to. Niestety, to nadal pozostawało poza jej zasięgiem, niedostępne; nie było życiem dla niej, było ukryte za szybą, by mogła je tylko podziwiać, pragnąć go, ale nigdy go nie dosięgnąć. Nie było jej pisane. Z jej ust wydobyło się prychnięcie, po usłyszeniu jego słów. Myślała, że jak zamknie mu przed nosem drzwi to od razu sobie pójdzie i zrezygnuje. - Ale Ty oczywiście musiałeś zrobić swoje - prychnęła pod nosem. Czemu je nie posłuchał? Po co do niej przychodził? Żeby się nasłuchała kolejnych słów na swój temat? O tym, jaka to była zła, straszna i samolubna? Jaką była egoistką? Westchnęła głęboko, opierając się plecami o drzwi, spuszczając przy tym głowę. Nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zabiło mocniej w momencie, gdy wypowiedział to jedne, jedyne słowo - tęskniłem. Ona też tęskniła. I to bardzo. Tęskniła za nim, za jego uśmiechem, za jego ciepłem. Za tymi wszystkimi chwilami, które dzielili, a które zostały tak nagle oddarte, jakby nigdy ich tak naprawdę nie było. Nic nie mogła już z tym więcej robić, bo takich już nie będzie, nie będzie więcej miłych wspomnień. Jego dalsze słowa rozzłościły ją, bo były zupełnie sprzeczne z tym, co usłyszała od niego ostatnim razem; słowo przepraszam nie było wystarczające, by sprawić, że o tym wszystkim zapomni. O tym, co jej wtedy powiedział, bo jednak musiał mieć jakiś powód, że je wtedy od niego usłyszała. - Nie myślisz, a jednak to wszystko powiedziałeś, więc najwyraźniej takie masz o mnie zdanie. Jak wszyscy - sarknęła i nim zdążyła się przed tym powstrzymać, otworzyła na oścież drzwi. Jego widok, siedzącego na progu, był jak cios wymierzony w policzek - oczy ją zapiekły, więc zaczęła zawzięcie mrugać, byle tylko nie dać popłynąć łzom. Już i tak dostatecznie dużo ich wylała. Nie pomagał również fakt, że wyglądała bardzo żałośnie i inaczej, niż zwykle - drżała jej broda, jej usta były spierzchnięte od ciągłego oblizywania i przygryzania ich, a oczy, które zawsze nosiły błękitną barwę były teraz mocno zaczerwienione. W dodatku jej włosy również nie prezentowały się tak doskonale, jak zawsze, były zaplecione w niedbały, długi i ciemny warkocz, na sobie nie miała sukienki, tylko zwykłe, jasne dżinsy i białą koszulę, która była na nią zdecydowanie za duża. Tak, ta koszula zdecydowanie nie była jej własnością, ale to nie teraz było najważniejsze. Uniosła dumnie podbródek, zupełnie tak, jakby stawiała mu wyzwanie; albo samej sobie, by mu nie ulec. - Jeśli coś do mnie masz, to powiedz mi to prosto w twarz, proszę bardzo - wzruszyła ramionami, przyglądając mu się na poły z rozgniewaną, na poły zrezygnowaną miną. - Powiedz mi co jeszcze o mnie myślisz. Jaka to jestem zła, jak to jest Ci ze mną źle. Jaka jestem samolubna, że trzymam Cię na smyczy, chcąc mieć nad Tobą kontrolę - słowa wypadały z jej ust, a głos łamał jej się coraz bardziej, przez co łapała łapczywie powietrze. - Nie wiem czego ode mnie chcesz, ani czego tutaj szukasz. Mówisz, że tęsknisz, a skąd mam wiedzieć, że tak naprawdę jest? Czego ode mnie jeszcze chcesz, Colt? Tak naprawdę? - to pytanie zawisło między nimi i Selina zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo ją ta cała sytuacja zabolała. Zazwyczaj nigdy to nie odciskało na niej takiego piętna, ale najwyraźniej przez to, że zależało jej na nim tak bardzo, ten zawód bolał jeszcze bardziej. Naprawdę był dla niej kimś ważnym i wydawało jej się, że ona dla niego również - a co więcej, że będzie jedną z tych niewielu osób, kto dostrzeże coś więcej niż samolubną, rozpieszczoną dziewczynę, której wszystko się należy. Najwyraźniej się pomyliła.
Powrót do góry Go down
Wto 29 Wrz 2020 - 19:26
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Nawet przez chwilę nie mógłby jej winić za to, w jaki sposób teraz na niego patrzyła, ani co o nim myślała. W końcu dostawał właśnie to, na co sobie zasłużył i co sam na siebie ściągnął. Sam był sobie winien i nie miał zamiaru tej winy umniejszać, albo - co gorsza - zrzucać jakikolwiek jej kawałek na jej konto. Najgorsze jednak nie było nawet dla niego to, że stracił całkowicie u niej szanse, tylko to, że uwierzyła w jego słowa, uznając, że tak właśnie źle o niej myśli, a tego nie chciał. Nie chciał, żeby myślała, że taka właśnie jest, tak ją postrzegają inni i taka musi być. Dlatego musiał tu przyjść i nie miał zamiaru odejść bez szansy powiedzenia jej tego, nawet jeżeli to oznaczało, że miałby siedzieć pod jej drzwiami całą noc. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo uparta była Selina, jednak tak się składało, że on również potrafił taki być. Być może nawet bardziej niż ona. Do tego wszystkiego po prostu za nią tęsknił; za tymi chwilami normalności, kiedy mógł po prostu być sobą i to w zupełności wystarczało, a wszystko, gdy była obok, po prostu wydawało się prostsze i o wiele bardziej znośne; tęsknił też za jej uśmiechem, za tymi oczami, w których tańczyły iskierki; tęsknił za nią całą. Teoretycznie mógłby uszanować jej słowa, zostawić ją w spokoju i już nigdy więcej nie wchodzić w jej drogę, ale po prostu nie mógł tego zrobić. I nie chciał. Wbrew tym kłamstwom, które od niego ostatnio usłyszała, jego stosunek do niej nie zmienił się nawet o odrobinkę, wciąż czuł do niej to samo, chociaż teraz to uczucie było pełne tęsknoty i smutku. Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. - Oczywiście, że tak. Nie posłuchanie Cię w tym wypadku było ryzykiem, które warto podjąć - odpowiedział, bo przecież i tak nie mogłaby być na niego bardziej zła, niż już była, prawda? Nic więc nie tracił, co najwyżej podbite oko, ale to przecież szybciej by zniknęło z jego twarzy, niż się pojawiło. Naprawdę za nią tęsknił i po prostu nie mógł tego tak zostawić. Nie chciał się z nią rozstać, nie w taki sposób, nie żeby naprawdę wierzyła w to, co jej powiedział, że w tak zły sposób o niej myśli. Teraz jednak było to tak naprawdę jego słowo, przeciwko jej i wszystko zależało jedynie od tego, czy mu uwierzy, czy nie. Poderwał się z miejsca, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i odwrócił się w jej stronę. W tym też momencie jego serce całkowicie pękło, bo widok jej z łzami w oczach sprawiał mu ból. Jedyne co chciał w tym momencie to podejść do niej, wziąć ją w ramiona i otrzeć każdą jedną łzę, która wypłynęła z jej pięknych, teraz tak bardzo smutnych, oczu. Nie mógł jednak tego zrobić, nie wtedy, kiedy to właśnie on był winien stanu, w którym aktualnie się znajdowała. Nie spuścił wzroku z jej twarzy, gdy mówiła, bo chociaż te słowa go raniły, to przecież właśnie na to zasłużył. Tak samo jak na ten brak zaufania, ponieważ miała rację - skąd mogła wiedzieć, że nie kłamał? Że nie próbował jej wykorzystać? - Nie uważam, że jesteś samolubna, ani zła. To ostatnie słowa, jakimi bym kiedykolwiek Cię opisał - westchnął, kręcąc głową, bo trochę się powtarzał, mogła uznać, że to kolejne rzucanie słów na wiatr, ale taka właśnie była prawda. - Nie powinienem wtedy tego mówić, po prostu... nie wiem czemu to zrobiłem. Ale nie jesteś zła, właściwie to uważam, że jesteś jedną z tych nielicznych osób, które są dobre i bezinteresowne, nawet jeżeli tak rzadko to pokazujesz, tak głęboko chowasz w sobie. Więc tak, można chyba powiedzieć, że faktycznie coś do Ciebie mam, bo jesteś dla mnie jak wiersz, który nie każdy jest w stanie od razu zrozumieć i zinterpretować, ale jak już znajdziesz ten odpowiedni klucz, odpowiednie słowa, to pokochasz go całym sercem i już na zawsze będziesz go pamiętać. To właśnie o Tobie myślę - powiedział, na chwilę spuszczając wzrok i przecierając sobie twarz dłonią. Nie mógł sprawić, żeby uwierzyła w jego słowa, lecz w tym momencie mówił jej samą prawdę. Mogła też nie wierzyć jego słowom, ale w jego oczach wciąż była ta sama gama uczuć, a także troska, która pojawiała się za każdym razem, gdy na nią patrzył; bo wbrew wszystkiemu co myślała, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wciąż czuł do niej to samo i wciąż chciał poczuć więcej. Słysząc jej pytania, przyglądał się jej dokładnie i tylko jedna odpowiedź wydawała mu się nie tylko właściwa, ale też i prawdziwa. - Chcę Ciebie - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem, bo dla niego też tak właśnie było. Nie chciał nic od niej, chciał po prostu jej i tylko jej; chciał móc być przy niej kiedy była szczęśliwa, a także, kiedy coś ją smuciło; chciał zobaczyć świat jej oczyma; chciał tych wszystkich prostych i zwyczajnych rzeczy, jak chociażby móc z nią iść za rękę i pocałować jej czoło na dobranoc; chciał móc się w niej zakochać. Po raz kolejny już podczas tej rozmowy westchnął ciężko, po chwili też szybko mrugając. - Zdaję sobie jednak sprawę, że już mi nie wierzysz, ale i tak chciałem, żebyś to wiedziała - dodał, trochę zrezygnowanym tonem. Było z tym dokładnie tak, jak sama powiedziała: skąd mogła wiedzieć, że tak naprawdę jest?. Mogła mu albo uwierzyć, albo nie, a on nie byłby zdziwiony, gdyby wybrała tą drugą opcję. Bo niby czemu miała mu wierzyć, skoro w przeciągu rozmowy telefonicznej, która trwała parę minut, powiedział wszystko to, co mogło najbardziej ją zranić? Nie zasługiwał na jej wybaczenie, ale ona zasługiwała na prawdę i to dlatego właśnie tu był.
Powrót do góry Go down
Wto 29 Wrz 2020 - 21:23
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Z uczuciami był ten problem, że nie dało się ich od tak wyłączyć. Nie było żadnego przycisku on i off, nie było czegokolwiek, co dawałoby nad nimi jakąkolwiek kontrolę. Bo tak, Selina mogła sobie wmawiać, że już kompletnie nic do niego nie czuła, oprócz tej goryczy i żalu, spowodowanymi jego słowami, jednak skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie czuła już kompletnie nic. Teraz jednak nie wiedziała, czy ma wierzyć jego słowom i czy w ogóle będzie w stanie mu zaufać, skoro jednego dnia wypowiada się o niej w taki okropny sposób, a drugiego przychodzi i przeprasza; skąd ma wiedzieć, że to się nie powtórzy? Skąd ma wiedzieć, że to nie była przykrywka po to, żeby dalej ciągnąć to kłamstwo i próbować ją złamać? Przez chwilę Selinie się wydawało, że to było przez to, że ten jeden, jedyny raz pokazała przy nim chwilę słabości, a on to wykorzystał - zobaczył, że nie była człowiekiem ze stali, tylko ze szkła, że była jak lustro, na którym było pełno pęknięć i tak naprawdę ledwo co się trzymało. Była tak skołowana tym wszystkim, że nie wiedziała, co miała myśleć; dopóki nie przyszedł, była pewna swego i tego, że nie chce w ogóle go widzieć na oczy, że to jest ostatnią rzeczą, której by chciała. Jednak teraz, gdy już tu był i słuchała tego, co mówił, nie była już tego wszystkiego taka pewna. Jego widok wywołał w niej radość, ale jednocześnie ból; uścisk w piersi, który nie chciał zmaleć, który odbierał jej powietrze. Czy naprawdę potrafiła się tak całkowicie od niego odciąć, pozostawiając za sobą wszystko? Nie czuć zupełnie niczego, gdy widywałaby go gdzieś z oddali, albo kiedy wpadałby do The Blade & Chalice? Teraz już nie była taka pewna; wiedziała jedynie, że Colt nie tylko dodawał jej siły, kiedy tego potrzebowała, ale był kimś, prawdopodobnie jedną z osób, które były w stanie zranić ją najbardziej, pozostawić z jej serca tylko strzępek, jeśli by tego chciał, a ich poprzednia rozmowa była tylko na to dowodem, jak wielki mogło to spowodować ból. Co prawda z jednej strony czuła satysfakcję tym, że jednak pojawił się na jej progu, przepraszał, jednak jego przeprosiny nie były tym, czego potrzebowała. Bo pewnie, mogła mu teraz wybaczyć, ale na pewno nie zapomni tego, co się stało i nie wiedziała czy chce aż tak bardzo ryzykować, dając mu kolejną szansę i kredyt zaufania. Jednak pomimo tej złości i gniewu, chęci przyozdobienia jego oka albo policzka pięknym siniakiem, żeby chociaż w minimalnej części poczuł to, jak ona sama się teraz czuła, to nadal te wszystkie uczucia gdzieś tam były, tylko starała się je zdusić, nie chcąc, by przejęły nad nią kontrolę i przestała racjonalnie myśleć. Bo tak, mogło być tak jak mówił, że wcale tego nie chciał, ale skąd miała wiedzieć, że to była prawda? Po tym wszystkim? Skąd miała mieć tą pewność? Ale kto wie, skoro był taki uparty, nawet bardziej niż Selina, to może w końcu mu uwierzy. Bo na razie czuła się tak, jakby była dla niego tylko jakąś zabaweczką, którą się porzuca w kąt, jak tylko się nią znudzi. Nigdy nie brała go za tego rodzaju faceta, który przedmiotowo traktował kobiety, ale... kto wie, może Colt, którego jej pokazywał, nigdy nie istniał, a on tak naprawdę był kimś zupełnie innym, niż mogłaby się tego spodziewać. Splotła ramiona na piersi, zaciskając przy tym dłonie, tak mocno, że pod skórą zamajaczyły kości, ale nie spuszczała z niego wzroku, dumnie patrzyła, unosząc podbródek i mierzyła go wzrokiem. Nie ugnie się. Nie mogła mu ulec, temu smutnemu wyrazowi twarzy, jego smutnym oczom, chociaż na ten widok serce bolało ją jeszcze bardziej. Naprawdę ktoś mógłby tak udawać to wszystko? Byłby w stanie to zrobić? Ech, miała coraz więcej wątpliwości. Ale jej też było smutno, jej też było przykro, jej też było źle. Źle z tym, że wcale go widzieć nie chciała, ale nie mogła zaprzeczyć, że tęskniła za jego widokiem, za jego obecnością. Za to nienawidziła siebie jeszcze bardziej. - To dlaczego wczoraj to zrobiłeś? - zapytała hardym tonem, unosząc przy tym brew. Tak się zarzekał, że tego by nie zrobił, a jednak - opisał ją w taki sposób, a ona nie wiedziała dlaczego. Nie pasowało jej to tak bardzo do tego, jak zachowywał się teraz, jak się o niej wypowiadał, dlatego tym bardziej nie rozumiała tego, co takiego się stało, że wczoraj ich rozmowa wyglądała tak, a nie inaczej. Mówił prawdę czy po prostu chciał zrobić z niej idiotkę? Westchnęła ciężko, ramiona jej opadły, była już tym wszystkim wyczerpana. Myślała, że w jego ramionach odnajdzie swój spokój, swoje spokojne miejsce, a nie, że jeszcze on przysporzy jej dodatkowego bólu i zmartwień, a mimo to, mimo tego wszystkiego - nadal nie marzyła o czym innym, jak to właśnie w nich się znaleźć, wtulić się w nie i zapłakać. - I co, znalazłeś ten odpowiedni klucz? - zapytała kipiąco, z krzywym uśmieszkiem. Chciała mu uwierzyć, naprawdę chciała, ale walka z samą sobą, z nim, z tym narastającym uczuciem była dla niej zbyt trudna i nie wiedziała już, co miała zrobić. Dać mu ten kredyt zaufania, czy jednak nie ryzykować, odpuścić i postarać się zapomnieć? To wszystko stało się po tym, jak ukazała przed nim swoją wrażliwość, tą delikatną stronę; kiedy przyznała, że go potrzebuje. Dlaczego i kolejnym razem miałby tego przeciw niej nie wykorzystać? Na samą myśl o tym poczuła jeszcze większe rozgoryczenie i smutek; łzy umoczyły jej długie rzęsy, które wytarła niedbałym gestem dłoni, a pole widzenia zaczęło zamazywać się coraz bardziej, lecz nie przejmowała się tym. Pozwoliła im popłynąć. - Chcesz mnie - powtórzyła za nim, przyglądając się mu, tymi wielkimi oczami pełnymi łez. - W jaki sposób? - zapytała, nie zdając sobie sprawy nawet z tego, że podeszła bliżej. W jaki sposób jej chciał? Co w ogóle do niej czuł, jaka była prawda o tym wszystkim? Jaki był powód tego, że przyszedł, że tak bardzo starał się o to, by mu wybaczyła? Czemu nie odpuścił? - Nie wiem, czy mogę Ci wierzyć, Colt. Czy mogę Ci ufać. Skoro jednego dnia mówisz jedno, a potem drugie. Skąd mam wiedzieć, które jest to prawdziwe? Skąd mogę mieć pewność, że naprawdę tak o mnie nie myślisz? - zmarszczyła brwi, pytając go z lekkim rozgoryczeniem w głosie. Nie wiedziała co ma w tej sytuacji zrobić, co miała począć, bo wszystkie jej postanowienia wzięły w łeb. Bo pewnie, mogła mu nie ufać, mogła mu nie wierzyć, ale nie potrafiła od tak się od niego odwrócić i zapomnieć o tym wszystkim. To było jak przekleństwo, piętno, które sama na siebie ściągnęła. Nie potrafiła się od niego uwolnić. Mimo tego wszystkiego. Mimo tych cholernych słów, które tak bardzo ją zabolały. Czuła, jak w środku, bardzo powoli zaczynało coś w niej pękać i nic nie mogła poradzić na to, by temu zaradzić.
Powrót do góry Go down
Wto 29 Wrz 2020 - 23:54
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Niestety, bez względu na to jak się starało, jak mocno się chciało, to uczuć nie dało się od tak zmienić. Tak samo jak nie dało się naprawić raz złamanego zaufania, a jeżeli już się chciało podjąć tego wysiłku, to trwało to o wiele dłużej, niż ktokolwiek by sobie tego życzył. Colt doskonale zdawał sobie sprawę, że była zła i rozgoryczona i, jakby tylko mógł, to najchętniej te ostatnie 48 godzin by po prostu wymazał z linii czasu i stworzył je od nowa; wtedy by tylko nie doszłoby do tej wymiany zdań, ale także do ich rozmowy telefonicznej i śmierci Tate, która tak naprawdę w tym wszystkim miała największe znaczenie, bo to od tego się wszystko zaczęło. Wszystko byłoby też o wiele prostsze, gdyby mógł po prostu powiedzieć Selinę prawdę o Rycerzach, o tym, że nie zawsze potrafi zapanować nad tym, co jest w jego środku i, że chociaż oddał swoje życie sprawie lata temu, to jego serce wciąż może należeć do niej. Nie mógł jednak tego zrobić i to tworzyło kolejny problem. Jak bowiem mógł jej obiecać, że mówi prawdę i nigdy jej nie okłamie, skoro zatajał przed nią największą część swojego życia? Nie miał więc jej zbyt wiele do zaoferowania poza tymi chwilami, które mogli dzielić i podczas których ani razu nie powiedział jej kłamstwa. Naprawdę się o nią troszczył, naprawdę mu zależało, chociaż teraz zdawało się, że to nie ma żadnego znaczenia. Wiedział, że samo przepraszam nie wystarczy, jednak nie miał pojęcia co mógłby jej więcej powiedzieć, skoro tak naprawdę nie musiała uwierzyć w żadnego jego słowo; problem ze słowami był natomiast taki, że mogły dodać skrzydeł, podnieść na duchu tych najbardziej złamanym i pozbawionym nadziei, ale jednocześnie miały moc złamania i odebrania wszystkiego. Colt zdawał sobie sprawę z wagi słów, które wcześniej wypowiedział i jak wielką siłę destrukcji za sobą poniosły. Mógł je cofać, mówić, że tak nie jest, że tak nie myśli, mógłby pewnie zadeklamować Selinie wiersz, jednak to już nie miało żadnego znaczenia. Widział to w jej twarzy, może nie niechęć, ale po prostu brak wiary i zaufania; wcześniej mógł dzięki paru odpowiednim słowom przywrócić uśmiech na jej twarzy, a teraz bez względu na to co mówił, niczego to nie zmieniało. Nie musiała mu więc podbijać oka, żeby poczuł się tak, jak ona się czuła, bo już to czuł, rozumiał to o wiele lepiej, niż myślała. Do tego w jego przypadku dochodziła ta bezsilność, która powoli wypełniała zakamarki jego myśli; pomimo jednak tego, że nie nawidził tego uczucia, to zaczynało coraz silniej na niego wpływać. Spuścił głowę, słysząc jej pytanie. Nie był w stanie tego powiedzieć, nie potrafił. - Czy to ma jakieś znaczenie? - zapytał jedynie, bo skoro jego przeprosiny nie miały znaczenia, to powiedzenie jej, co tak naprawdę robił poprzedniego dnia, by coś dało? Szczerze mówiąc wątpił w to, a do tego nie chciał wykorzystywać śmierci przyjaciółki do tłumaczenia się; nie chciał, żeby Tate stała się jego wymówką w takiej sytuacji. Wziął głęboki, drżący oddech, starając się chociaż w niewielkim stopniu zapanować nad emocjami, żeby te przypadkiem nie przejęły nad nim kontroli. Nie, żeby obawiał się łez, bo to nie byłoby raczej dla niego zbyt problematyczne; nie chciał jednak stracić kontroli, ani nad sobą, ani nad tym wilkołakiem w jego wnętrzu. Uniósł brwi, słysząc jej ton. Naprawdę się starał i chociaż rozumiał jej postawę, to wcale nie oznaczało, że go to nie bolało. Bolało i to cholernie, tak jakby posypywała otwartą ranę solą i czekała na jego reakcję. - Nie uwierzyłabyś mi, bez względu na to co bym powiedział, więc czy to ważne? - i tak by niczego nie zmieniło, gdyby powiedział, że tak, znalazł, a przynajmniej chciał znaleźć; bo chciał ją pokochać i jakaś jego część już zdążyła to zrobić. Dlatego to tak bardzo bolało i dlatego też był tutaj, ofiarując jej swoje serce na otwartej dłoni, chociaż nie liczył, że dostatnie coś w zamian. Z każdą kolejną sekundą też i jego nadzieja, że być może nie wszystko stracone, umierała coraz bardziej. Powiedział jej wszystko co mógł powiedzieć i teraz tylko od niej zależało to, co z tym zrobi. Pomimo tego, że jej łzy tak bardzo łamały mu serce, nie mógł się zdobyć na to, żeby wykonać jakikolwiek gest, żeby ją pocieszyć. Tak jakby wyrósł między nimi z dnia na dzień mur, którego nie był w stanie przebić, mimo że wcześniej tak sprawie potrafił skruszyć to, co w okół siebie wybudowała Selina. Nie wiedział, co chciałaby jeszcze od niego usłyszeć, ani czy cokolwiek co by powiedział, zmieniło jej zdanie. Tak samo jak nic nie mógł poradzić na to, że kiedy do niego podeszła, to jego serce zaczęło bić szybciej. - Czy to musi być jakiś konkretny sposób? Nie mogę chcieć tak po prostu? Bez żadnych ukrytych celów? - zapytał, nawet nie zdając sobie sprawy w którym momencie jego dłoń znalazła się na jej policzku, ścierając delikatnie z jego łzy. - Czy muszę mieć jakiś powód, żeby Cię chcieć? Bo nie ma. Po prostu chciałbym, żebyś stała się częścią mojego życia i została w nim tak długo, jak tylko byłoby to możliwe - nie miał dla niej żadnych wielki wyznań, nie był w stanie wytłumaczyć tego co czuje, a przynajmniej aktualnie nie był w stanie sklasyfikować dokładnie swoich uczuć. Nie chciał jednak, żeby to, co między nimi było się kończyło, chciał to pielęgnować i patrzeć jak się rozrasta, zakotwicza w sercach. Dlatego właśnie nie potrafił odpuścić, pomimo tego, że było w nim coraz mnie i mniej nadziei na szczęśliwy koniec; nawet to nie było wstanie spowodować, że teraz by odszedł. - Szczerze mówiąc, to prawdopodobnie nie powinnaś - przyznał. Nie chciał jej zniechęcać, ale też nie chciał twierdzić, że jest chodzącą otwartą księgą, kimś kto zawsze mówi samą prawdę i tylko prawdę. Sięgnął po jej rękę, którą przyłożył sobie do serca, które zawsze przyśpieszało, kiedy była bliżej. - Jeżeli nie wiesz, czy zaufać moim słowom, to zaufaj temu - powiedział, bo to właśnie serce, jego serce, biło teraz właśnie dla niej. - Wiem, że Cię zraniłem, że poczułaś się wykorzystana. Jednak nigdy nie chciałem tego zrobić, nie chciałem, żebyś tak pomyślała, że bawię się Tobą, albo Twoimi uczuciami. Żałowałem każdego jednego słowa, które Ci powiedziałem, gdy tylko skończyłem mówić i od razu powinienem tutaj przyjść, żeby to wyjaśnić, ale... nie mogłem. Po tym wszystkim co się stało, po prostu nie mogłem. Ale nie chcę Cię stracić, przez coś takiego. Nie mogę Cię stracić. Nie teraz, bo to by było za dużo - powiedział, zamykając oczy, żeby ukryć ich nagły, niebieski rozbłysk. Powoli tracił kontrolę, jakby coś nagle się w nim popsuło, albo on sam był popsuty bardziej, niż wcześniej przypuszczał. Odsunął się od niej robiąc najpierw jeden, a potem drugi krok w tył. Wziął głęboki oddech, a potem otworzył oczy, kierując spojrzenie w jej stronę. - Jednak jeżeli jesteś pewna... Jeżeli naprawdę tego chcesz... Nie będę Cię więcej niepokoił - nie wiedział jak długo jeszcze będzie w stanie tłumić w sobie te wszystkie emocje, panować nad nimi na tyle, na żeby nie ulec niekontrolowanej transformacji. Wiedział, że rozmowa ta będzie trudna, jednak bardzo grubo przeliczył się z własną siłą, z własną kontrolą. Powiedział jej już wszystko, co tylko mógł i teraz to tylko i wyłącznie od niej zależało, jak to się dalej potoczy. Chociaż wiedział, że nie powinien jej stawiać w takiej sytuacji, oczekiwać, żeby zadecydowała tutaj i teraz, po prostu chciał wiedzieć. Mógł o nią walczyć, ale jeśli miałaby to być walka z wiatrakami, to po stracie Tate, nie był na to gotowy i nie mógł się jej podjąć.
Powrót do góry Go down
Sro 30 Wrz 2020 - 1:38
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Oboje przed sobą skrywali sekrety, który stanowiły większą część ich życia - Selina Bractwo, a Colt Rycerzy. Niby to powinna być idealna okazja ku temu, by móc zawrócić, wyplątać się z tego, znowu wrócić na poprzedni tor w którym nie wiązała z nikim żadnych głębszych uczuć ani nadziei, bo tak było łatwiej i prościej, nikogo nie musiała wtedy okłamywać ani martwić się tym, że odkryje, kim naprawdę jest. Po ich rozmowie i pójściu do przyjaciółki Selina była pewna, że wykorzysta tą okazję, uzna, że to była dla niej swoista nauczka, by tego nie robić, bo wiązało się z tym zbyt wiele ryzyka, ale teraz, gdy tak stała przed nim, słuchała go i patrzyła, myślała o tym, jak wiele jej dał, pomimo tych bolesnych słów, jakie od niego usłyszała. Dał jej coś, czegoś nigdy nie dostała od nikogo i nie była taka pewna, czy będzie w stanie teraz się bez tego obejść. Dał jaj troskę, opiekę i poczucie bezpieczeństwa, czyli uczucia, których nie czuła od bardzo dawna. Dopóki go nie poznała jej życie w większości przypadków było po prostu czarne, szare albo białe, a dopiero to on wniósł do niego o wiele więcej kolorów, jej oczy nie były już takie smutne, jak zazwyczaj, a jej twarz coraz częściej rozpromieniał uśmiech. Przekonała się o tym, jak bardzo obecność drugiej osoby potrafiła dodać skrzydeł, jak również... je podciąć, czego ich ostatnia rozmowa była dowodem. Czy jednak to był powód, by to wszystko skreślać? Czy to było coś, co grubą kreską przekreśli między nimi wszystko? W pierwszej chwili Selina właśnie tak się poczuła, jednak teraz, gdy już tu był, nie była już tego taka pewna. Niczego nie była pewna. Jedynie tego, że Colt pomimo tego wszystkiego nadal stanowił ważną część niej samej, że nadal miała go pod skórą i najwyraźniej nie zamierzał nigdzie sobie pójść. - Wszystko ma znaczenie, Colt. Wszystko co jest związane z Tobą ma znaczenie, bo jakby nie miało to prawdopodobnie te wczorajsze słowa wcale by tak bardzo nie zabolały - odpowiedziała, rozkładając bezradnie ręce na boki. Zależało jej na nim, miał dla niej wielkie znaczenie i dlatego poczuła się tak bardzo zraniona; bo myślała, że ją rozumiał, że chciał naprawdę poznać ją całą, wszystko to, co chowała w środku, a nie kierować się domysłami i tym, co było widoczne dla gołego oka. Jednak jeżeli nie chciał tego mówić, to nie musiał, nie żądała tego od niego, ale jakby wiedziała, to postarałaby się zrozumieć, co wtedy nim kierowało. Nie mogła przecież wiedzieć, że to śmierć przyjaciółki wywarła na niego taki wpływ, że to było powodem tego wszystkiego, tego, że teraz stali przed sobą, patrząc jak to wszystko może się rozpaść jeśli dość szybko tego nie poskładają, ułożą z powrotem w stabilną konstrukcję, która będzie ich trzymać razem. Wcale nie poczuła się lepiej, gdy zobaczyła, że jej słowa również go zabolały - poczuła się przez to jeszcze gorzej i coraz bardziej narastała w niej chęć skończenia tego wszystkiego, tej całej farsy; by przestali się wzajemnie ranić. Nie potrafiła już tego znieść. - Może tak, może nie, ale zawsze warto jest spróbować, prawda? - odpowiedziała cicho, może nawet z nutką nadziei? Może i jej zaufanie do niego zostało nadszarpnięte, to pomimo to, chciała to usłyszeć, bo nadal żywiła do niego uczucia, jej serce nadal się do niego rwało, a ona nie potrafiła tego zatrzymać, ani nad tym zapanować. Z jednej strony, przynajmniej na samym początku, chciała to zakończyć. Naprawdę chciała, a przynajmniej do momentu, w którym nie przyszedł; jak tylko go zobaczyła to nie była już taka pewna, czy tego chce, a teraz... teraz już wiedziała, że nie byłaby w stanie tego przerwać, zakończyć, nie w taki sposób. Może za bardzo mu teraz nie ufała, ale jakaś jej część, wierzyła mu. Wierzyła w to wszystko, dlatego nie chciała pozwolić temu odejść, zniknąć, jakby nigdy nic między nimi się nie wydarzyło. W chwili, kiedy jego dłoń dotknęła jej policzka, poczuła, jak jej ciało przebiegł niekontrolowany dreszcz, jak zalało ją ciepło, jak skóra zaczęła mrowić ją w miejscu, którego dotknął; mimowolnie wtuliła w nią twarz, rozkoszując się tym czułym dotykiem, którego tak bardzo jej brakowało, szczególnie teraz. Nie, nie miała serca z kamienia, nie była własną matką, nie była Hekate, która od zawsze potrafiła je kontrolować i pięknie udawać. - Nie, nie musisz - odpowiedziała, a jeszcze więcej łez pojawiło się w kącikach jej błękitnych oczu. Pomimo tej całej sytuacji, pomimo tego, co zrobił, też tego chciała. Pomimo tej całej złości i niepewności o to, co może stać się kiedyś i czy może mu zaufać, to nie chciała, by zniknął z jej życia, przestał być w nim obecny. - To... wystarczy - dodała szeptem, mówiąc tutaj prawdę, bo tak - to jej wystarczało. Też nie chciała burzyć tego, co się między nimi rodziło, nie chciała tego sabotować, a też nie miała po prostu siły na to, żeby z tym wszystkim walczyć, a przede wszystkim z samą sobą i tym, co naprawdę czuła. Już samo to, że pomimo całej tej złości i gniewu, tego rozgoryczenia, jakie odczuwała, nie zdołało wymazać tego, jakimi uczuciami go darzyła. A było ich naprawdę dużo i były na tyle silne, że zakorzeniły się w niej na dobre, nie dając się w żaden sposób wypędzić, nawet jakby bardzo tego chciała, nawet pomimo tych okropieństw, które jej powiedział. Czy chciała się ich pozbyć? Może na początku, owszem, bo była rozgniewana, było jej przykro, boleśnie ją zranił, ale teraz... nie, nie była już tego taka pewna. Co prawda miała twardy i surowy charakter, jednak nie chciała skreślać wszystkiego, co ich łączyło, tym bardziej, że nie mogła zaprzeczyć temu, że Colt pomimo jej uporu, nie poddawał się i walczył, a kogo innego jej to nie przypominało, jak właśnie ją samą? Nie miała tej pewności, czy to była prawda, czy kolejna gra, tego nie wiedziała i jedynie czas przyniesie jej odpowiedź. Cóż, być może będzie potem tego żałować, stwierdzi, że mogła na tym etapie tą znajomość urwać, ale trudno; wszystko to było jedno, wielkie ryzyko, tak? Od wczorajszego wieczora wypłakała już tyle łez, że nie miała najmniejszej ochoty na więcej. Chciała po prostu zapomnieć, żeby skończyła się ta cała farsa i wrócili do momentu, kiedy było między nimi po prostu dobrze. Gdy usłyszała jego dalsze słowa, już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie ujął jej rękę, która spoczęła dokładnie w miejscu, w którym było jego serce. Jej własne uderzyło mocniej, tak jak zawsze, kiedy był w pobliżu i podniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy; piękne, smutne, niebieskie jak ocean oczy w które tak bardzo kochała patrzeć i które tak łatwo ją gubiły. Które dawały jej spokój, dawały nadzieję, wywoływały jej uśmiech, którego teraz tak bardzo było brak. Stała tak bez ruchu i patrzyła, słuchając jego słów. Być może bardziej racjonalnym by teraz było, gdyby się odsunęła, gdyby zaprzeczyła, znowu powiedziała coś o tym, że jak ma mu wierzyć i jak zaufać po tym, co zrobił. Nie uczyniła tego jednak, tylko na niego patrzyła, nie wiedząc już zupełnie, co miała zrobić; czy miała iść za głosem serca, które się do niego rwało, czy może kierować się rozumiem, który od początku jej podpowiadał, że nie powinna w ogóle tego zaczynać, bo to może źle się skończyć? Której części samej siebie powinna posłuchać? Z drugiej strony... Selina nigdy nie była kimś, kto bał się bólu, odrzucenia i przed nim uciekał. I tym razem nie było inaczej. - Widzisz... pomimo wszystko, ja też tego nie chcę - odparła bardzo cicho, z lekką dozą rezygnacji. Nie miała siły na dalszą walkę, na walkę z nim. Z bólem w sercu patrzyła, jak się od niej odsuwa, a ona zdała sobie sprawę, że wcale nie chce, by to robił, chciała czegoś zupełnie odwrotnego. Nie chciała, by się oddalał, tylko był jak najbliżej, jak najbliżej tylko się dało. Żeby mogła wykreślić to wszystko z pamięci, żeby mogła przestać myśleć. By mogła się w nim zatracić, zapominając o całym Bożym świecie, który ich otaczał. Dlatego Selina, całkowicie ignorując jego słowa, pokonała ten dystans, który ich dzielił - ten, który był widoczny dla oka, jak również te wszystkie góry i morza, jakie między nimi wyrosły przez ten czas. Pokonała wszystkie dzielące ich mury. Tę niezręczność i ciszę, zupełnie ignorując głos w jej głowie, który mówił, że powinna przestać, że powinna się wycofać. Zniszczyła to wszystko w momencie, gdy stanęła na palcach, łapiąc go za poły kamizelki, żeby się ku niej pochylił, by mogła dosięgnąć jego ust i go pocałować; bardzo gwałtownie, desperacko i rozpaczliwie, jakby chciała mu przez to pokazać, jak czuła się właśnie w tym momencie. Był to pocałunek, który mówił, że ma nigdzie się nie ruszać, że to nie był żaden koniec. Jeszcze nie. Ich historia trwała nadal, nie mogła zostać zakończona w taki sposób. Była jego księżycem, a on jej wilkiem. Nie mogli istnieć osobno.
Powrót do góry Go down
Sro 30 Wrz 2020 - 12:45
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Naprawdę mu na niej zależało, bez względu na słowa, które wypowiedział w gorszym momencie swojego życia. Nie miał ich na myśli, właściwie nie wiedział skąd się pojawiły w jego głowie i dlaczego coś takiego przeszło mu przez gardło, ale niestety stało się i nie mógł tego cofnąć. Mógł jedynie przeprosić, wytłumaczyć i liczyć na to, że Selina będzie skłonna dać mu drugą szansę. Wiedział doskonale jak to wyglądało, jakby próbował ją wykorzystać, zabawić się jej kosztem, aż w końcu uznał, że mu się znudziło. Nie należał jednak do takiego typu ludzi, prędzej można byłoby powiedzieć, że był wręcz ich przeciwieństwem - angażował się zawsze za szybko i za mocno, a do tego już na zawsze. Był pewien bowiem, że gdyby nie śmierć jego poprzedniej dziewczyny to na pewno wciąż by z nią, bo jakaś cząstka jego wciąż ją kochała. Tym samym uczuciem zaczynał też powoli darzyć Selinę, dlatego też po prostu nie mógł dopuścić do tego, żeby to wszystko tak się skończyło, z powodu jakiś głupich słów, które powiedział. Chciał być częścią jej życia, oglądać jej uśmiech i sprawić, żeby poczuła się tak kochana, bo nie musiał być żadnym wielkim filozofem, ani odkrywcą, żeby nie zauważyć jeszcze, że tego uczucia tak bardzo jej brakował. Właściwie tak jak i jemu; przez ostatnie lata starał się zachować kamienne serce, nie angażować się tak jak wcześniej, obawiając się, że skończy się to też tak jak wcześniej. Dopiero Selina zakradła się do jego serca, tak jak księżyc nocą zakrada się przez okno do pokoju i nie pozwala człowiekowi spać, tylko każe się podziwiać. Ona była takim jego księżycem, którego blask go oszałamiał i bez którego nie wiedział jak normalnie funkcjonować. I chociaż to wszystko było tak bardzo skomplikowane, to kim byli, jakie mieli obowiązki, to i tak nie mógłby tego tak nie zostawić, nie mógłby nie spróbować. Chociaż jego starania przypominały trochę walkę z wiatrakami, to i tak nie chciał odchodzić, dopóki zostaje jakaś nadzieja, że to nie musi być wcale ich koniec. - Nie chcę usprawiedliwiać w żaden sposób... - pokręcił głową, przecierając oczy ręką. Nie, nie chciał używać śmierci Tate jako wymówki, dlaczego zachował się jak skończony dupek. To nie byłoby fair, ani wobec jego przyjaciółki, ani też wobec Seliny. - Zwłaszcza, że to co się wydarzyło wcale nie tłumaczy tego co powiedziałem. Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że to przez to, że za dużo wypiłem, co byłby równie głupi i zupełnie nieistotnym tłumaczeniem - powiedział, ponieważ bez względu na wszystko winny był tylko on. On i to jego poczucie, że może faktycznie lepiej by było, gdyby Selina nie chciała go znać, bo wtedy byłaby o wiele bezpieczniejsza. Dopiero po czasie zdał sobie sprawę, że nie powinien decydować za nią, odtrącać jej, bez wytłumaczenia jej dlaczego to robi. Wiedział, że wszystko popsuł, bo wiedział jaką kobietą jest Selina - odważną, twardą i nigdy nie poddającą się. Dlatego być może jakaś część jego umysłu uważała, że lepiej będzie się wycofać, zranić ją słowami, zanim zostanie zraniona w bardziej śmiertelny sposób; nie potrafił jednak trzymać się od niej z daleka, nie potrafił też żyć z myślą, że ma do niego żal. Stracił już tak wiele bliskich mu osób w ciągu ostatnich lat, jedną z nich stracił nawet poprzedniego dnia i nie mógł sobie pozwolić na stracenie Seliny. - Próbuję przez cały ten czas, jednak za każdym razem okazuje się to nie wystarczające, bo koniec końców to i tak nic tutaj nie zależy od tego co powiem - odpowiedział, ponieważ to właśnie jej decyzja była najważniejsza; to czy uzna, że bez względu na to co powiedział, da mu jeszcze szansę, czy może okaże się to dla niej niewykonalne. On już na samym początku powiedział, że przeprasza, że wcale tak nie uważa i że dla niego jest najwspanialsza na świecie - teraz jedynie mógł to samo ubierać w inne słowa. Nie, żeby stanowiło to dla niego jakąś wyjątkową trudność, bo już wcześniej jej powiedział, że mógłby godzinami wymieniać co mu się w niej podoba całymi godzinami. Teraz mógłby jeszcze dodać całą listę rzeczy, które robi, a która sprawia, że jego serce bije w tak szalonym rytmie, jakby chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej i polecieć w jej stronę. Być może nie był tak naprawdę do końca godny zaufania, a Selina nie powinna pokładać w nim żadnej wiary, jednak jego uczucia względem niej, były jak najbardziej szczere. Tak samo jak wszytko to, co mówił jej wcześniej, że się o nią troszczy i że uważa ją za niesamowitą. Każde jedno jego słowo było szczere, wychodzące z głębi serca - oczywiście poza tymi, które wypowiedział przez telefon. Ten jeden raz kłamał, czego aktualnie naprawdę mocno żałował, bo wychodziło na to, że kłamstwa z jego ust brzmią o wiele bardziej wiarygodnie, niż prawda. Głaskał ją delikatnie po policzku, na którym pojawiały się coraz to nowe łzy. - Naprawdę mi na Tobie zależy, Selino - wyszeptał, chociaż to można było uznać za lekkie niedomówienie; owszem, zależało mu na niej, jednak to uczucie było o wiele silniejsze. Czy była to już miłość, czy jakieś stadium pomiędzy? Nie miał pojęcia. Wiedział jedynie, że jedyne czego aktualnie pragnął, to właśnie ona, z każdą jej wadą i zaletą, bez względu na humor i wszystko dookoła. Chciał z nią być, chciał mieć szansę ją poznać i nie chciał, żeby kiedykolwiek jeszcze poczuła się wykorzystana, niekochana, albo niechciana. Miał zamiar o nią walczyć, nawet jeżeli dzisiaj miałby stąd odejść pokonany. Zawsze bowiem był kolejny dzień, prawda? Jeżeli więc by mu nie wybaczyła dzisiaj, to przyszedłby w następny dzień i następny, aż w końcu załatwiłaby zakaz zbliżania się. Wtedy być może by się poddał, bo jednak wolał nie iść do więzienia... Wiedział, że prosi ją o wiele, żeby dała mu tą szansę, tak aby mógł to wszystko naprawić i odbudować to zaufanie, które stracił. Było to spore ryzyko, bo nie mógł jej dać żadnego zapewnienia, że wszystko się ułoży, a oni już na zawsze będą szczęśliwi. Nikt nie mógł przewidzieć co się stanie, ani jak ich życie się potoczy. Mogli jednak mieć to co tu i teraz, ten czas, kto wie jak długi, który mogli spędzić razem, dzielić ze sobą smutki i radości, nawet jeżeli nigdy nie mieliby być do końca ze sobą szczerzy. Jego słowa mogły być kłamstwami, oczy mogły kłamać, jednak serce mówiło prawdę. Chciał, żeby to poczuła, bo to była jedyna prawda, która się liczyła i której bez względu na wszystko, nie mógłby zmienić, ani zakłamać. Wierzył, że wciąż to mogą jeszcze naprawić, załatać wydartą tę dziurę, która została wyrwana, zburzyć lodowy mur, który między nimi powstał. To była marna nadzieja, ale wciąż się jej kurczowo trzymał, licząc na to, że chociaż słowa już mu się skończyły, to Selina zrozumie, że jego serce bije dla niej, a on sam jest jej, bez względu na wszystko, na dobre i na złe. Przez większość czasu Colt kierował się rozumem, lecz gdy w grę wchodziła brunetka, to jego serce pełniło wtedy pierwsze skrzypce i nie mógłby się w żaden sposób wyprzeć tych uczuć, które do niej żywiło, które widać było w jego oczach. Patrząc w jej błękitne tęczówki nie był w sobie też w stanie wyobrazić, że mógłby to być ostatni raz, gdy to robił, gdy tonął w jej spojrzeniu, bo nawet pomimo tego, że szkliły się w nim łzy, to wciąż był to wzrok pełen determinacji, bólu, smutku. Jedyne czego teraz chciał, to żeby nie tylko jej łzy wyschły, ale też ten cały ból i rozgoryczenie zniknęły z jej oblicza. Dlatego też, pomimo jej kolejnych słów, chciał odejść. Być może pojawił się tutaj zbyt szybko, zbyt długo próbował to wszystko naprostować, sprawiając jej jedynie więcej smutku. Nie chciał tego. Nie chciał też, żeby mu wybaczyła, dała mu kolejną szansę, tylko dlatego, że ją zmusił, że nie widziała innej opcji, niż w końcu po prostu się poddać i uznać, że ma rację. Dlatego też dziwił się, gdy do niego podeszła i złapała go za kamizelkę, chociaż w tym też momencie zareagował całkowicie instynktownie. Nie było już między nimi żadnej bariery, żadnej przestrzeni, która mogłaby ich podzielić. Objął jej drobne ciało w talii, przyciągając ją do siebie, kiedy ich usta zderzyły się w pocałunku; pocałunku, który tak bardzo różnił się od poprzednich, w którym było tyle smutku, a zarazem tęsknoty, uczucia, ale też i jednocześnie żal, desperacji, a także pożądania. Czuł zapach soli z jej łez, jednak to i tak nie zmieniało faktu, że jej usta były jedynymi, które by chciał całować. Objął ją szczelniej, mocniej, tak jakby obawiał się, że nagle zniknie, rozpłynie się gdzieś w powietrzu, albo po prostu się odsunie; nawet nie zdawał sobie wcześniej sprawy, jak bardzo był spragniony jej bliskości, tego ciepła jej ciała, która tak bardzo działało na jego, paląc każdy kawałek skóry i pobudzając krew w żyłach. Po chwili oderwał swoje usta od jej, żeby delikatnymi pocałunkami zacząć obdarowywać jej mokre od łez policzki, nosek, a na samym końcu czoło. - Naprawdę za Tobą tęskniłem - powiedział, całując ją w czubek głowy i przytulając do siebie. - I wyglądasz naprawdę świetnie w tej koszuli - dodał jeszcze, wciąż jej nie puszczając. Tak, rozpoznał tę koszulę, jednak Selina mogła być spokojna - nawet przez chwilę nie miał zamiaru zażądać jej zwrotu. Ani teraz, ani nigdy. Nie mógł się po prostu powstrzymać przed wspomnieniem o tym, zwłaszcza teraz, kiedy wszystko zaczynało wracać na odpowiednie tory, kiedy miał ją w swoich ramionach, mógł gładzić jej plecy i czuć bicie jej serca. Wszystko wracało w końcu na swoje miejsce, było tak, jak być powinno, a oni znajdowali się tam, gdzie było ich miejsce - razem, koło siebie, dzieląc tą bliskość i te wszystkie uczucia, które ich wypełniały.
Powrót do góry Go down
Sro 30 Wrz 2020 - 23:20
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Po ich rozmowie, Selina nie wiedziała, która twarz Colta była tą prawdziwą - tą, której pokazywał do czasu tej nieszczęsnej rozmowy, czy była to właśnie ta, która która tak bardzo ją zraniła. Była świadoma tego, że ludzie potrafili nosić maski, jednak jej nie wydawało się, by właśnie on był jedną z tych osób. Wydawało jej się, że wszystko co robił i mówił było szczere i prawdziwe, pełne uczuć i zaangażowania, dlatego coś... coś jej nie pasowało. Z jednej strony owszem, poczuła się jak zabaweczka, którą się znudził, ale z drugiej, gdzieś z tyłu jej głowy kołatała myśl, że musiało się wydarzyć coś, co sprawiło, że tak się zachował, inaczej niż zwykle, bo po prostu jej to do niego nie pasowało. Okej, nie znała go tak dobrze, mogła się mylić, ale tak też mogło być, prawda? Nie wiedziała jednak w co ma wierzyć, ani co jest prawdą; a nie chciała do niego dzwonić, pisać i przychodzić, prosić się o jakieś wyjaśnienia, bo miała swoją dumę i godność, które jej na to nie pozwalały, pomimo tego, że chciała się dowiedzieć, o co tak naprawdę mu chodziło i co takiego mu zrobiła. Selina nigdy nie była tak naprawdę zakochana, nigdy nikomu nie chciała powierzać swojego serca, ale jemu... już tak, dlatego to tak bardzo ją zraniło, nie spłynęło po niej, tylko było dla niej wielkim wstrząsem. W końcu zaczynała do kogoś coś czuć, w końcu ktoś docierał do niej na tyle, że był w stanie pokonać wszystkie jej mury i bariery, a okazał się kimś... kto tak naprawdę liczył tylko na to, żeby zabawić się jej kosztem. Naprawdę nie chciała w to wierzyć, ale dopóki nie przyszedł, innej prawdy nie znała. Nigdy jakoś specjalnie z nikim nie chciała się angażować w żadne relacje, bo były zbyt problematyczne, ona też zwykle miała problemy z tym, by mówić o swoich uczuciach i je okazywać, ale tym razem chciała to zmienić, właśnie dla niego. Bo czuła, że dla niego warto to zrobić i nadal tak uważała. Pomimo wszystko. Kto wie, może się sparzy, może nie, może ją zrani po raz kolejny - ale to nic. Musi spróbować. Musi zobaczyć, o co z nim chodziło, że pomimo swojej złości i gniewu nie chciała, żeby to był ich koniec, żeby powiedzieli sobie ostateczne żegnaj, a nie do zobaczenia. Selina westchnęła głośno pod nosem, jednym ruchem ogarniając wszystkie ciemne kosmyki włosów, które wyplątały się z warkocza i opadły jej na twarz. - Skoro nie chcesz to nie musisz mówić. Co się stało to i tak się nie odstanie, a skoro... za to przepraszasz i twierdzisz, że nie miałeś tego na myśli to... wierzę, że tak było - powiedziała cicho. Tak naprawdę to ciężko jej będzie wyrzucić z pamięci te słowa, które jej wtedy powiedział i pewnie będzie je pamiętać jeszcze przez długi czas, bo zwykle Selina była pamiętliwą osobą, ale musiało jej... bardzo na kimś zależeć, żeby potrafiła tak szybko wybaczyć i dawać komuś drugą szansę. Niby nie powinna tego robić, nie powinna mu ufać, ale pragnęła go, pragnęła, by był obecny w jej życiu, żeby nie był dla niej tylko żadnym affair, tylko stał się kimś ważnym, jak nie najważniejszym. Dlatego niewątpliwie nie powinien podejmować decyzji za nią, starać się ją chronić, bo nie do niego ona należała, a przynajmniej nie wyłącznie - ona również miała coś do powiedzenia i jeśli by jej powiedział o tym, czego on się obawia, nie zrezygnowałaby. Wbrew pozorom była bardzo dobrze zaznajomiona z tym, jak wyglądała ta nieco ciemniejsza i sfera życia, wiedziała jak to jest i wcale jej się nie bała. Zawsze istniało ryzyko, że mogła umrzeć, niekoniecznie przez fakt, że chciała związać się właśnie z nim. Mogła umrzeć teraz, zaraz, może nawet jutro. Nie musiało to mieć żadnego związku z nim, tak jak on o tym myślał. Śmierci nie dało się przewidzieć ani jej wymknąć; jedynie co można było zrobić to ją po prostu zaakceptować, a potem ruszyć dalej, do przodu, niczego nie żałując. - Tak jak powiedziałeś, to nie do Ciebie należy decyzja, więc nie podejmuj jej za mnie, ani od razu nie spisuj siebie na straty, Colt - pouczyła go i przez to, że teraz stała o wiele bliżej niego, niż wcześniej, mogła wyciągnąć rękę, by palcem unieść jego podbródek ku górze. - Wszystko... da się naprawić. I odbudować, jeśli da się temu szansę. I ja chcę Ci ją dać, bo... - przygryzła wargę i opuściła delikatnie rękę, jednak jej oczy nie opuszczały jego niebieskich tęczówek w kolorze lodu. - Ja też chcę być z Tobą - wydusiła z siebie w końcu, a nie było to łatwe, bo mówienie o uczuciach wcale takie dla niej nie było. Byle komu nigdy nie mówiła, że go lubi, że jej na nim zależy, a tym bardziej nigdy nikomu nie miała okazji powiedzieć, że chce z nim być i jej na nim zależy. Że mimo wszystko, dla niej też jest najwspanialszym człowiekiem, że posiada niezliczoną ilość rzeczy i cech, które uwielbiała, a może i nawet już kochała? Sama nie wiedziała, kiedy to już tak daleko zabrnęło. Dlatego pomimo tych wszystkich wątpliwości i obaw, chciała zaryzykować, bo była ponad to wszystko i wiedziała, że jakby tego nie zrobiła to mogłaby tego żałować, bez względu na to, jak to wszystko się skończy. Był jednak teraz, tutaj i był to dla niej największy dowód na to, że jemu również na niej zależało, a ona nie miała zamiaru tego zignorować. Jak mogłaby, skoro jego bliskość działała na nią jak balsam, który koił ból, dzięki któremu rany, które wcześniej tak bolały, jakby ktoś posypał je solą, teraz się goiły. Zupełnie tak, jakby używał na niej zaklęcia Sanetur, a nie było to nic innego, jak zwykły, czuły dotyk pełen troski. Aż dziwne, że to było tak niewiele, a potrafiło zabliźnić nawet rany, prawda? - Mi na Tobie też - odparła, patrząc mu przez cały czas w oczy; tak pięknie, tak głębokie, że dosłownie w nich tonęła i chciała to robić przez cały czas, przez całe życie. - Dlatego... chcę o tym po prostu zapomnieć. Jakby to nigdy nie miało miejsca ani nigdy się nie wydarzyło - poprosiła, bo nie pragnęła niczego innego, jak właśnie zacząć od nowa, od tego punktu sprzed tej całej katastrofy. Niby nie powinna tego chcieć, jego wcześniejsze słowa powinny sprawić, że to uczucie i pragnienie całkowicie by ją opuściło, jednak tak się nie stało, a jej serce nadal szybciej biło na jego widok, tak szybko i nieprzerwanie jak skrzydełka małego ptaszka, od razu się do niego rwało. Jej uczucie do niego z dnia na dzień stawało się coraz mocniejsze, nie było już jakimś szczeniackim, nastoletnim zauroczeniem, ale czymś znacznie więcej; to uczucie nie było już tylko płomykiem, było gorące tak bardzo, że można było się nim sparzyć, wypełniało każdą komórkę, układ krwionośny. Było dosłownie wszędzie, a i tak rozprzestrzeniało się coraz bardziej i bardziej, więc było już zdecydowanie za późno na to, by to zatrzymać. Żadne słowa, nic nie byłoby w stanie tego zmienić. Ta sytuacja, choć była bardzo dla nich obojga bolesna, była dowodem dla Seliny na to, jak silne były jej uczucia względem niego, że naprawdę dzień po dniu, kawałek po kawałeczku, zakochiwała się w nim. To było silniejsze niż wszystko; silniejsze niż ból, rozgoryczenie niż żal. Było silniejsze od niej samej. Z tego właśnie powodu postanowiła mu zaufać - a dokładniej jego sercu, które nie mogło kłamać, prawda? Niby był rozum, niby było sumienie, ale to właśnie to co mówiło serce liczyło się tutaj najbardziej i dziewczyna niczego bardziej nie pragnęła, jak tego, by to wszystko między nimi naprawić, stawić temu czoła, jeśli nie chcieli się rozstać, tylko chcieli ze sobą być, coś wspólnie stworzyć. Dlatego właśnie podeszła i go pocałowała, bo wiedziała, że to będzie dla niego jasnym i klarownym znakiem, że wcale nie chce, by gdziekolwiek się wybierał, a tym bardziej podejmował decyzję za nią - była już duża, potrafiła samodzielnie myśleć i podejmować decyzje, a tym bardziej nigdy nie robiła niczego pod niczym przymusem. Nie była niczyją marionetką, by to robić, ani porcelanową lalką z jego snów. Selina doskonale wiedziała, czego chciała i zamierzała to sobie wziąć, nic jej przed tym nie powstrzyma, nawet on. A tak się złożyło, że chciała właśnie jego i to nie dlatego, że ją do tego zmuszał, ale z powodu właśnie uczuć, które nie pamiętała kiedy, ale były zauroczeniem, a teraz przekształcały się w coś o wiele większego. Przekształcały się w miłość. Mógł to dokładnie wyczuć w pocałunku, którym go obdarowała, który był całkowicie inny od wszystkich, niż do tej pory, ale też dawał nadzieję. Na lepsze dziś, lepsze jutro i lepsze wszystko, a Selina nie pragnęła niczego innego, jak właśnie tego wieczora i tej nocy, dość sporą dawkę takiej nadziei zaserwować. Z jej gardła wydobył się chichot, gdy zaczął muskać ustami jej twarz, a Selina nie mogłaby być bardziej szczęśliwa, jak właśnie teraz. W końcu go miała, on miał ją i nie liczyło się nic innego, jak właśnie to. - Ja za Tobą też - wyszeptała, pocierając noskiem o jego nos w czułym geście. - Tak bardzo, bardzo. Przeokropnie - dodała, wzdychając przy tym i wtulając mocno twarz w jego szyję, by móc jeszcze bardziej poczuć jego ciepło i zapach, który był w stanie ją uspokoić jak nic innego. Czuła się teraz tak, jakby ktoś strzepnął jej ogromny ciężar z ramion i mogła w końcu oddychać. Nie chciała sobie nawet wyobrażać tego, co by się stało, gdyby jednak postanowił się od niej odsunąć i odejść; dlatego trzymała go mocno, przy sobie, najbliżej jak się dało. Gdy usłyszała jego dalsze słowa odchyliła głowę, a na jej twarzy majaczył cień zawadiackiego uśmiechu, kącik jej ust drgał, jakby przed nim się powstrzymywała - ale robiła to oczywiście specjalnie. - Nie zaprzeczę - odparła zuchwale, nonszalanckim gestem odrzucając gruby warkocz na plecy. Pochlebiało jej jednak to, że zauważył, że ją na sobie miała, że podobała mu się w niej, bo to miało dla niej największe znaczenie. Co prawda mogło to być dziwne, że akurat teraz ją założyła, kiedy była na niego taka wściekła i tak bardzo rozżalona przez to wszystko, ale... brakowało jej go, tęskniła za nim, a to był jedyny substytut, którym mogła się posłużyć, oprócz swojej wyobraźni. Przyglądając mu się z uwagą, oplotła ramionami jego kark i stanęła na palcach, by ustami móc dosięgnąć jego ucha. Zostawiła tam jeden, drugi, a potem trzeci pocałunek, zanim się odezwała. - A wiesz, w czym wyglądałabym jeszcze lepiej? - zapytała, ale to było oczywiście pytanie retoryczne; jednak zrobiła to w taki sposób, jakby zdradzała mu teraz największą tajemnicę o której nikt inny nie mógł się dowiedzieć. - Nago - mruknęła ochryple, a mówiąc to, jaj wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Tak, to było coś, czego jej najbardziej brakowało - tego poczucia lekkości, jakby mogła zrobić dosłownie wszystko, jakby mogła podbić świat, właśnie z nim, właśnie u jego boku. Colt sam w sobie był dla niej taką przygodą, podróżą, w którą chciała wyruszyć i ją odkryć. Chciała odkryć go całego, chciała pokochać go całym sercem. Chciała odbyć tą podróż w nieznane, bez względu na wszystko, bez względu na cenę, koszta, bez względu na ryzyko, jakie się z tym wiązało. To na niego właśnie przez cały ten czas czekała, na nikogo innego i skoro już pojawił się w jej życiu, nie mogła odpuścić; musiał w nim pozostać, bez względu na wszystko, bo nie potrafiła, już teraz, wyobrazić sobie samej siebie bez niego przy swoim boku.
Powrót do góry Go down
Czw 1 Paź 2020 - 16:46
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Gdyby faktycznie to, co jej powiedział przez telefon uznawał za prawdę, gdyby właśnie to byłoby jego prawdziwym obliczem, to na pewno nie stałby teraz, tutaj przed nią. Owszem, miał wiele twarzy: mógł być jednocześnie facetem, który cierpi na widok jej łez i tym, który bez mrugnięcia okiem planuje krwawą zemstę na Bractwie; mógł ulegać jej we wszystkim, ale jednocześnie być tym, który mówi stanowcze nie i nie toleruje sprzeciwu. Każdy jednak miał różne oblicza do różnych sytuacji, te, które pokazywało się jedynie przy bliskich, a także takie, które widzieli nieznajomi i wrogowie. Colt uznawał to za zwyczajne dostosowanie się do sytuacji, bo były przecież momenty w życiu, kiedy trzeba było być twardy, nieustępliwym i poważny, ale też i takie, gdzie można było okazać trochę uczucia, troski i czułości. Przez ten głupi błąd, parę głupich i bezmyślnych słów nie chciał jednak tracić tego, co mogliby mieć. W końcu może i od czasu do czasu zdarzało mu się być właśnie takim, jakiego go przez telefon Selina poznała, jednak nie chciał być taki dla niej. Chciał, żeby mu ufała i był przy nim szczęśliwa; chciał otoczyć ją troską i opieką, żeby móc ją chronić przed całym złem tego świata, nawet pomimo tego, że wiedział, iż jest tak silna, że wcale tego nie potrzebuje; chciał dla niej wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze, bo właśnie na to zasługiwała, a nie na powierzchowne ocenianie, czy raniące słowa. I tak, związki bywały problematyczne, czasami pełne pułapek, nie zawsze piękne, a czasami nawet pełne smutku i bólu, nie oznaczało to jednak, że musiały takie być. Choć w kontaktach międzyludzkich nie można było niczego założyć z góry, nie można było mieć stu procentowej pewności, że wszystko będzie dobrze i dostaną swoje szczęśliwe zakończenie, to jednak dopóki się nie spróbuje, nie będzie się wiedzieć. A Colt chciał spróbować, chciał tego, jak jeszcze nigdy niczego tak bardzo. Pomimo tego wszystkiego co się w jego życiu działo, pomimo tego kim był, co robił i co pewnie jeszcze będzie musiał zrobić - chciał dzielić z Seliną te wszystkie drobne rzeczy, małe radości, nawet jeżeli to wcale nie miałoby być wieczne. Chciał być szczęśliwy, chociaż przez chwilę i chciał być szczęśliwy właśnie z nią. Westchnął ciężko, bo pomimo, że mu wierzyła, to wciąż czuł ten przygniatający klatkę piersiową ciężar. - To nie tak, że nie chcę Ci powiedzieć, albo coś ukrywam - powiedział, przecierając twarz dłonią. Być właśnie musiał to z siebie wyrzucić, powiedzieć jej wszystko, żeby zrozumiała dlaczego zachował się tak, a nie inaczej, dlaczego w tak głupi sposób próbował ją odtrącić i zranić. - Słyszałaś o tym wypadku, który ostatnio miał miejsce? W ten wieczór, kiedy w The Blade and Chalice była impreza hawajska? - zapytał, bo czy to nie właśnie od tego to wszystko się zaczęło? Jeżeli chciał, żeby mu ponownie zaufała, żeby zrozumiała, to musiał jej opowiedzieć wszystko. Bez względu na to, jak bardzo go to wciąż bolało i jak nie chciał o tym mówić. Jednak właśnie to, śmierć Tate, była powodem wszystkiego, tego że uznał, że być może tylko Selinę naraża, a ona zasługuje na kogoś lepszego; tego, że był zły na cały świat, a tę złość w pewien sposób również i na nią przelał, czego teraz nie tylko żałował, ale również i bardzo się wstydził. Doskonale też zdawał sobie sprawę, że nie powinien za nią decydować, wybierać tego, co jego zdaniem było dla niej najlepsze, ponieważ nie tylko nie była małą dziewczynką, która sama nie wie co robi, ale także doskonale wiedziała, czego pragnie. - Wiem, ale to chyba takie... przyzwyczajenie - odpowiedział. Może właśnie w tym tkwiło sedno problemu, że po prostu zazwyczaj to on podejmował decyzję za wszystkich, co prawda słuszne decyzje i przedyskutowane, ale ostatnie słowo zawsze należało właśnie do niego. Z Seliną było jednak inaczej i to właśnie to mogło go zmylić. Patrzył w błękit jej oczu, a słowa, które wypowiedziała, nie do razu do niego dotarły. Właśnie to przecież chciał usłyszeć, na to czekał, więc może też i dlatego wydawało mu się to zbyt piękne, żeby było rzeczywiste. - Naprawdę? - wyrwało mu się, może trochę głupio, jednak pytanie to nie było pełne niedowierzania, tylko nadziei. Nadziei, że naprawdę nie wszystko jeszcze stracone, że mają szansę zbudować coś, czego oboje tak bardzo pragnęli. No i nadziei, że naprawdę z nim chciała być, a chociaż on czuł tak samo, to domyślać się, a usłyszeć, to dwie zupełnie różne rzeczy. Bo chciał z nią być. Chciał z nią być tak bardzo, że samo myślenie o tym, że przestałaby być jego wywoływało nieprzyjemny ucisk w żołądku. Może i nie było im pisane 'i żyli długo i szczęśliwie', ale też nie mogli być tego pewni, dopóki nie spróbują, prawda? Od czegoś trzeba było zacząć, a to był ten pierwszy, prawdopodobnie najważniejszy krok - przyznać się najpierw przed samym sobą, że naprawdę ci zależy, że to jest coś, czego chcesz i jesteś gotów zaryzykować. Jeżeli więc Selina tego pragnęła, chciała mu dać tę drugą szansę, to Colt naprawdę nie mógłby być w tym momencie bardziej szczęśliwy. Dlatego na jego twarzy pojawił się uśmiech, najpierw delikatny, może trochę niepewny, jednak z każdą kolejną chwilą coraz szerszy. - Czego tylko sobie życzysz, moja księżycowa dziewczyno - odpowiedział, bo chociaż pewien był, że ani jedno, ani drugie tego nie zapomni, to teraz, chociaż przez chwilę, mogli te wszystkie złe myśli i żale puścić w niepamięć. Colt doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie do końca zasługiwał na to wybaczenie, jednak nie mógł powstrzymać tego, że poczuł, jakby niewidzialny ciężar, opuścił jego barki i klatkę piersiową. Nie pragnął niczego więcej, niż chociaż niewielkiej próby, zakosztowania tego, jak mogłoby być, gdyby byli razem, jakby stworzyli związek, a on mógłby napawać się jej bliskością, kiedy tylko byłoby to możliwe. Było coś hipnotycznego w jej spojrzeniu, w niej samej, a on nawet nie zauważył kiedy całkowicie poddał się jej czarowi. To było tak naturalne, tak normalne, niczym oddychanie, że był nawet gotów przyznać, że być może było tak od dawna, bo byli sobie zapisani w gwiazdach. I nie, Colt wcale nie wierzył tak naprawdę w takie rzeczy, nie uznawał przeznaczenia za prawdziwe, jednak przy Selinie wydawało mu się to naprawdę prawdopodobne, bo jakie mogłoby być inne wytłumaczenie? Mieli ze sobą tę więź, którą ciężko było wytłumaczyć w logiczny sposób, a która stawała się z każdym dniem coraz silniejsza. Nie chciał, żeby taka głupota ich podzieliła, żeby to jego głupie słowa zrujnowały wszystko to, w co mogłaby się przerodzić ich relacja. Dlatego tak bardzo mu ulżyło, gdy usłyszał jej słowa, kiedy go pocałowała, a on z jeszcze większą mocną uświadomił sobie jak mocno za nią tęsknił. Oczywiście nie za samym aspektem fizycznym, bo teraz było to najmniej istotną sprawą, lecz za jej bliskością, za tym uśmiechem, jej melancholijnym spojrzeniem w którym było tak wiele miłości, a zarazem tak wiele smutku. Nie mógłby jej zostawić, nie potrafiłby odejść i na pewno nie potrafiłby poddać się i nie walczyć o nią, nie walczyć o nich. I być może byli dla siebie przekleństwem, śmiertelnym zagrożeniem, ale też jednocześnie byli dla siebie jednym wybawieniem i nadzieją na lepsze jutro, a to było zdecydowanie warte walki. - Za tym dźwiękiem też tęskniłem - powiedział, ponieważ czy było coś piękniejsze niż jej śmiech? Niż te usta, wykrzywione w uśmiechu? - Całe szczęście, że nie należysz do tych osób, których śmiech brzmi jak rżenie konia - dodał, z lekkim uśmieszkiem. Gdyby tak było, to pewnie musiałby kłamać i mówić, że jej śmiech brzmi jak trzepot anielskich skrzydełek, albo coś w tym stylu. Na szczęście nie musiał tego robić, ponieważ naprawdę był to uroczy dźwięk. No przynajmniej dla niego. - To w takim razie dobrze się składa, bo już nie musisz - odpowiedział, nie przestając jej przytulać nawet na jedną sekundę. Częściowo robił to dla niej, ale też i po części dla samego siebie, rozkoszując się tym przyjemnym ciepłem, które zalewało jego ciało, gdy była tak blisko, gdy mogli być razem, a każdy ich dotyk, każdy pocałunek, powodował rozbłyski coraz to nowych iskier dookoła. Mogła też odetchnąć, gdy nie miał zamiaru się nigdzie ruszać; a gdy wszystkie negatywne emocje odpłynęły w siną dal, całkowicie też odzyskał kontrolę nad samym sobą. - Jesteś naprawdę pewna siebie - uniósł brwi, a na jego twarzy błąkał się uśmieszek. - Uwielbiam to - powiedział i skradł jej jednego całusa. I nie, nie miał zamiaru go oddawać, hehs (taki sucharek, co nie). Mogło to się wydawać dziwne, ale Colt naprawdę znał swoje koszule i potrafiłby je wszędzie poznać. Co prawda miał ich tak wiele, że pewnie o połowie zapominał, jednak jak właśnie ta miałaby zniknąć z jego pamięci, skoro kiedy ostatni raz ją widział to Selina miała ją na sobie? Nie było więc nawet opcji, żeby zapomniał o samej koszuli, jak i tym widoku, który tak bardzo zaparł mu dech w piersiach. Właściwie to podobnie było właśnie teraz, kiedy się do niego zbliżyła i poczuł jej usta na swoim uchu. Miała naprawdę wybitny talent w odnajdywaniu wszystkich jego słabych punktów. Uśmiechnął się, gdy usłyszał jej słowa. - Och doprawdy? Może miałabyś ochotę to zaprezentować, tak wiesz... żebym mógł ocenić - zaproponował, jakby nigdy nic, wzruszając przy tym jednym ramieniem. Jednak już po chwili uśmiechnął się szeroko, obejmując ją mocno w talii i połączył ich usta w kolejnym pocałunku. Był pewien, że z Seliną nawet rozwiązywanie krzyżówek byłoby doświadczeniem niezapomnianym i pasjonującym, jednak chciał się o tym przekonać na własnej skórze; jak to będzie, dzieląc z nią takie zwyczajne, całkowicie normalne chwile; jakie to uczucie, móc nazywać ją swoją, bo tak - Colt naprawdę chciał, żeby była jego i tylko jego. Bez względu na to co ich czekało, czy gdzie miałaby ich zaprowadzić ta ścieżka - był na to gotów. Tak długo jak mógł ją mieć przy sobie, splatać swoje palce z jej, wiedział, że wszystko się ułoży. Być może był naiwny, być może był zbyt wielkim romantykiem i optymistą w tej kwestii, jednak w okół działo się tak wiele złych rzeczy, że ta jedna jedyna po prostu musiała być dobra.
Powrót do góry Go down
Pią 2 Paź 2020 - 21:45
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Byli do siebie tak podobni, że aż ciężko było w to uwierzyć, jednak dla Seliny Colt, pomimo wszystko, nadal był jak takie światełko, które wyprowadzało ją z mroku w którym się znajdowała. Tak, ono na powrót się zaświeciło, właśnie w chwili, jak tylko pojawił się na progu jej domu i Selina nie potrafiła tego zignorować, nawet pomimo bólu i cierpienia, jakie jej zafundował. To jednak nie było ważne, bo ważne było to, że przyszedł, że chciał się wytłumaczyć i to, że o nią walczył; gdyby mu nie zależało to na pewno by tego nie zrobił, a Selina byłaby naprawdę hipokrytką, gdyby tego nie zrobiła. Po pierwsze dlatego, że naprawdę coś do niego czuła i nawet wszystko to, co jej wtedy powiedział tego nie zniszczyło, a po drugie sama takie maski i różne oblicza przybierała. Dla niektórych była zimna, odległa i surowa, innym zaś pozwalała się zbliżyć, ukazywała im tą swoją bardziej delikatną stronę, której nie znał nikt, to do nich kierowała specjalne uśmiechy, które nie były kierowane do nikogo innego. Przy Colcie nadal była pewna siebie, silna i twarda, jednak wychodziła dość często ta jej bardziej miękka strona i im dłużej go znała, tym mniejszy wstyd i złość na samą siebie czuła z tego powodu; powoli zaczęła akceptować to, że to również była cześć niej i nie było w tym nic złego jak okazywanie uczuć i słabości. Mogła wiele się od niego nauczyć, mógł jej bardzo wiele dać i Selina tak samo dużo chciała dać mu w zamian. Chciała być jego opoką, dawać mu siłę, wywoływać uśmiech na twarzy - nigdy łzy, rozgoryczenie i żal, a tym bardziej nigdy nie chciałaby, by jej znienawidził. Może i igranie z losem było niebezpieczne, może jako członek Bractwa nie powinna tego robić, wiedząc, jaki sekret będzie musiała ukrywać, jednak nie miała zamiaru odmówić sobie przyjemności jaką było bycie z nim. Było to pragnienie, które dosłownie wypalało ją od środka, było tak wszechogarniające, że czasami myślenie o tym, że nigdy nie mogłaby być sprawiałoby ból. Była świadoma tego, że nie zawsze będzie pięknie i miło, że czasami będzie brzydko, ale ona chciała z nim wszystkich tych odcieni miłości, chciała to wszystko przeżyć, właśnie z nim. Chciała wszystkich małych rzeczy i tych dużych, chciała pokazać mu wszystko to, co znała ona sama, to jak wyglądał świat jej oczami i chciała tego od niego samego. Chciała go poznać, poznawać każdego dnia i coraz bardziej się w nim zakochiwać. Selina przyglądała mu się ze zmarszczonym czołem, a zmarszczka między jej brwiami pogłębiała się coraz bardziej. Widziała wyraźnie, że z czymś walczył, zmagał się i chciała mu w tym pomóc, ale nie wiedziała jak. Co było dość absurdalne i śmieszne, bo przecież przez trzy lata studiowała psychologię, ale nigdy nie była dobra w pocieszaniu ludzi czy czymkolwiek, co miało związek z uczuciami. Dlatego podeszła, chwyciła go za rękę i spróbowała dodać mu otuchy, posyłając mu ciepły uśmiech albo przynajmniej taki, na jaki było ją teraz stać. - Colt, ja rozumiem. Naprawdę... jak powiedziałam, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Nie mam zamiaru do niczego Cię zmuszać - zapewniła, kciukiem gładząc wierzch jego dłoni. Słuchała jednak jego dalszych słów i kiwnęła powoli głową w odpowiedzi z dość niepewną miną. - Tak... o tym autobusie, który potrącił studentkę. Tate - przytaknęła, przypominając sobie to, jak widziała to w wiadomościach i czytała o tym w gazecie. - Chcesz mi powiedzieć, że... Ty ją znałeś? - zapytała ostrożnie, a jej głos był mimowolnie cichszy z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. Raczej wątpiła, by chodziło o kogoś innego, no chyba, że to kierowca był jego jakimś krewnym albo przyjacielem. Dlatego czekała na jego odpowiedź z napięciem, ściskając coraz mocnej jego dużą dłoń. Jeśli to była prawda... to wcale nie dziwiła się temu, dlaczego Colt tak paskudnie się czuł i tak się zachowywał, jednak nadal to nie był powód do tego, by ją obrazić, odrzucić od siebie i odepchnąć. Nie oznaczało to jednak, że mu nie wierzyła, że nie chciał, albo że zmieniła zdanie - każdy zasługiwał na drugą szansę i Selina miała zamiar mu ją dać; chciała puścić to w niepamięć i zacząć od nowa, zapominając o tym wszystkim. Na niczym nie zależało jej bardziej, niż właśnie na tym. - W takim razie będzie musiało się to zmienić, bo nie będziesz więcej sam, Colt - odpowiedziała, przypatrując się uważnie w jego niebieskie tęczówki, które sprawiały, że mogła się tak łatwo zgubić; jednak za każdym razem jak w nie spoglądała, to czuła się tak, jakby dosłownie zaglądała w jego duszę bez względu na to, jak melodramatycznie to brzmiało, ale po prostu tak było. Sama zwykle była tą, która miała ten ostatni głos i podejmowała wszystkie decyzje, jednak w tym przypadku wiedziała, że zdania nie mogła podejmować sama, bo teraz nie była sama, tylko właśnie z nim, we dwoje i stanowili drużynę. A Selina naprawdę nie potrzebowała kogokolwiek, by podejmował za nią decyzje, tym bardziej, że ona doskonale wiedziała o tym, czego pragnęła i co było dla niej dobre i nie bez powodu uważała, że Colt jest właśnie tym, którego sobie wybrała. Pomimo wszystko, pomimo wszystkiemu, co się między nimi stało. Niedowierzanie chłopaka wywołało na jej twarzy uśmiech, a jej ręka odruchowo powędrowała ku górze, by dotknąć jego policzka. - Tak. Bardzo bym tego chciała. Dość... szybko przekonałam się o tym, jak bardzo tego pragnę - przyznała szczerze, bo taka właśnie prawda i Selina nie potrzebowała wiele czasu, by zrozumieć, że bycie z nim jest czymś, czego pragnęła jak niczego innego i przez cały czas miała nadzieję, że Colt również tego chce. Chciała, żeby przestał się tego domyślać tylko wiedział o tym, że naprawdę chciała, by był tylko jej, a ona tylko jego. Niby żadne z nich do tej pory nie zdeklarowało swoich uczuć, ale jakby Selina ujrzała go w ramionach innej kobiety... na pewno byłaby o to bardzo zazdrosna i sprawiłoby to jej ból; chcieć kogoś, ale jednocześnie wiedzieć, że nigdy nie będzie Twój. Dlatego cieszyła się, że w końcu oboje sobie to wyznali, powiedzieli o tym najskrytszym pragnieniu własnego serca, które żyło w niej już od jakiegoś czasu i z każdym kolejnym dniem tylko narastało i uświadamiało o swojej obecności. Jak mogłaby tego nie chcieć, jak mogła go nie pragnąć, gdy tak się na nią patrzył, tak do niej pięknie uśmiechał, a ten uśmiech sprawiał, że każda jej bolączka i troska szła po prostu w zapomnienie? Jak mogła się nie zakochać w tych jego słodkich dołeczkach w policzku? Rozciągnęła wargi, odwzajemniając jego uśmiech. - Moja księżycowa dziewczyno? Mów mi tak częściej, proszę - jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy Colt nazwał ją swoją, bo brunetka nie pragnęła niczego bardziej, jak być właśnie jego. Dlatego właśnie gdyby tak bardzo by go nie chciała, gdyby tak bardzo nie pragnęła tego, by pozostał w jej życiu i gdyby jej na nim tak bardzo nie zależało to wcale by mu nie wybaczyła - a to wybaczenie jednak otrzymał, więc zdaniem Seliny na nie zasługiwał, a to do niej należała przecież ostateczna decyzja, prawda? Zapomnieć, to na pewno nie zapomną szybko, jednak Selina uważała, że ich relacja i więź była tak silna, że byłaby w stanie przezwyciężyć wszystko i takie coś nie byłoby w stanie ich poróżnić, zniszczyć tego wszystkiego, co zdążyli zbudować i poczuć. Też nie wierzyła w żadne przeznaczenie i w te wszystkie inne bajki z nim związane, jednak Colt sprawił, że z każdym kolejnym dniem nie potrafiła brać innej opcji pod uwagę, że to właśnie przeznaczenie ich połączyło, to ono maczało w tym palce, a los splątał ze sobą ich losy już na zawsze. Nic innego nie tłumaczyło tego, dlaczego już od samego początku czuła się przy nim tak dobrze, tak swobodnie, jakby go znała już od dłuższego czasu, jego bliskość sprawiała komfort i bezpieczeństwo, a jego bliskość i dotyk uspokajał, ale jednocześnie wywoływał prądy, liźnięcia ognia, elektryzował. Dzielili ze sobą specjalną więź, której nie chciała niszczyć, chciała ją umacniać, by była jeszcze silniejsza, niż była teraz. Z tego powodu bardzo by żałowała, gdyby to utracili, przegapili okazję na coś, co mogło zmienić życie ich obojga, uczynić je czymś wspanialszym, przyjemniejszym, taki, którym nie chcieliby się dzielić z nikim innym, tylko sobą. Dlatego jak mogła go nie pocałować, jak mogła tego nie zrobić, skoro to była jedna z rzeczy, których najbardziej pragnęła od momentu, kiedy go zobaczyła? Jak mogła mu nie wybaczyć, nie dać mu drugiej szansy, jak mogła go nie chcieć, skoro był jedną osobą, którą potrafiła sobie wyobrazić przy swoim boku i nie wyobrażała sobie, by jej już nigdy przy nim nie było? Parsknęła śmiechem po usłyszeniu jego słów. - Tak? A to dlaczego? - odparła, zaczepnie unosząc przy tym brew ku górze. - Wtedy tak bardzo bym Ci się nie podobała? - zapytała z krzywym uśmieszkiem na ustach, unosząc przy tym zuchwale podbródek. Zastanawiała się nad tym, czy miała traktować to jako komplement czy nie, ale no - ważne było to, że właśnie jemu się podobał, bo na zdaniu nikogo innego jej nie zależało. Pogłaskała jego kark, przyglądając mu się z rozmarzeniem i spokojem w oczach, który wypędził cały ten ból, który był widoczny wcześniej. - Tak. Dlatego mam zamiar wykorzystać do to samego cna - zapowiedziała, choć musiała przyznać, że ta tęsknota była o wiele bardziej bolesna nić te poprzednie; bowiem dopóki do niej nie przyszedł, Selina była przekonana o tym, że to był już koniec i już nigdy więcej się nie zobaczą, nigdy więcej z nim nie porozmawia, nie usłyszy własnego imienia padającego z jego ust, nie poczuje jego zapachu, ciepła; już nigdy więcej nie dotknie wargami jego ust. Znała go tak krótko, ale już teraz niezbyt dobrze pamiętała, jak wyglądało jej życie, zanim go poznała. Jak mogła się bez tego wszystkiego obejść, jak mogła bez niego żyć? - Dopiero teraz zauważyłeś? - odparła ze zdziwieniem, a na jej twarz wkradł się jej typowy, zgryźliwy uśmieszek. Oczywiście ono było udawane, bo trzeba było być naprawdę ślepym, by się nie zorientować, że Selina nie należała do grona szarych myszek, nie była ani grzeczna, ani potulna, już nie mówiąc o tym, że rzadko kiedy ktoś ją onieśmielał albo wywoływał karmazynowy rumieniec na jej policzkach. Coltowi się to udawało, ale on był jej słabością, kimś, komu ulegała z wielką łatwością, ale była pewna tego, że on doskonale wiedział o tym, jak na nią działał. - Tylko to? - dodała zaczepnie, patrząc na niego kusząco spod długich rzęs. Powiodła palcem po jego policzku, a kciukiem dotknęła jego dolnej warg - uwielbiała go prowokować, łapać za słówka, droczyć się i zaczepiać. Tak, zdecydowanie wracał jej dobry humor, a ich wcześniejsza utarczka, która wcześniej sprawiała tak przytłaczający ból i odbierała oddech, powoli odchodziła w zapomnienie. Choć brunetka należała do pamiętliwych osób, to jednak najbardziej zależało jej na dobrych relacjach z Coltem, by dbać o to, co mieli, co mogli mieć, a takie rozpamiętywanie tego w niczym by nie pomogło. Na pewno gdyby to nie chodziło o niego Selina nie byłaby taka skłonna, by tak szybko wybaczać, by chcieć odrzucić to całkowicie w kąt. Uświadomiła sobie jednak, że jeśli chodziło o niego to była naprawdę zdolna do rzeczy, które wcześniej nie podejrzewała, że w ogóle była w stanie zrobić; Colt jednak był Coltem, był dla niej kimś wyjątkowym i zajmował to specjalne miejsce w jej sercu, które miało dostęp do tej Seliny, którą znał mało kto. Oblizała usta, kiedy się od siebie oderwali i spojrzała na niego lubieżnie. - Bardzo chętnie to zrobię - wymruczała zaraz po tym, po czym złapała go za kamizelkę, ale o wiele mocniej niż wcześniej, na powrót zbliżając jego twarz do swojej twarzy, które teraz były oddzielone niemal o włos. - Ale będziesz musiał sam mnie rozebrać - zapowiedziała z łobuzerskim uśmiechem, poluźniając uchwyt na jego ubraniu, jednak tylko po to, żeby złapać go za rękę. Bez zbędnych słów zaprowadziła go do środka, by mogli dać upust swoim pragnieniom i wszechogarniającej tęsknocie, która wypełniała ją od czubka głowy aż po koniuszki palców. Potrzebowała jego bliskości, tej absolutnej, chciała, by był jak najbliżej i by nigdy nie odchodził, chciała mieć dowód na to, że naprawdę tu był i wcale to jej się nie śniło; chciała dać upust tęsknocie i wypuścić w końcu ten wszechogarniający ją ból, który gniótł jej klatkę piersiową i odbierał jej oddech; chciała całować go tak, jak jeszcze nie był całowany przez nikogo innego, naznaczyć jego ciało pocałunkami jak i zapachem, by pachniał nią, a ona nim, by się wymieszały i nie wiedzieli, gdzie się kończyło jedno, a gdzie drugie. Chciała, by był jej i pokazać mu, jak bardzo chciała, by ona była jego.
Powrót do góry Go down
Sob 3 Paź 2020 - 2:48
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Byli do siebie bardziej podobni, niż można byłoby się tego spodziewać, a chociaż to podobno przeciwieństwa się przyciągały, to w tym przypadku to porzekadło ani trochę się nie sprawdzało. Może stanowili wyjątek od tej reguły? A może to przyciąganie, które między nimi było o wiele silniejsze niż cokolwiek innego, w tym także zdrowy rozsądek. Kto wie, może oboje by na tym o wiele lepiej wyszli, jakby uznali to za koniec, jakby postanowili, że być może po to wydarzyła się ta sytuacja, żeby im uświadomić, do czego ta relacja może doprowadzić; oboje mogli przecież skończyć ze złamanymi sercami, a być może i stracić przy okazji również życie. Zdrowy rozsądek jednak to jedno, a serce... cóż, podobno serce najlepiej wie, czego chce, a w tym momencie Colt był pewien, że jego chce właśnie Seliny. Chciał, żeby stała się częścią jego życia, żeby mogli dzielić ze sobą wszystkie te dobre, jak i złe chwile. Utknęła w jego głowie, zagnieździła się w jego sercu i miał pewność, że bez względu na to jak bardzo by się starał, nie byłby w stanie się jej pozbyć. Dlatego po prostu się poddał, bez względu na to jak kiepsko to brzmiało, poddał i się całkowicie się jej oddał; temu uczuciu, które w nim wzbudzała, każdemu jednemu odczuciu i dreszczowi, który go przeszywał, kiedy ich ciała się stykały. Jak mógłby temu nie ulec? Dlatego ulegał, za każdym razem, bez końca; dlatego ta tęsknota wypełniała każdą komórkę jego ciała, kiedy jej nie było przy nim. Wiedział, że powinien zachować trzeźwość umysłu, że powinien się zająć ważnymi sprawami, zadbać o przeżycie tych Rycerzy, którzy jeszcze istnieli, ale jednocześnie nie mógł nie zatracić się w Selinie, wyrzucając jej ze swojej głowy; nie mógł nie przepaść, kiedy ich usta spotykały się w tym namiętnym tańcu, pełnym tak wielu uczuć, których nawet do końca nie potrafił nazwać; jak miał nie zapomnieć o całej reszcie świata, kiedy ich ręce tak gorączkowo błądziły w ciemnościach, gdy rozgrzane ciała nie oddzielało zupełnie nic, a ich urywane oddechy wypełniały sobą ciszę nocy. Jak gdyby jutro miał się skończyć świat - bo przecież nie można było wykluczyć, że się nie skończy.

***

Naprawdę chciał, żeby jej miarowy oddech ukołysał go do snu, a zapach opatulił, niczym kołderką, zbroją, dzięki której mógł być pewien, że wszystko będzie dobrze. Jednak za każdym razem kiedy zamykał oczy, mając nadzieję, że zaśnie, że sam fakt, że Selina była tuż obok, podziała na niego jak balsam na każdą ranę, widział tylko kufer ze Skórą Haughty'ego w środku. Wciąż nie do końca to przeprocesował, a już na pewno się z tym nie pogodził. Chciał zapomnieć chociaż na chwilę, jednak jak tylko taka myśl pojawiała się w umyśle, to wraz z nią pojawiało się poczucie winy, bo przecież to było samolubne, prawda? Jego przyjaciółka zginęła i nie powinien o tym zapominać. Czuł się przez to trochę, jak gdyby walczył z wiatrakami, chociaż tak bardzo szukał ukojenia, to czuł wyrzuty sumienia, gdy tylko je odnajdował. Każde rozwiązanie wydawało mu się złe, każde nie do końca odpowiednie, a coraz to nowe myśli napływały do jego głowy, bardzo skutecznie spędzając sen z powiek. I nic tutaj nie pomagało, nic go nie ratowało przed tą sytuacją, bo czuł się tak, jakby tonął, a nigdzie w pobliżu nie było nawet żadnej deski, której mógłby się złapać, żeby ocalić życie. Nie mógł też nic zrobić, żeby pozbyć się uczucia, że zawiedli na całej linii, a to był dopiero początek ich końca. Ta myśl była jeszcze bardziej nieprzyjemna, niż wszystkie pozostałe, bo sama perspektywa tego, że Rycerze mieliby przestać istnieć była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. Odganianie jej było jednak niczym odganianie nieznośnej muchy - bez względu na to, jak się starało, jak bardzo chciało się w nią trafić łapką, a czasami może i trafiło, to i tak nic nie dawało, bo zaraz za nią pojawiała się następna. Nie mogąc zasnąć, a jednocześnie nie chcąc budzić Seliny, wstał z łóżka i podszedł do okna. Może i to było głupie, jednak widok rozciągających się za nim terenów, widok nocnego nieba z jasno świecącym księżycem, pozwalał mu zebrać myśli. Chociaż wiedział, że tej nocy pewnie nie zaśnie, to jednak czuł pewnego rodzaju ukojenie, tak jakby sam fakt, że księżyc i otaczającego go gwiazdy świeciły, dawał mu na dzieję, że być może zarówno on, jak i jego przyjaciele odejdą, ale Rycerze pozostaną na świecie na zawsze, tak jak zawsze będzie istniało niebo nad nimi i trawa, po której będą mogli chodzić. Spoglądając na okryty mrokiem świat, wsłuchiwał się w miarowy oddech Seliny i nie mógł się pozbyć tego wrażenia, że to ona właśnie stała się jego księżycem, dając nadzieję i radość. Być może faktycznie złe rzeczy miały dopiero nadejść, może i on nie przeżyje kolejnego tygodnia, jednak nie miał zamiaru poddawać się bez walki; zwłaszcza nie teraz, kiedy miał o co walczyć.
Powrót do góry Go down
Nie 4 Paź 2020 - 21:49
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Mogli skończyć ze złamanymi sercami, mogło stać się również coś o wiele gorszego - jednak, czy Selina tego się bała, to powodowało, że nie chciała spróbować i dać temu szansy? Oczywiście, że nie. Rozum to było jedno, podpowiadał te najbardziej racjonalne rozwiązania, jednak czy zawsze były one najrozsądniejsze, były one tym, czego właśnie pragnęli i potrzebowali? Nie. Serce, natomiast, znało bardzo dobrze każde ich pragnienie czy uczucie i nawet Selina nie potrafiła tego ignorować, ignorować swojego serca, które wyraźnie mówiło jej, czego tak naprawdę chce. Że wcale nie chce tego kończyć, właśnie w tym momencie, pomimo tego jednego potknięcia. Jej uczucie do Colta było o wiele silniejsze niż to, jak również wszystko inne, w tym jakieś głupie przesądy i porzekadła, chociaż coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że musiała połączyć ich złota nić przeznaczenia, ich losy musiały się ze sobą spleść, nie był to żaden przypadek. Choć zadra po tym co między nimi zaszło będzie w niej tkwiła przez jakiś czas, to jednak nie z powodu złości w stosunku do niego, ale strachu - że pewnego dnia, faktycznie zacznie postrzegać ją w taki sposób. Niby sama siebie tak wykreowała, jako dumną i wyniosłą, na królową lodu, ale nie chciała, by on myślał o niej w taki sposób, że to jest jedyne, co w sobie ma. Uświadomiła sobie też, z lekką goryczą, że im więcej człowiek ludzi wokół siebie miał, tym więcej miał powodów do obaw, więcej miał słabości, które przecież ona chciała ograniczyć. Nie potrafiła jednak być tak jak jej matka, nie odrzucać tej odrobiny człowieczeństwa, którego ona się wyrzekła. Z jednej strony mogło czynić to ją słabszą, bardziej podatną na zranienie, jednocześnie kiedy to dodawało jej siły, było jej oparciem i opoką, dawało jej powód do walki. Dlatego właśnie ta noc różniła się od innych, kiedy Selina błądząc palcami po jego ciele robiła tak, jakby chciała nauczyć się go na pamięć; całowała każdy milimetr jego skóry, jakby miał zamiar zniknąć, rozpłynąć się w jej ramionach; składała gorączkowe pocałunki na jego ustach, które nie tylko były pełne uczuć, których było coraz więcej, ale tęsknoty za nim, za tym wszystkim, tym, jak ich nierówne, gorące oddechy mieszały się ze sobą, rozgrzane ciała do siebie przylegały, a palce ze sobą splatały tak bardzo, jak tylko najmocniej się dało. Z tęsknoty za nimi. Świat mógł się skończyć, ale oni - nigdy.

***

Niestety, jak już człowieka coś męczyło, ciążyło mu na sercu, to nie potrafił zasnąć, a takie bezsenne noce mogły stać się nawet codziennością. Tym bardziej, kiedy rozwiązanie problemu w ogóle nie nadchodziło. Selina doskonale znała to uczucie, ale tej nocy, dzięki Coltowi, wielki ciężar został strzepnięty z jej barków i czuła, że w końcu mogła zasnąć bez strachu i żadnych obaw, bo miała go właśnie obok, mogła normalnie oddychać. Jego bliskość była dla niej jak balsam, goiła rany, działała na nią uzdrawiająco. Myśl o tym, że miałoby ich już nigdy nic nie łączyć, że to tak właśnie miało się skończyć, naprawdę ją przygnębiła i cieszyła się, że to było już za nimi, że mogli o tym zapomnieć i ruszyć dalej, że ich uczucie było silniejsze niż to. Z tą myślą w końcu zasnęła, ukołysana do snu dźwiękiem jego miarowego oddechu, rozkosznym ciepłem i wonią  charakterystycznego zapachu, który sprawiał, że czuła się dobrze i bezpiecznie. Całe szczęście, nie przyśniło jej się nic, a co ważniejsze, nie był to żaden koszmar, ale zbudziła się jakiś czas później - nie otworzyła jednak oczu, tylko przekręciła się na bok i wyciągnęła rękę, chcąc przytulić się do Colta, ale zamiast go objąć, jej dłoń opadła na rozgrzebaną kołdrę. Dopiero wtedy uniosła powieki, mrugając szybko, by przyzwyczaić wzrok do ciemności i dźwignęła się na łóżku. Od razu przyszło jej na myśl, że po prostu zniknął - po tym wszystkim, co się wydarzyło, poszedł sobie, wziął co chciał i ją zostawił, po raz kolejny, a ona dała się na to nabrać, jak największa idiotka na świecie. Zacisnęła usta i dopiero wtedy, gdy obróciła głowę w stronę okna, zauważyła go - niemal natychmiast zalała ją fala ulgi i wstydu, skarciła się w myślach za to, że od razu założyła najgorsze, zamiast rozsądnie pomyśleć. Najwyraźniej była tak przewrażliwiona i tak bardzo obawiała się tego, że zniknie, że zareagowała tak irracjonalnie. Przyglądała mu się tak przez dłuższą chwilę i widziała, że coś go trapi i domyślała się co było tego powodem, a raczej kto; w środku nocy nie wstałby przecież  i nie podziwiał widoku z okna tylko dla samego piękna. Choć Selina musiała przyznać, że nocą, kiedy księżyc osiągał swój najwyższy szczyt, a grafitowe niebo było usiane gwiazdami, był to jeden z piękniejszych widoków, jakie w życiu widziała. Narzuciła na siebie jedwabny szlafrok, który związała w pasie, chcąc zakryć nim swoje nagie ciało i wstała z łóżka, po czym podeszła do chłopaka, cicho stąpając bosymi stopami po podłodze. - Czego tam wypatrujesz? - zagadnęła, przystając obok i zaraz wsuwając się pod jego ramię, by objąć go w pasie. Widok za oknem jak zwykle był zachwycający, w szczególności, że tej nocy księżyc świecił wyjątkowo jasno. Westchnęła, po czym spojrzała na chłopaka. Z troską. - Colt... jeśli coś Cię dręczy... możesz mi powiedzieć - powiedziała cichym szeptem, bo widziała, że coś nie tak, że to chodziło właśnie o Tate. Domyślała się, że to nie było dla niego łatwe, śmierć bliskich nigdy taka nie była i choć wiedziała, że był silny, że był naprawdę w stanie wiele znieść, to pragnęła, by wiedział, że ma w niej wsparcie, że może się do niej zwrócić zawsze, kiedy tylko będzie tego potrzebował; chciała, by pozwolił jej na to, by to ona mogła nim się zająć, by mogła zająć się jego sercem, kiedy było zranione, opatrzeć rany, by to ona mogła się nim zaopiekować, tak jak on opiekował się nią. By była jego księżycem, który będzie rozjaśniać jego najciemniejsze i najmroczniejsze noce.
Powrót do góry Go down
Pon 5 Paź 2020 - 0:43
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Chociaż nie cierpiał na bezsenność, ani też nie miał żadnych problemów z zasypianiem, to jednak natłok myśli, skutecznie spędzał mu sen z powiek. Miał nadzieję, że obecność Seliny jakoś temu zaradzi, jednak nawet to nie pomagało. Pomimo tego, że wiedział dobrze, że nie powinien za nią decydować, ani chronić na siłę, to nie mógł się wciąż pozbyć tego nieznośnego uczucia, które mu mówiło, że najgorsze jeszcze przed nimi wszystkimi, że to nie koniec kłopotów - tylko ich początek. Nigdy by jednak jej tak nie porzucił bez słowa, bo nawet jakby faktycznie musiał gdzieś pójść, dałby jej znać, albo zostawiłby jej liścik z wiadomością. Tym razem jednak po prostu nie chciał jej budzić, bo chociaż jego myśli były niespokojne, to sama świadomość, że ona była tutaj i była bezpieczna, działało na niego trochę uspakajająco, tak jakby przynajmniej ta jedna, jedyna rzecz była na swoim miejscu. Słyszał, jak wstawała z łóżka, jednak zareagował dopiero wtedy, kiedy znalazła się tuż obok niego. Objął ją ramieniem i pocałował ją w czubek głowy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak jej obecność na niego działała, nawet w takiej chwili jak ta, kiedy czuł się tak, jakby droga, którą do tej pory podążał, którą tak dobrze znał, zaczęła prowadzić gdzieś zupełnie indzie. - Niczego konkretnego. Po prostu lubię nocny krajobraz. Całkiem nieźle pomaga zebrać myśli - odpowiedział z westchnięciem. - Wiesz, że w tym miesiącu będzie Niebieski Księżyc? Podczas pierwszej pełni w październiku świecił Księżyc Łowcy, a druga pełnia będzie miała miejsce w Halloween. Niebieski Księżyc - nie, żeby był znawcą astrologii, tak samo jak pełnia księżyca żadnego wpływu na niego nie miała, jednak tak z czystej ciekawości, może nawet trochę po to, żeby zwyczajnie wiedzieć, bo wpadało skoro był wilkołakiem, a te niby miały tyle wspólnego z pełniami. Nie miały oczywiście, ale taka wiedza zawsze się przydawała chociażby po to, żeby unikać przemian w czasie pełni, albo wręcz przeciwnie - zmieniać się po to, żeby naiwnych ludzi utwierdzić w ich przesądach. Czy coś go dręczyło? Cóż było tego tak wiele, a Tate była tylko czubkiem góry lodowej. - Wiem - westchnął, bo naprawdę to wiedział. Był wręcz pewny, że o czymkolwiek by jej nie powiedział, to by to zrozumiała, albo przynajmniej starała się to zrobić. - Znałem się z Tate tak długo, że jej nieobecność wydaje mi się po prostu irracjonalna. Była przecież taka bystra, taka mądra, a spotkało ją coś takiego. Ale to jest właśnie ten problem, że w pewnym momencie, jak wszystko idzie po naszej myśli, czujemy się pewni i bezpieczni, to zaczyna nam się wydawać, że jesteśmy nieśmiertelni. A potem zostaje nam udowodnione, że jest inaczej i wtedy bańka pęka - powiedział, bez cienia wesołości w głosie. Colt doskonale wiedział, że to właśnie było jego problemem, to przeświadczenie o tym, że wszystko wiedział, wszystko potrafił zrobić i wymyślić, więc jak mógłby nie być nieśmiertelny? Jak ktoś mógłby go zaskoczyć, skoro był dwa kroki przed wszystkimi? Było o wiele bardziej naiwny pod tym względem, niż by w stanie przyznać. Pogładził palcami ramię Seliny i przeniósł na nią wzrok. - Aktualnie nie można mnie chyba nazwać zbyt dobrym towarzystwem - stwierdził, przywołując na twarzy lekki uśmiech. Nie, był teraz bardziej melancholijnym towarzystwem, nadającym się jedynie do picia wódki i rozmyślania na temat zagadek wszechświata. Nie chciał też jej zadręczać swoimi problemami, bo chociaż i tak o większości z nich nie mógł jej powiedzieć, to wątpił też w to, że miałaby ochotę słuchać jego rozterek życiowych i jak bardzo śmierć Tate przypomina mu śmierć jego dziewczyny. Nawet nie dlatego, że pomimo upływu lat wciąż w pewien sposób to bolało, nawet jeżeli Colt pogodził się z tą stratą, to po prostu nie chciał zanudzać Seliny opowieściami o tym wszystkim, bo to niczego by i tak nie zmieniło. Doceniał jej troskę, to, że chciała go wysłuchać, ale on sam nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć, nie zdradzając przy tym zbyt wiele.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 1:30
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Z jednej strony czuła ulgę, że tak po prostu sobie od niej nie poszedł, nie zostawił jej samej, ale z drugiej czuła wewnętrzny smutek z powodu tego, jak musiał się teraz czuć; a bardzo dobrze to uczucie znała, wiedziała o tym, jakie było paskudne. Dlatego wcale nie dziwiła się temu, że nie potrafił zasnąć że sen nie przychodził i nie chciał przyjąć w swoje objęcia, gdy głowa i serce było zbyt niespokojne, by zasnąć. Czuła wewnętrzny ból, gdy na niego patrzyła, gdy dostrzegła tak nieznaną  melancholię w jego niebieskich oczach, twarz wykrzywioną rozgoryczeniem. Selina chciała ją przepędzić, jak najdalej albo przejąć na samą siebie, by nie musiał tak cierpieć. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy ją do siebie przytulił i poczuła jak przyjemne ciepło jego ciała rozlewało się po jej skórze. Westchnęła cicho, tuląc policzek do jego klatki piersiowej. - W sumie to prawda - przytaknęła, bo w nocnym niebie było coś specjalnego, niemal hipnotyzującego co sprawiało, że nie tylko człowiek zachwycał się jego pięknem, ale również zmuszał do rozmyślań. - Bardzo często sama wychodzę wieczorami albo późno w nocy na taras, żeby popatrzeć na księżyc - przyznała, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. Noc miała w sobie coś takiego, czego Selina nie potrafiła w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć, ale zawsze wydawało jej się, że po zmroku wszystko nabierało innego wydźwięku, o wiele intensywniejszego, jakby człowiek był w stanie odczuwać o wiele więcej, niż był w stanie robić to za dnia; nie bez powodu istniało Rosyjskie przysłowie, mówiące o tym, że to poranki były tą mądrzejszą porą dnia. Coś musiało w tym być, bo faktycznie dość często to, o czym rozprawiało się późną nocą, za dnia jawiło się człowiekowi zupełnie inaczej. - Dwie pełnie w jednym miesiącu to dość rzadkie zjawisko - przytaknęła z lekkim uśmiechem. Całkiem dobrze była zaznajomiona z tematem, bo nie dość, że astrologia ją fascynowała to w Bractwie uczyli ich co nieco na temat magii księżycowej, bo to właśnie podczas różnych faz księżyca odbywało się różne rytuały, najczęściej te najbardziej... krwawe. Aż dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, gdy o tym pomyślała. - Ale skoro następna będzie w Halloween to będzie chyba czas na księżycowego drinka. Tradycję trzeba podtrzymywać, prawda? - jej usta rozciągnęły się w zuchwałym uśmieszku, puszczając mu przy tym zawadiackie oczko. Był to drink, który miała pić z okazji pełni księżyca, tak? No to właśnie miała zamiar się takim wtedy uraczyć; co prawda nie wiedziała czy Colt w tym czasie planował biegać w postaci wilkora i straszyć okolicznych ludzi, czy nie, ale jeśli nie miał żadnych planów to zawsze mogli spędzić święto duchów razem, prawda? Selina naprawdę pragnęła mu pomóc, tylko nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby go podnieść na duchu, dać mu chociażby tą kapkę nadziei na lepsze jutro - takich słów niestety nie znalazła, a nie chciała mówić mu oklepanych słów, które tak naprawdę nic by nie wniosły ani by nie pomogły. I tak żadne z nich nie sprawiłyby, że Colt poczuje się lepiej i ona doskonale o tym wiedziała; jedyne, co mogła mu dać to zrozumienie, oddać ten kawałek siebie, odrobinę prawdy, którą tak skrzętnie chroniła przed każdym. - Ja wiem jak się teraz czujesz, Colt. Naprawdę to rozumiem - znowu pojawiło się ciężkie westchnięcie i spojrzała mu prosto w oczy, na krótką chwilę, ale odwróciła wzrok, żeby utkwić błękitne tęczówki w księżycu, który świecił jasnym blaskiem wysoko na niebie. - Życie jest... po prostu niesprawiedliwe i musimy się z tym pogodzić. I z życiem, i ze śmiercią, bo żadne z nas nie jest ani nigdy nie będzie nieśmiertelne, nietykalne, nigdy nie będzie bezpieczne - spuściła głowę, przygryzając przy tym mocno policzek od środka. Przypomniało jej się to jak sama się czuła po tym, jak umarł jej ojciec i poczuła się tak, jakby coś jej nagle zaczęło gnieść klatkę piersiową. Nabrała głęboko powietrza do płuc i wypuściła je powoli przez usta. Na powrót na niego spojrzała, marszcząc przy tym brwi. - Też straciłam kiedyś kogoś bliskiego. Mojego ojca. Też wtedy wydawało mi się, że nic złego nie może się stać, że śmierć nas nie dotknie... aż w końcu to się stało. Stało się i skończyło na tym, że do tej pory sobie wypominam, że nie byłam wystarczająco silna, ani odważna, żeby go przed tym ochronić. Też mi się wydawało, że mogę wszystko, a jednak... nie. Nie mogę. Ale to nie jest dobra droga, Colt. Nie znałam Tate, ale wydaje mi się, że ona nie chciałaby, byś zadręczał się z tego powodu. Na coś, na co nie miałeś wpływu. I ja też tego nie chcę. Nie chodzi o to, żebyś o niej zapomniał, wręcz przeciwnie, ale o to, żeby pomimo tego wszystkie iść po prostu dalej, nie zatrzymywać się ani nie zerkać w tył - powiedziała z mocą, dotykając dłonią jego policzka. Nie wiedziała, czy jej słowa jakkolwiek mu pomogą, czy miały jakieś znaczenie, czy okażą się jedynie chaotycznym bełkotem, który zamiast pomóc, tylko zaszkodził. Selina niezbyt dobrze radziła sobie z ludzkimi uczuciami, jednak naprawdę się starała. Nie chciała, by skończył jak ona. Z koszmarami, które będą go dręczyć przez kilka następnych lat. Ona też przez to przechodziła, wiedziała jak to jest się tym wszystkim zachłysnąć - tym, jak było się ponad wszystkimi, ale to mogło bardzo łatwo zgubić. Brunetka wywróciła oczami na jego słowa i uśmiechnęła się delikatnie. - No i co z tego? Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale wiesz, że jak Ci na kimś bardzo zależy to chcesz być z nim na dobre i złe? Bez względu na to czy jest dobrym towarzystwem czy nie? Jeśli nie, to chciałabym, żebyś zrozumiał, że nigdzie się nie wybieram, głuptasie, i będę obok, bez względu na to, co sobie tam wymyślisz - odpowiedziała z nieco poważniejszą miną, jednak posłała mu na koniec łobuzerski uśmieszek i pacnęła go palcem zaczepnie w nos. Jeśli chciał teraz napić się wódki, kontemplować nad istnieniem świata i jego zagadkami, to proszę bardzo, Selina z wielką chęcią mogłaby mu potowarzyszyć. Wbrew temu, to sobie myślał to naprawdę chciała usłyszeć o każdym problemie, który dręczył jego serce i duszę, chciała umniejszyć ten ból, jaki odczuwał, bo przecież właśnie po to była. Żeby go posłuchać, pomóc mu, jeśli tylko byłaby w stanie to zrobić. Chciała wiedzieć o nim wszystko, wszystko z nim dzielić, nawet ból, który w sobie nosił. Musiał jednak pozwolić jej na to, by mogła go również przejąć na swoje barki, by nie musiał samotnie ich nieść, bo nie był sam. Już nie. Miał kogoś, z kim mógł to dzielić.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 13:15
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Niestety bez względu na to jak Selina mocno tego chciała, to nie była w stanie zrobić nic, żeby w jakikolwiek sposób mu pomóc. Być może gdyby chodziło tylko o Tate, to po prostu pozwoliłby sobie na chwilę zapomnienia w jej ramionach, zatracenia się i pociechę w jej bliskości. Niestety śmierć przyjaciółki była jedynie wyzwalaczem o wiele większych problemów, bardziej skomplikowanych i dotyczących tych spraw, którymi nie mógł się z nią podzielić. Doceniał jednak to, że była obok, że chciała go wspierać, a jej ciepło przyjemnie ogrzewało jego ciało. Chociaż w pewnym momentach czuł, jakby te chwile z nią należały do innego życia, były wręcz wykradzione komuś innemu, to nie miał zamiaru z tego rezygnować, a już na pewno nie chciał jej w żaden sposób odtrącać. Wręcz przeciwnie - chciał mieć ją blisko przy sobie, po części też dlatego, że wtedy mógł zapewnić jej większe bezpieczeństwo. Uśmiechnął się na jej słowa. - Nie boisz się dzikich stworów, które też wychodzą nocą, gdy na niebie księżyc wisi wysoko? - zapytał, konspiracyjnym szeptem. Rzecz jasna tak sobie tylko żartował (chociaż czy na pewno?) i doskonale rozumiał co miała na myśli. Nawet nie dlatego, że jako wilkołak czuł się trochę zobowiązany do zachwytu nad nocnym niebem, ale po prostu ciężko było zaprzeczyć, że przyglądanie się gwiazdom i księżycowi miało w sobie coś magicznego, bez względu na to kim się było. - Kiedyś robiłem podobnie. Mieliśmy taki... zwyczaj? Każdej pełni rozstawialiśmy leżaki, braliśmy alkohol w rękę i kontemplowaliśmy nocne niebo - powiedział z westchnięciem. Trochę tęsknił za dawnymi czasami, kiedy nie tylko duża większość jego przyjaciół żyła, ale też, kiedy jeszcze sami Rycerze byli ze sobą zżyci i wspólne spędzanie czasu było codziennością, czystą przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. - Rzadkie, ale to w sumie chyba dobrze. Podobno pełnia wzbudza w nas agresję - może stąd te wszystkie mity o wilkołakach na które oddziałuje pełnia? Bo ludzie w ten sposób własną agresję chcieli tłumaczyć? - No i wiesz, do tego dochodzą te wszystkie demony, które wychodzą podczas pełni. Tańczące rusałki, dusze na rozstajach dróg. I diabły, które tańczą z czarownicami. Ach i wampiry! Byłbym zapomniał o wampirach. Tak, jedna pełnia miesięcznie zdecydowanie wystarczy - powiedział z uśmiechem. Nie, żeby wierzył w te wszystkie historie, czy ludowe legendy. Co prawda nie wykluczał, że mogą istnieć chociażby wampiry, skoro istniały wilkołaki. Do tego był pewien, że istnieją też demony. I czarownice. Jednak wszystkie te historie na temat tego, że tak bardzo uaktywniają się właśnie podczas pełni były na pewno mocno podkolorowane. No przynajmniej taką właśnie miał nadzieję. - Oczywiście, że tak - przytaknął, bo jakżeby mógł jej odmówić? Chociaż pewności nie mógł mieć, czy faktycznie uda im się go wypić, bo... cóż, chociaż w te wszystkie historie nie wierzył, to jednak pełnia w Halloween lekko go niepokoiła. Nie wiedział jak to do końca ma rozumieć, ani czemu tak się dzieje, ale po prostu nie był w stanie wyrzucić z głowy tych wszystkich złych przeczuć, które z każdym dniem stawały się nie tylko coraz bardziej męczące, ale także większe. Pomimo tego, że naprawdę doceniał jej troskę i chęć pomocy, to prawda była taka, że i tak nie mogłaby nic na to poradzić. Być może Colt się starzał, może po prostu stracił zbyt wiele bliskich mu osób, jednak wydawało mu się, że za każdym razem jest coraz gorzej i gorzej. Przeniósł na nią wzrok, marszcząc brwi. Nie wątpił, że go rozumiała i nawet przez sekundę nie miał zamiaru zaprzeczać, twierdząc, że to na pewno nie to samo. Uniósł dłoń, żeby delikatnie pogładzić jej policzek. - Droga jest długa, a życie krótkie - wypowiedział motto Rycerzy, bo czyż ono właśnie nie było kwintesencją jej słów? - Nie będzie, ale czy to nie byłoby piękne, jakby tak wcale nie musiało być? Pomijając oczywiście tą nieśmiertelność - naprawdę wierzył w to, że życie mogłoby być przynajmniej bezpieczniejsze. Tego też właśnie chciał dla Seliny, dlatego przecież chciał ją początkowo odtrącić, wierząc, że będzie wtedy o wiele bardziej bezpieczna, niż przy nim. - Naprawdę mi przykro, Selino - powiedział, obejmując ją trochę mocniej i całując w czoło. - To dlatego masz koszmary? - zapytał, trochę strzelając w ciemno, jednak nie mógł nie zauważyć zmiany w jej postawie, tego jak wypuściła powietrze z płuc, czy chociażby tego jak ciężko było jej o tym mówić. - To nie do końca tak, że się zadręczam tylko tym - przyznał, bo chociaż go to naprawdę bolało, to nie miał zamiaru usiąść i płakać; miał zamiar się zemścić, ale nie planował tego wyznawać Selinie. - Tate była... takim trochę moim ostatnim pomostem pomiędzy teraźniejszością i przeszłością. Przyjaźniliśmy się od wielu lat, znała moją dziewczynę i teraz, jak już jej nie ma, to tak jakbym stracił wszystko po raz drugi - westchnął ciężko. Chociaż teoretycznie dłużej znał Jen, to jednak właśnie z Tate miał najlepszy kontakt, a przynajmniej ona tylko mu została z wcześniejszych lat. Jej śmierć nie tylko przypomniała mu jak krótkie i kruche jest życie, ale również przez to wydarzenie zaczął myśleć o wszystkich tych, których utracił już wcześniej. Można więc było powiedzieć, że nie był w stanie nie zerkać w tył, bo chociaż szedł do przodu, to te wszystkie wspomnienia i straty były niczym ciernie w jego sercu. Słuchał jej słów z uniesionymi brwiami, a im dłużej mówiła, tym uśmiech na jego twarzy robił się coraz większy. - Właściwie to wiesz, słyszałem o czymś takim - odpowiedział, nachylając się w jej stronę. - Bo dokładnie w taki właśnie sposób myślę o Tobie i zdecydowanie nigdzie się nie wybieram - wyszeptał jej do uszka, na którym też złożył delikatny pocałunek. Właściwie to go też najbardziej przerażało - jak bardzo mu na niej zależało i zrobiłby wszystko, żeby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo. Tak, wiedział, że jest silna, jest twarda i potrafi o siebie zadbać, jednak to niczego nie zmieniało. Chciał ją chronić, bez względu na to, czy to przed koszmarami, czy też czymś znacznie poważniejszym, może i śmiertelnym. Wyprostował się, już z poważniejszym wyrazem twarzy, wpatrując się w te jej hipnotyzujące, błękitne oczęta. - Naprawdę doceniam to, że tu jesteś - powiedział, a mówiąc tu miał na myśli tu z nim, w tej chwili. I że go wspierała. I że podzieliła się z nim swoją historią. Nie było właściwie słów, które mogłyby wyrazić jak bardzo jest jej za to wszystko wdzięczny. Dlatego nie, nie potrzebował tak naprawdę wódki, ani kontemplacji nad życiem, bo miał ją przy swoim boku, a to wystarczyło, żeby wszystko wydawało się o wiele bardziej znośne niż normalnie. Nawet smutki.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 22:18
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Mogłaby zrobić, owszem, ale po pierwsze, jemu to na pewno by się nie spodobało, a po drugie, ona nigdy by się tego nie dopuściła. Znała zaklęcia, które potrafiły wywołać spokój, odgonić smutek, jednak należała do tych osób, które zawsze były przeciwne używaniu ich w taki sposób i uważała, że to było niepotrzebne igranie z emocjami. Dlatego nigdy, ani przez sekundę nie przyszło jej do głowy, by jednego z nich użyć na Colcie - wiedziała, że było mu źle, że odczuwał ból spowodowany tym wszystkim, ale wierzyła w to, że to wszystko przetrwa, bez względu na to, czy to była tylko śmierć Tate, czy coś o wiele większego i poważniejszego, czegoś o czym nie miała pojęcia i czego nie dane jej było poznać. Postrzegała go jako kogoś silnego, kogoś, kto się nie poddawał i z podniesioną głową po każdej porażce wstaje i kroczy prosto przed siebie, by dopełnić swojego celu. Jednocześnie w tym wszystkim był szczery, taki prawdziwy, nie bał się okazywać uczuć. Każdy jego gest wykonany w jej stronę był przepełniony czułością i uczuciem, mogła choćby to zauważyć w jego błękitnym spojrzeniu. Co prawda znali się krótko, ale uderzył ją na tyle mocno, jak jeszcze nikt inny, że nie potrafiłaby z niego zrezygnować - dlatego dobrze, że porzucił głupie myśli o tym, by ją od siebie odtrącić, bo ona nie da się tak łatwo przepędzić i będzie trwać przy jego boku, bez względu na wszystko. - Dzikich stworów? Na przykład jakich? - odparła z zaciekawieniem, podejmując tą małą grę, dlatego również zwróciła się do niego szeptem, jakby właśnie pytała go o największy sekret. Od razu gdy o tym wspomniał pomyślała o wilkołakach - jak się okazywało, nie były wcale takimi legendami, za jakie je wszyscy brali, wręcz przeciwnie. Byli bardzo żywi i domagali się krwi, więc kto wie, czy żaden z nich nie czaił się gdzieś blisko... a nawet znajdował się prosto przed jej nosem. - Alkohol to jest nieodłączny towarzysz w kontemplowaniu nocnego nieba - przytaknęła, chociaż nigdy nie robiła tego z kimś. Zawsze była sama, na swoim tarasie, siedziała na schodkach i rozmyślała. - Ale miło by było też mieć czasami jakieś inne towarzystwo - dodała, licząc na to, że Colt podłapie aluzję, że jakby kiedyś naszła go ochota, to mógłby to zrobić z nią. Na pewno byłoby miło, jak wszystko, co razem robili. Selina lubiła swoją samotność, jednak czasami ona doskwierała, nawet niej i odkąd poznała Colta coraz częściej dyskomfort z tego powodu odczuwała. Pod jej ustami wykwitł uśmieszek, gdy usłyszała diabły tańczące z czarownicami. No tak, bo czarownice to były pomioty szatana i powinny zostać spalone na stosie, czyż nie? A niestety, Selina była właśnie jedną z nich. Jednym z tych stworów, o których powiedział. - Aż strach wychodzić z domu podczas tej pełni, skoro wszyscy robią się tacy agresywni. I te wszystkie stwory, które wychodzą ze swoich kryjówek? Okropne - udała, że przeszedł ją dreszcz, choć wcale się tak naprawdę nie bała; wiedziała o istnieniu demonów i wilkołaków, ale nawet oni nie przerażali jej tak bardzo, jak własna matka. To ona była prawdziwym potworem, którego należało się bać. - No to... jakbyś miał ochotę wtedy wpaść, to wiesz, gdzie mnie szukać - dodała, wzruszając ramionami. To było otwarte zaproszenie, jednak jeśli nie miał ochoty przychodzić, czy miał jakiekolwiek inne plany, zrozumiałaby to. Choć pełnie zawsze traktowała jako ten specjalny czas, to jednak nigdy nie niepokoiły ją tak bardzo ja ta, kiedy tyle złego działo się w Belgrave i Selina miała bardzo złe przeczucia co do tego, co mogłoby się wtedy stać, co na przykład mogłaby wymyślić taka Hekate, która zapowiadała swój przyjazd, a akurat zaraz miała był druga pełnia w miesiącu? To nie mógł być przypadek, przypadki, jeśli chodziło o jej matkę w ogóle nie wchodziły w rachubę. Brunetka domyślała się, że chodziło o coś znacznie więcej, nie tylko o śmierć Tate, ale nie miała zamiaru naciskać go ani dopytywać. Nie mogła mu pomóc, nie tak jakby chciała i to bolało ją najbardziej. Westchnęła cichutko, ale gdy jego dłoń otuliła jej policzek, uśmiechnęła się delikatnie, łapiąc go za nadgarstek,  i wtulając twarz we wnętrze jego dłoni. - To prawda... dlatego trzeba doceniać to, co się ma - powiedziała, unosząc na niego wzrok i przyglądając mu się znacząco wielkimi oczami. Wiedziała, że cierpiał i była świadoma tego, jak wiele stracił, ale nie chciała, by... przegapił przez to wszystko to, co miał teraz, by mu to umknęło, by zamknął się na wszystko inne, rozmyślając ciągle o przeszłości, nie pozwalając sobie na to, by to jakoś przeżyć i ruszyć dalej. Uśmiechnęła się blado, kiwając przy tym głową. - Byłoby. Ale niestety, życie to nie instytucja spełniająca życzenia, Colt - wzruszyła ramionami. Jednak czy nie było głupie takie odtrącanie kogoś, na kim Ci zależało, ślepo wierząc, że przez to będzie bezpieczniejszy? W jaki sposób wyglądała ta ochrona, pozostawiając kogoś samemu sobie, pozostawiając go tak na pastwę losu i od niego się odcinając? Kto wtedy jemu zapewni bezpieczeństwo, kto się nim zaopiekuje? Co prawda Selina nie wiedziała o tym, że to było prawdziwym powodem tego, jak Colt się zachował, ale jakby wiedziała, to na pewno powiedziała mu to, że jest już dużą dziewczynką, że wie czego chce, że potrafi obronić się sama i że jedyny mężczyzna, jakiego chciała, to taki, który będzie stał przy jej boku i jej towarzyszył; z którym będą wzajemnie się chronić i osłaniać. Jak równy z równym. - To nic - zapewniła, chociaż wcale takim niczym nie było. Ale odwzajemniła jego uścisk, obejmując go ściśle ramionami; ciepło jego skóry rozlało się po całym jej ciele, a zapach przyjemnie opatulił; nie widzieć dlaczego, kojarzył jej się z domem, ciepłem, bezpiecznym miejscem. Gdy tak trzymał ją w ramionach, czuła się tak, jakby to było jedyne miejsce w którym chciała być i mogła znaleźć spokój, schować się w nich przed wszystkim i wszystkimi, znaleźć ukojenie. Zamarła jednak słysząc jego dalsze pytanie i nie odzywała się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, co miała mu odpowiedzieć. Czy miała go okłamać, czy powiedzieć prawdę? Nigdy z nikim o tym nie rozmawiała, nigdy nikomu o tym nie mówiła. Czy powinna o tym mówić, kiedy nadszarpnął jej wiarę w jego słowa, dać mu ten kredyt zaufania? Przygryzła policzek od środka, rozmyślając nad tym wszystkim i uznała, że choć to będzie dla niej cholernie trudne tak się przed nim otworzyć, chciała zdradzić mu o sobie nieco więcej. Skoro on jej powiedział, ona chciała dać coś w zamian. Przełamać się. Otworzyć. To było wielkie ryzyko, ale cała ich znajomość była wielkim ryzykiem. Ale zawsze brała to, czego chciała, prawda? Bez względu na konsekwencje. Dlatego bardzo powoli odchyliła głowę, by móc spojrzeć mu w twarz. Prosto w oczy, które przeszywały ją na wskroś, patrzył w sam środek niej, zaglądały w jej serce. - Tak - odparła ochrypłym głosem, nabierając głęboko powietrza w płuca. Musiała przygotować się na najgorsze. Nie wiedziała jak zareaguje Colt, ale starała się o tym nie myśleć, że mógł po tym wziąć ją za największego tchórza. Wcale zresztą by się nie zdziwiła. - Bo... ja to widziałam. To wszystko. I miałam szansę zrobić cokolwiek, a nie zrobiłam nic - powiedziała z przygnębieniem, złością, która pobrzmiewała w jej głosie. Z pretensją do samej siebie, że była wtedy taka słaba, nie była wystarczająco silna by go uratować. - A śni mi się... no cóż. Wszystko jest dokładnie tak jak wtedy. Tyle, że kiedy to ma się stać, zawsze zamieniam się z nim miejscami i to ja umieram - wyjaśniła, wzruszając przy tym ramionami, jak gdyby nigdy nic, jakby gdy nic się nie stało, choć to zdarzenie miało ogromny wpływ na jej życie i na nią samą. Co prawda nie wyjawiła mu, kto był oprawcą, ale i tak poczuła się jakby wielki ciężar opadł z jej barków. Nosiła to przez tyle lat, nigdy nikomu nie mówiła. Ani swoim siostrom, ani przyjaciołom. Nikt nigdy nic nie wiedział aż do tej pory. Spuściła wzrok na podłogę, czekając na jego reakcję. Zawsze mógł przecież to wykorzystać przeciwko niej, prawda? Ale trudno, zaryzykowała, a czas pokaże jej, czy było warto. Westchnęła głośno, po czym tym razem to ona go przytuliła, zmuszając go, żeby się pochylił. Oparła brodę na jego ramieniu, wzdychając do jego ucha. Było jej naprawdę przykro z powodu tego, co przeszedł. Nie zasługiwał na to, by tak cierpieć. Stracić dziewczynę, przyjaciółkę... przez co on musiał przejść? Poczuła uścisk w żołądku, jakby zwinął się w supeł. - Bardzo mi przykro, Colt. Naprawdę żałuję, że... nie mogę Ci pomóc - powiedziała, po czym się odsunęła, drobną dłonią ujmując jego policzek, który pogłaskała kciukiem. - Wiem, że to boli i będzie boleć jeszcze przez długi czas, ale... pamiętaj, że nie jesteś sam. Już nie - wyszeptała. Wiedziała, że nijak go to pocieszy. Żaden gest, żadne słowa, nic. Naprawdę ją frustrowało to, że nie mogła zrobić cokolwiek, by poczuł się choć trochę lepiej. Jedyne co mogła zrobić, to przy nim być, nic więcej. Rozumiała co to oznaczało kogoś stracić, rozumiała jego ból i bardzo żałowała, że nie mogła go odebrać. - Och tak? - odparła z zawadiackim uśmieszkiem. Nawet w takiej chwili zadrżała, czując jego drobny pocałunek na jej uchu, jak jego ciepły oddech owiał jej skórę, która zaczęła mrowić. To było niepojęte, jak bardzo na nią działał. - Nie masz mnie już dość? - zapytała zaczepnie i przekręciła głowę, by złożyć kilka małych pocałunków na jego policzku. Filuterny uśmieszek wkradł się na jej usta, gdy zarzucała mu ramiona na szyję, by go do siebie przyciągnąć. Ją samą to przerażało jak bardzo jej na nim zależało, choć tak krótko to znała - w dodatku ze świadomością, że to uczucie powiększało się z każdym kolejnym dniem, a przecież już teraz był jej tak drogi i czuła do niego tak wiele. To była taka ironia losu, że chciał ją chronić, kiedy tak naprawdę przez cały czas to na nią właśnie polował. Na czarownicę. On był łowcą, a ona jego zdobyczą; pewnie nie tak miało wyglądać to jego podbijanie wroga i mszczenie się na nim, któremu zamiast wyrwać serce, pozbawiając tym samym życia, sprawił, że jego właściciel po prostu się w nim zakochiwał. Jego słowa wywołały na jej twarzy jeszcze szerszy uśmiech. Ciepły, szczęśliwy, pomimo tego smutku, którym oboje byli przepełnieni. - Ja też. Nawet nie wiesz ile Twoja obecność dla mnie znaczy. I to, że mi o tym wszystkim... opowiedziałeś - wydusiła z siebie; kolejne wielkie wyznanie, które płynęło prosto z jej zimniutkiego serca. Naprawdę była mu wdzięczna za to, że odkrył przed nią kawałek samego siebie, tę ciemniejszą, mroczniejszą i smutniejszą stronę, co sprawiło, że sama również chciała to zrobić. Pomimo tego, jak zaczął się ten wieczór, kiedy myślała, że wszystko stracone i nie da się tego odzyskać, czuła się teraz, jakby była z Coltem bliżej niż kiedykolwiek - kto wie, może ten konflikt był im potrzebny, by zrozumieć, jak wiele dla siebie znaczą? Jak są sobie bliscy i jak bardzo mogą być? Że nie warto tego tracić, tylko o to walczyć, z całych sił, pomimo wszystkim przeciwnościom losu. A Selina miała zamiar to zrobić. Mogła się sparzyć, mogła się zranić, ale to nie miało znaczenia, bo wcale się tego nie bała. Była lwicą, wojowniczką i zawsze sięgała po to, czego chciała. A los tak chciał, że upatrzyła sobie właśnie jego.
Powrót do góry Go down
Sro 7 Paź 2020 - 22:59
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Czy takie użycie magii, żeby zmienić czyjeś uczucia nie było nie tylko niemoralne i nieetyczne, ale także po prostu złe? Byłoby to zwyczajne oszustwo, które mogłoby bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Nie, żeby Colt myślał, że Selina byłaby do czegoś takiego zdolna, bo już pomijając nawet to, że pojęcia nie miał o jej magicznych umiejętnościach, to szczerze wątpił w to, że była właśnie taką osobą, która lubiła chodzić na skróty, czy oszukiwać. Wręcz przeciwnie - wydawało mu się, że woli stawić czoło najgorszym przeciwnością losu, niż po prostu się przed nimi chować, albo udawać, że nie istnieją. Sam też tak robił i może właśnie to sprawiało, że tak mu się podobała? Nie wiedział co ją w życiu spotkało, co przeżyła, ale wiedział, że poradziłaby sobie z każdym problemem, dumnie unosząc przy tym podbródek. Dlatego też próby odtrącenia jej, albo zakończenia tej znajomości, bo po prostu wiedział, że nie tylko nie byłby w stanie tego zrobić, ale po prostu nie chciał. Było w niej tyle rzeczy, które tak mocno go przyciągały, które sprawiały, że nie mógł oderwać od niej wzroku i wyczekiwał niecierpliwie kolejnego spotkania, podczas którego będzie mu dane dowiedzieć się czegoś nowego na jej temat. - Hmmm to zależy kogo byś zapytała. Najczęściej jak ludzie myślą o potworach wychodzących podczas pełni to są to wilkołaki, ale na przykład w Szkocji mówi się, że jak dzieci będą niegrzeczne to podczas pełni przez komin przyjdzie Bodach i je zabierze - powiedział, wzruszając ramionami. Mówił z własnego doświadczenia, bo przecież nie tylko doskonale znał historyjki dla dzieci opowiadane w Szkocji, ale też dobrze wiedział, że wilkołaki wcale nie były bardziej aktywne podczas pełni księżyca - dla nich był to wieczór jak każdy inny. - Alkohol to nieodłączny towarzysz w bardzo wielu sytuacjach - poprawił ją. Tak, o tym też coś wiedział. - Ze znajomymi mamy różne drinki na różne okazje. Na przykład na urodziny, po dniu w pracy albo na uczelni i wiele, wiele więcej - tak, było o wiele więcej drinków, ale część z nich była chociażby po zabiciu kogoś, a tym nie chciał się Selinie chwalić. Nie, żeby się w jakiś sposób wstydził swojego postępowania, albo swoich drinków, ale sądził, że nie jest to coś, co brunetka musiała wiedzieć. - Chociaż aktualnie za moich znajomych można uznać jedynie Lucy - zmarszczył brwi, mówiąc to trochę bardziej do siebie, niż do niej. Niestety grono jego znajomych, a dokładniej mówiąc wilczych znajomych mocno się wykruszyło. Potrząsnął głową, ponieważ to nie była rzecz o której chciał aktualnie myśleć, bo wolał skupić się na Selinie. Tak, zastanawianie się nad beznadziejną sytuacją w której znaleźli się Rycerze pozostawi sobie na następny dzień. Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. - Miłe towarzystwo, dobry alkohol, a do tego kontemplacja nocnego nieba? To brzmi jak naprawdę idealny wieczór - powiedział, posyłając jej uśmiech. Oczywiście, że zrozumiał aluzję i zdecydowanie nie miałby nic przeciwko, gdyby któregoś dnia w taki właśnie sposób spędzili wieczór, a może i całą noc. Rzecz jasna wcale też nie uważał, że czarownice tańczą z diabłami, czy zasługują na stos; mogło to wydawać się szokujące, ale Colt naprawdę nie twierdził, że każda osoba posługująca się magią jest zła i zasługuje na śmierć - tylko ci, którzy używali złej magii, krzywdzili innych, na taki koniec właśnie zasługiwali. - Może trochę? Ale też trochę ekscytujące? Rzecz jasna spotkanie jakiegoś morderczego stwora niczym przyjemnym raczej nie jest, ale z takimi rusałkami to mógłbym potańczyć - stwierdził, ponieważ ta opcja przecież nie była taka zła? Tańce z diabłami i czarownicami też nie musiały wcale oznaczać niczego złego. - Wydaje mi się, że uda nam się coś wymyślić - uśmiechnął się, bo chociaż nie chciał niczego obiecywać, bo któż to mógł mieć pojęcie co się wydarzy, to jednak chciał, żeby wiedziała, że naprawdę chciałby spędzić ten wieczór właśnie z nią. Nie mógł też odpędzić od siebie tego niczym nieuzasadnionego uczucia, że wydarzy się coś złego; w końcu to było w Belgrave, a chociaż tak naprawdę podczas pełni wcale żadne stwory nie wychodziły ze swoich ciemnych kryjówek, to jednak ludzie wciąż chodzili po ulicach, a czy były większe potwory właśnie od nich? Patrząc też na to, co ostatnimi czasy się działo, to trudno było się dziwić, że te myśli Colta prześladowały i czuł ten przytłaczający, nieprzyjemny uścisk w żołądku wywołujący niepokój. Chodziło więc o wiele rzeczy, a śmierć Tate była jedną z wielu, które każdego dnia jedynie rosły. - Trzeba - przyznał, przyglądając się jej uważnie, starając się wyryć sobie w pamięci każdy jeden szczegół jej twarzy. Tak na zapas. Dobrze wiedział, że poddawanie się rozpaczy nie jest zdrowe, tak samo jak poddawanie się gniewowi. Wciąż czuł pustkę po śmierci Tate, jednak nie planował wcale popaść w depresję, zamknąć się na wszystkich. Właściwie nawet jego próba odtrącenia Seliny nie była wywołana rozpaczą, lecz chęcią chronienia jej, żeby nie stała się przypadkową ofiarą, bo tego nie byłby w stanie znieść. - Czasami jednak jest - odpowiedział, zaczepiając palcem o jej nosek, ponieważ tak trochę to właśnie ona była spełnieniem jego marzeń. Chociaż mówienie o takim czymś mogło brzmieć głupio, może nawet trochę infantylnie, to tak właśnie było. Pomimo wszystko wciąż jednak uważał, że bez niego byłaby o wiele bezpieczniejsza, bo o samego siebie wcale się nie bał. Zdawał sobie sprawę z tego, że może jako Rycerz jest bardziej narażony na pożegnanie się z tym światem, jednak nie bał się swojej śmierci, bo o wiele bardziej przerażało go to, że ktoś miałby zginąć przez niego. Jak miałby się podnieść i ruszyć dalej, gdyby musiał być świadkiem Seliny, wiedząc dobrze, że to jego wina? Bez względu na to jak silna by nie była, jak bardzo dobrze umiała o siebie zadbać, to i tak nic nie zmieniało; bez względu na wszystko chciał, żeby była bezpieczna, a skoro nie chciała się z nim rozstawać, to musiał zrobić wszystko, żeby chronić ją przed wszystkim, co mogłoby jej zagrażać. Wyczuł tą niewielką zmianę w jej postawie, gdy zadał pytanie. Nie chciał, żeby poczuła się niekomfortowo, ani żeby uznała, że przekracza jakąś granicę i wciska swój nos w rzeczy, które go nie powinny interesować. - Nie musisz mówić, jeżeli nie chcesz - powiedział szybko, bo nie chciał na nią naciskać. Widział dobrze, że to było coś, co jej sprawiało ból, czym mogła też nie chcieć się dzielić. Właściwie teraz nawet nie musiała nic mówić, bo domyślał się jaka byłaby jej odpowiedź. Zdawał sobie sprawę z tego, że nadszarpnął jej zaufanie, że nawet nie powinien o takie rzeczy pytać i właściwie zrobił to trochę nieświadomie; ciężko było jednak nie zauważyć, że coś ją dręczyło, że momentami jej całe ciało sztywniało, a w oczach pojawiało się przerażenie. Do tego sam widział, że również i nocą niektóre demony nie dawały jej spokoju i może to było trochę zbyt zuchwałe z jego strony, ale chciał jej jakoś pomóc; dać oparcie i ukojenie, odganiając wszelkie zmartwienia daleko. Nie spodziewał się, że w końcu się przełamie, otworzy całkowicie i pokaże mu najbardziej wrażliwą i delikatną wersję siebie, lecz kiedy zaczęła mówić, nie przerywał jej. Nie mógł się też nic poradzić na to, że każde jej słowo najzwyczajniej w świecie sprawiało mu ból; nawet się nie spodziewał, że coś tak strasznego jej się przydarzyło i gdyby tylko mógł, cofnąłby czas, żeby w jakiś sposób ją przed tym uchronić. Niestety nikt nie miał takiej mocy, nikt nie mógł przenieść się w czasie i naprawić przeszłość, więc pozostawało im jedynie to, co mogli dać sobie tutaj i teraz. - Nawet sobie nie wyobrażam jak straszne to musiało dla Ciebie być - powiedział, przytulając ją, bo chociaż mogła wzruszać ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, to dobrze wiedział, że tak nie jest; sam był nieraz na jej miejscu i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że takich rzeczy się nigdy nie zapomina. I zawsze wini za nie samego siebie. - Mam tylko nadzieję, że nawet jak wydaje Ci się wciąż, że to Twoja wina i powinnaś wtedy coś zrobić, to pewnego dnia zrozumiesz, że nie Ty za to odpowiadasz. I zobaczysz jak silna jesteś, pomimo tego wszystkiego, pomimo tego całego bólu, który w sobie nosisz - pocałował ją w głowę, przytulając jeszcze mocniej, tak jakby miał nadzieję, że dzięki temu uchroni ją zarówno przed smutkiem, jak i koszmarami, które ją nękały. Dobrze wiedział, że żadne słowa nie zmienią jej bólu, jednak to było jedyne, co mógł jej teraz dać. To i może jeszcze swoją bliskość, licząc na to, że chociaż przez chwilę z jej pięknych oczu zniknie smutek i zastąpi go jakieś bardziej pozytywne uczucie. Uśmiechnął się blado, bo chociaż naprawdę doceniał jej słowa, to, że chciała przy nim być i go wspierać, to nie musiała się nim przejmować. - Nic nie szkodzi, naprawdę. Nie musisz się przejmować. Jestem jak kot i zawsze spadam na cztery łapy - i miał już dość spore doświadczenie, prawda? Poradzi sobie i ze śmiercią Tate, potem znajdzie sposób, żeby przywrócić świetność Rycerzom i odpłacić się Bractwu za każde zło, którego się dopuścili. Być może takie planowanie zemst nie było zbyt zdrowe, jednak posiadanie wyraźnego celu pomagało mu nie tylko skupić myśli, ale także dawało nadzieję, że pewnego dnia jego bliscy będą bezpieczni; może on tego już nie dożyje, ale to już nie było istotne. - Och, zdecydowanie nie - pokręcił głową. - Wręcz przeciwnie, wciąż mi Cię mało - wyszeptał, obsypując jej piękną twarz pocałunkami. Nie mógłby mieć jej dość, a z każdym dniem chciał jej coraz bardziej; była bowiem tym, czego potrzebował, rozjaśniała swoją osobą całe jego życie, a chociaż wydawało mu się, że te wszystkie spędzone wspólnie chwile są jak wykradzione komuś innemu, to nie miał zamiaru z tego rezygnować. Chciał z nią być, chciał ją bliżej poznać, chciał się zatracić w tym uczuciu, bo - może to było lekko samolubne i egoistyczne - dawało mu ono wytchnienie i poczucie lekkości, jakiej nie czuł od dawna. Nie, teraz już wiedział, że nie potrafiłby od niej odejść, ani skrzywdzić, bez względu na wszystko. - Cóż, właściwie to nie powiedziałem aż tak dużo, ale... rozmawianie z Tobą jest tak łatwe, naturalne. W ogóle bycie z Tobą takie jest - powiedział, bo tak to właśnie było i czuł się przy niej tak, jakby od zawsze się znali, jakby faktycznie gdzieś tam w gwiazdach byli sobie zapisani. Więc tak, nawet jeżeli nie powiedział jej wszystkiego, to wiedział, że mógłby to zrobić. Oczywiście pomijając ten niewielki fakt, że był wilkołakiem, bo to było tą jedną, jedyną rzeczą, której zdradzić nigdy nie mógł. Wcześniej jednak nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo strata jej go bolała, jak szybko i mocno zakotwiczyła się w jego życiu, a on nie potrafił się już odnaleźć w rzeczywistości, w której jej nie było. Musieli dać sobie szansę, sprawdzić gdzie to ich zaprowadzi, bo bez względu na to jaki był im pisany koniec, to było to warte ryzyka.
Powrót do góry Go down
Pią 9 Paź 2020 - 20:36
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Dla Seliny ludzie, którzy unikali problemów byli nikim innym, jak tchórzami, a ona w żadnym aspekcie swojego życia nie chciała taka być - dla niej takie uciekanie przed nimi było zwyczajnym tchórzostwem, bo co komuś da takie ciągłe zamiatanie ich pod dywan albo ignorowanie ich, dopóki nie znikną? Niestety, ale to tak nie działało, a Selina tym bardziej gardziła ludźmi, którzy wysługiwali się magią w ich rozwiązywaniu. Czy to było coś błahego jak to, że nie chciało ci się pisać wypracowania i chciałeś oszukać swojego profesora, czy igranie z uczuciami, bo Tobie albo komuś bliskiemu jest źle albo samemu sobie? Magia do tego nie służyła; miała służyć czemuś większemu, na pewno nie do rozwiązywania takich problemów. Dlatego nie, ona była lwicą, ona stawiała im czoła, a nie się od nich odwracała. Z tego też powodu, choć serce jej się krajało na ten widok, to zimne i chłodne serce, które jak do tej pory było nieporuszone przez nikogo, to nie miała zamiaru niczego takiego robić, bo ani nie była zdolna do zrobienia czegoś takiego, ale co ważniejsze, wydawało jej się, że Colt wcale czegoś takiego nie potrzebował. Wiedziała, że da sobie radę, że jest silny i to zniesie, że nie odwróci się i nie będzie udawał, że problem nie istnieje, tylko stawi mu czoła. Znała go krótko, to prawda, ale odnosiła wrażenie, praktycznie od samego początku, że byli ulepieni z tej samej gliny, więc była pewna tego, że poradzi sobie ze wszystkim. A ona będzie obok, żeby go w tym wspierać, wspomóc dobrym słowem, czułym uściskiem czy pocałunkiem. - Wilkołaki, no w sumie... - postukała się palcem w brodę, robiąc przy tym skupioną minę. - Ale znając moje upodobania co do wilków, to może z nimi też udałoby mi się zaprzyjaźnić - stwierdziła z figlarnym uśmieszkiem na ustach, choć tak naprawdę doskonale wiedziała o tym, że wilkołaki naprawdę istniały i wątpiła, żeby te, które znajdowały się w Belgrave pokazywały się tylko podczas pełni. Cóż, jak na ironię, z jednym z nich właśnie się zaprzyjaźniła, a nawet o wiele więcej, bo wpuściła go do swojego serce, pokazując mu w nim te zakątki i zakamarki, których nie zwiedził jeszcze nikt. - Bodach? A cóż to jest? Bardziej wypaczona wersja Świętego Mikołaja? - kpiąco się zaśmiała, unosząc przy tym brew. Nigdy o czymś takim nie słyszała, ale była wyraźnie zainteresowana. Nie znała się na Szkockich legendach i opowiastkach, jedynie gdy była dzieckiem, babcia opowiadała jej Walijskie przypowiastki dla dzieci, jednak była wtedy tak malutka, że to było niemożliwe, by cokolwiek z nich zapamiętała. Poruszyła znacząco brwiami i uśmiechnęła się pod nosem. - Różne okazje? Aż jestem ciekawa co to są za drinki, bo na pewno musi ich być bardzo dużo - odparła, mając nadzieję, że być może kiedyś niektórymi z nich Colt się z nią podzieli. Selina generalnie wychodziła z założenia, że okazja do picia wcale potrzebna nie była, jednak również lubiła celebrować w taki sposób różne rzeczy, nawet te mało znaczące. - A... macie też jakiegoś drinka na zgodę? - uśmiechnęła się łobuzersko, zarzucając mu przy tym ramiona na szyję. Przecież to również była idealna okazja ku temu, by to uczcić. Co prawda można powiedzieć, że już to zrobili, jednak dla Sel było to w większym stopniu wyrażenie tęsknoty za jego obecnością i niegasnącego pragnienia bliskości, jakie czuła, gdy był obok. - Lucy? - zapytała, unosząc przy tym jedną z ciemnych brwi. - To ta rudowłosa dziewczyna, która była z Tobą w barze? - zapytała, bo intuicja podpowiadała jej, że mogło chodzić właśnie o nią. Kojarzyła z widzenia jego towarzystwo, rudowłosą dziewczynę również, jeszcze z korytarzy Wydziału psychologii, kiedy sama ją studiowała i teraz, kiedy od czasu do czasu wpadała tam do Faye. Skinęła głową. - Tak. Chociaż śmiem twierdzić... że miłe towarzystwo wystarczy do tego, żeby było idealnie - odparła, szczerząc ząbki w pięknym uśmiechu. Owszem, alkohol mógł wszystko uprzyjemnić, jednak to towarzystwo było tutaj tym kluczem do takiego idealnego wieczora, popołudnia czy też poranka - a z Coltem co by nie robili, czy by tylko rozmawiali, spędzili wieczór na rozwiązywaniu krzyżówek czy sudoku, każda godzina, minuta i sekunda spędzona w jego towarzystwie była po prostu idealna i Selinie niczego do szczęścia nie brakowało, jak właśnie jego. Tak, znała go niedługo, ale już teraz to wiedziała, w szczególności po tej ich krótkiej rozłące, która bardzo wiele jej uświadomiła. - Potańczyłbyś z rusałkami, powiadasz - zmrużyła oczy, a jej usta rozciągnęły się w tajemniczym uśmieszku. - Lubisz tańczyć? Umiesz? - spytała, bo kto wie, może sama posiadała takie marzenie, żeby kiedyś też z nim poszaleć na parkiecie? Kto wie, kto wie! - Myślę, że jakoś się dogadamy - przytaknęła z uśmiechem. Nawet jeśli nie uda im się spędzić go razem, to mieli przecież mnóstwo czasu, by zrobić to kiedy indziej, prawda? A przynajmniej Selina miała taką nadzieję, skoro teraz udało im się pogodzić. Tym bardziej, że aktualnie coraz bardziej czuła narastający niepokój, który spowodowany był tym wszystkim, co w Belgrave się działo i miała wrażenie, że to się nie skończy i będzie tylko gorzej. Nie mogłoby być inaczej, skoro miała pojawić się Hekate, prawda? Bo jeśli miałaby wskazać największego potwora z nich wszystkich, to właśnie nią. W szczególności po tym, kiedy Nicholas powiedział o tym, by rozwiązania swoich problemów szukali nie na zewnątrz, a właśnie w środku. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęła, muskając przy tym paznokciami jego kark. Trzeba było te chwile doceniać, dlatego Selina miała zamiar skupić się na tym, co miała właśnie teraz, co działo się w tej chwili i nie miała zamiaru poświęcać uwagi niczemu innemu, tylko Coltowi. Jego obecność sama w sobie i tak była dość mocno absorbująca, a w dodatku przynosiła jej ukojenie i spokój, którego zawsze jej tak bardzo brakowało. Zachichotała cicho pod noskiem, marszcząc go, kiedy zaczepił o niego palcem. - Tak? A spełniło jakieś Twoje życzenia? - zapytała, myśląc tylko o tym, że Colt dla niej również był takim spełnieniem marzeń i łutem szczęścia, a przecież poznała go tak niespodziewanie i początkowo w ogóle nie spodziewała się tego, że tak bardzo zajdzie jej za skórę i tak bardzo nie mogła się bez niego obyć. Dobrze jednak, że nie wiedziała, co sobie myślał, bo bardzo by się wtedy pogniewała i udzieliła mu wykład na temat tego, że nie należy podejmować za innych ludzi decyzji i że powinna być ona obopólna, jeśli dotyczy dwóch osób; a ona bardzo nie lubiła, gdy dokonywali wyborów za nią, bo była przecież już duża, posiadała własny rozum i doskonale wiedziała, czego chciała. To przecież jej matką była Hekate, to ona była zdolna do wszystkiego, była najpotężniejszą czarownicą i to ona ze względu na bezpieczeństwo Colta powinna to skończyć w obawie, że mogłaby mu coś zrobić, bo przecież dla Seliny nadal pozostawał człowiekiem, nie wiedziała nic o jego wilkołaczych zdolnościach. Jednak nie, nie zrobiła tego, bo to była również jego decyzja, nie tylko jej, a nie chciała rezygnować ze szczęścia, jakie w końcu w życiu miała i nigdy przedtem go tak naprawdę nie doświadczyła, nie w aż takim stopniu. Wiedziała jednak, że będzie go bronić i chronić, bez względu na wszystko, jednak nie zamierzała go od siebie odsuwać. Może to było egoistyczne, może to było złe, ale... nie wyobrażała sobie, że mogłoby go nie być. Ich nie być. Razem. Słysząc jego słowa, uciszyła go, potrząsając przy tym głową. Chciała mu to powiedzieć. Choć było to cholernie trudne i bolesne, chciała to zrobić, pomimo tego, co się stało. To... był dla niej duży krok, niemal największy, jaki do tej pory zrobiła, przyznanie się do swojej największej słabości i bolączki, tego, co spędzało jej sen z powiek - po tych wszystkich latach trzymania tego w sobie, nie mówienia o tym nikomu. Lata sam na sam z własnymi koszmarami i myślami, analizowania wszystkiego, pełne wyrzutów sumienia i kajania się o to, co się wydarzyło, a potem przysięgnięcie sobie, że stanie się silniejsza i pewnego dnia odpłaci się za to swojej matce, która była temu wszystkiemu winna. Bo tak, miała zamiar się odpłacić, tak jak Colt, też chciała zrealizować swoją zemstę, tylko nie była taka pewna, czy miała jakiekolwiek szanse, by mierzyć się z nią w pojedynkę, samemu. Zapewne pozostanie to w niej już do końca życia i nigdy tego nie wyleczy, przynajmniej nie całkowicie, ale musiała przyznać, że gdy mu o tym powiedziała, poczuła się trochę lepiej; ból oczywiście całkowicie nie zniknął, wyrzuty sumienia nadal z nią były, ale miłe było w końcu podzielić się tym z kimś... bliskim. Bo tak, pomimo tego, że nie znali się długo, to tak właśnie było, a każdego kolejnego dnia stawał się osobą jeszcze bardziej jej droższą i bliższą sercu, niż poprzedniego. Po usłyszeniu jego słów objęła go jeszcze mocniej, napawając się jego zapachem i ciepłem jego skóry, które przynosiły jej spokój i ukojenie. Dopiero po dłużej chwili odsunęła się, odchylając głowę na tyle, by móc na niego spojrzeć. Pogłaskała jego policzek, uśmiechając się przy tym ze smutkiem. - Nie wiem czy to kiedykolwiek minie, Colt. Chciałabym, żeby minęło, ale... ciężko jest o tym zapomnieć i z tym walczyć, w szczególności mierząc się z tym samemu. Bo nigdy... nigdy wcześniej nikomu o tym nie mówiłam - przyznała, bo chciała, by wiedział o tym, że był tam pierwszym, któremu kiedykolwiek to zdradziła. Czuła, jak znowu zaczynają ją piec oczy, więc zamrugała szybko, chcąc tym odgonić niechciane łzy. Spojrzała na niego z determinacją, oczami koloru burzowego nieba. - Ale już nigdy więcej nie pozwolę na to, coś takiego się wydarzyło. To wiem na pewno - powiedziała z mocą, naprawdę mając na myśli to, co mówiła, bo nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby takie coś miało ponownie miało miejsce, a ona miałaby patrzeć na to, jak umierał ktoś, kto był jej bliski, bo ona była niewystarczająco silna, by mu pomóc. Niewątpliwie słowa Colta naprawdę doceniała, jak i to, że był blisko, był tutaj i to dla niej samo to znaczyło bardzo dużo i jej pomagało. I z jej nocnymi potworami, jak i ze wszystkim, bo przy nim wszystko było łatwiejsze, mniej bolesne, bardziej znośne. Dawał jej to, czego jeszcze nikt inny nie był w stanie jej dać i coraz bardziej uświadamiała sobie, że nie potrafiłaby się bez niego obyć. - Och, myślisz, że masz coś do powiedzenia w kwestii mojego przejmowania się Tobą? Bo jeśli tak, to wiedz, że nie, nie masz. I będę się przejmować, czy to się Tobie podoba czy nie, bo mi na Tobie zależy - odparła wyniośle, unosząc przy tym dumnie podbródek i patrząc mu przy tym w niebieskie tęczówki z poważną miną. Oczywiście, że wiedziała, że ze wszystkim sobie poradzi, jednak nikt nie będzie jej mówił, co miała czuć i w jaki sposób - nawet Colt jej przed tym nie powstrzyma, a ona miała zamiar się nim przejmować, martwić się, czy tego chciał czy nie. Wyraz jej twarzy nieco złagodniał i palcami przejechała po jego włosach, rozkoszując się tym, jakie były miłe w dotyku. - To dobrze, bo mi Ciebie też nie - odparła z zawadiackim uśmieszkiem i śmiejąc się pod nosem, kiedy obsypywał jej twarz pocałunkami. Selina jednak nieco pokrzyżowała jego plany, bo gdy jego usta znalazły się blisko jej, nie miała zamiaru przegapić tej okazji, więc stanęła na palcach i przycisnęła usta do swoich warg w namiętnym pocałunku. Nie, zdecydowanie nie potrafiła wytrzymać napięcia, jak i tego, że była po prostu niecierpliwym stworzonkiem, spragnionym jego bliskości. Teraz, kiedy już się pogodzili i mogli w pełni odetchnął pełną piersią, bez uścisku w środku, miała zamiar nadrobić ten stracony czas, którego i tak z nim było jej zawsze mało, nigdy nie miała go dość i już pogodziła się z myślą, że nigdy nie będzie w pełni nim nasycona. Obdarowała go pięknym, uroczym uśmiechem i przejechała noskiem po jego nosie. - To nieważne, czy powiesz dużo czy mało, Colt. Doceniam wszystko, co mi o sobie mówisz, każdą, nawet najdrobniejszą rzecz. Chcę Cię poznać, chciałam tego od samego początku, chociaż i tak... przez cały czas mam wrażenie, jakbym Cię znała nie od dzisiaj, znacznie dłużej. Praktycznie... od zawsze - przyznała, uznając, że skoro ma pokonywać dzisiaj wszystkie swoje dotychczasowe bariery, walczyć z trudnościami, to chciała wyznać mu również to, jak się w stosunku do niego czuje i jak bardzo ważną osobą stał się w jej życiu. Naprawdę czuła, że byli sobie przeznaczeni, że to nie był przypadek, kiedy spotkali się na imprezie Delt; to, że się przyuważyli nawzajem, to, że do niego podeszła, a Colt zdecydował się na to, by podążyć za nią, co doprowadziło ich właśnie tutaj, do tego momentu. Czy dla takiej miłości nie było warto zaryzykować, pomimo tego, że musiała ukrywać tajemnicę, o której powiedzieć mu nie mogła? Oczywiście, że tak i nic nie miało zamiaru powstrzymać jej przed tym, by z nim być, z tym pragnieniem, nawet tajemnica, której nie mogła zdradzić. Nic nie mogło. Jej serce już wybrało i miała zamiar za tym wyborem podążać i się go trzymać, choćby nie wiem co.
Powrót do góry Go down
Sob 10 Paź 2020 - 17:23
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Prawda była taka, że Colt, jeżeli tylko mógł, to zdecydowanie bardziej wolał unikać problemów; tak samo jak wolał nie podejmować żadnych istotnych i wpływających na coś decyzji, jednak ingerowanie je, czy w jakikolwiek zakłamywanie rzeczywistości, lub zmienianie własnych uczuć było po prostu złe. Bez względu na to, czego się sobie życzyło, co się lubiło, a co nie, trzeba było zbierać konsekwencje swoich czynów i wyborów, a Colt nie miał zwyczaju chować głowy w piasek. Dlatego tak, może aktualnie jego życie nie było zbyt kolorowe, nie miał zbyt wielu powodów do radości, jednak nie miał zamiaru załamywać rąk, rwać włosów z głowy i narzekać na swój los - miał po prostu zamiar to przeżyć i ruszyć dalej, tak jak już to robił wiele razy wcześniej. - Wilki i wilkołaki raczej nie powinny być tym samym - zmarszczył brwi, bo raz - wiedział to z własnego doświadczenia, a dwa - wszędzie, gdzie ów stwory występowały, czy były to książki, filmy, czy jakieś podania ludowe, znacząco różniły się od wilków. - Prędzej by zjadły Cię na podwieczorek, niż byś się z nimi zaprzyjaźniła - zaśmiał się, chociaż oczywiście jej tego nie życzył. Do tego też nie było po prostu opcji, żeby jakikolwiek wilkołak przebywający na terenie Belgrave zrobił sobie posiłek z Seliny, ale no... to nie był temat, który miał zamiar poruszać, ani tłumaczyć z jakiego powodu wie takie rzeczy. - Co? Jak możesz się z niego śmiać? - zapytał, unosząc dłoń i przykładając ją sobie do serca, tak jakby jej słowa, naprawdę go dogłębnie zraniły. Oczywiście oburzał się tutaj w imieniu bardziej Bodacha, niż swoim, ale jednak! - To najstraszniejszy ze wszystkich strasznych duchów, a nie jakiś Święty Mikołaj - skrzywił się, wciąż swoje święte oburzenie utrzymując. - Ignorantko - dodał jeszcze, bo za takie kpienie sobie z przerażających duchów musiała być jakaś kara, prawda? Bez względu więc na to, jakie uczucia Colt żywił w stosunku do Seliny, to musiał się teraz oburzyć. Tak, żeby nie nałapać sobie u Bodacha minusów i żeby go potem nie straszył po nocach. - Wiesz, to w sumie nic takiego wielkiego. Zwykłe głupoty, które niektórzy mogliby uznać jedynie za preteksty, żeby pić - wzruszył ramionami. Być może tym właśnie były te ich wszystkie okazje? Colt chyba wolał się w to zbytnio nie zagłębiać, bo mógłby dojść do wniosków, które nie byłby dla niego samego zbyt pozytywne. Wręcz przeciwnie. - Niestety nie - pokręcił głową. Rycerze raczej rzadko musieli się godzić, więc nie można tak naprawdę było się dziwić, że jeszcze takiego drinka żaden z nich nie zaproponował. - Mamy za to dwa na rozstania. Chociaż chyba nie powinienem o tym mówić teraz - powiedział, drapiąc się po brodzie. To mogło nie zabrzmieć aktualnie zbyt dobrze, nawet jeżeli było to jedynie zwykłym wspomnieniem, a nie żadną sugestią z jego strony. - Ale zawsze możemy wybrać jakiś na zgodę! - dodał szybko, bo to zdecydowanie żadnym problemem nie było. Colt był w stanie celebrować wszystko i każdą jedną okazję uznać za idealną do picia dobrego alkoholu. - Tak, to Lucy - przyznał, kiwając głową. Chyba nie było sensu mówić, że to wcale nie była jego przyjaciółka, ani że lubią się tylko trochę i wcale nie spędzają mnóstwa czasu razem. Miał jedynie nadzieję, że Selina nie uzna jej za jakąś rywalkę, czy coś w tym stylu, ponieważ te więzi, które łączyły Colta z Lucy byłby zdecydowanie platoniczne, bardziej rodzinne, niż w jakikolwiek sposób romantyczne. - Ciężko się nie zgodzić - uśmiechnął się do niej, bo miała rację - czasami wystarczyło tylko i wyłącznie odpowiednie towarzystwo, żeby cały świat od razu był o wiele przyjemniejszy. - Cała reszta to po prostu... taki miły dodatek - wzruszył ramionami. Oczywiście nigdy by dobrym alkoholem nie wzgardził, jednak prawda była taka, że w towarzystwie Seliny mógłby nic nie robić, nic nie pić, ani nie jeść, jedynie trwać i być, a i tak byłby zadowolony. - Nie, nie, nie, nie - pokręcił głową, bo ten jej uśmiech mu się zdecydowanie nie podobał. Chociaż może inaczej - podobał, ale domyślał się już, co może oznaczać. - Nie odpowiem na żadne z tych pytań. To zdecydowanie zbyt traumatyczne - powiedział, wciąż kręcąc głową. Nie, żeby uznawał sam fakt, że ktoś lubi albo umie tańczyć za coś złego, jednak w jego przypadku to wszystko wiązało się z wieloma innymi rzeczami, historiami w które wolał się nie zagłębiać. - W to nie wątpię - przytaknął, bo nawet jeżeli nie mieliby całego wieczoru spędzić jedynie z sobą, to był pewien, że znajdą chociaż chwilkę czasu na tę małą celebrację. Bez względu na wszystko. Jednak czy aktualnie powinien być czegokolwiek pewien, skoro Belgrave wydawało się być każdego dnia jeszcze bardziej niebezpieczne? Być może właśnie to było też powodem, przez który powinien wręcz nalegać, żeby Selina spędziła właśnie z nim Halloween, bo przecież wtedy mógłby mieć na nią oko i pilnować, żeby nic złego jej się nie stało? Niestety w ich przypadku nic nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać, a Colt musiał swoje oko mieć nie tylko na brunetce, ale także na wielu innych, różnych sprawach, a także na osobach. Oddałby jednak wszystko co miał, wszystkie pieniądze i luksusy tego świata, gdyby tylko mógł tak po prostu z nią być i nie obawiać się tego, co przyniesie ta pełnia; zamiast tego usiedliby sobie na kocyku i obserwowali niebieski księżyc. To było proste marzenie, całkowicie zwyczajne i teoretycznie zupełnie nie trudne do osiągnięcia, jednak dla niego było całkowicie niemożliwe do zrealizowania. Uwielbiał jej śmiech; to jak w jednym momencie stawała się zupełnie inną osobą, bardziej radosną i wesołą, a on mógł być dumny z tego, że to właśnie jego zasługa. - Być może - odpowiedział, uśmiechając się równie tajemniczo co Mona Lisa na obrazie da Vinciego. Cóż, Colt przez ostatnie lata nauczył się mieć naprawdę nisko zawieszone oczekiwania i cieszyć się z małych rzeczy, lecz spotkanie Seliny, która wtargnęła do jego życia niczym tornado, dało mu taką niewielką nadzieję na to, że może jednak wcale nie jest całkowicie skazany jedynie na przeżycie życia, a nie jedynie na egzystowanie i wyczekiwanie chwili śmierci. Po raz pierwszy też, od czasu gdy został Rycerzem, miał coś więcej, niż tylko misję, coś ponad obowiązki, jakie na nim spoczywały. Może powinien ją odsunąć, bo tak było bezpieczniej, ale po prostu nie potrafił tego zrobić. Okazało się, że za bardzo zależało mu na tej relacji, zbyt mocno na niej samej, żeby móc po prostu się odwrócić i udawać, że nigdy nic takiego nie miało miejsca, a on nic do niej nie czuł. Rozumiał, że miała swoje tajemnice, że były rzeczy o których nie chciała mówić, bo sam miał takich pełno. Nie chciał więc jej poganiać, namawiać, żeby mu powiedziała, jeżeli sama tego nie chciała, jeśli nie była gotowa. Po prostu chciał jej pokazać, że tutaj jest i jeżeli kiedykolwiek będzie chciała mu się z czegoś zwierzyć, to będzie tutaj i wysłucha jej słów - tak jak robił to właśnie w tej chwili. Chociaż mógł jedynie się domyślać jak ciężko jej było, ile kosztowało ją to wyzwanie, to naprawdę się cieszył z tego, że postanowiła mu na tyle zaufać, żeby wyjawić swój sekret. Nawet pomimo tego, że prawdopodobnie był jedną z najmniej godnych zaufania osób, które znała. Westchnął, bo cóż mógł powiedzieć? Selina była zdecydowanie zbyt mądrą osobą, zbyt wielką realistką, żeby wciskać jej nic nie znaczące słowa pocieszenia. - Cóż, prawdopodobnie nigdy to nie minie, ale czy to oznacza, że powinnaś tak po prostu przestać się starać i walczyć? - zapytał, bo może i nie minie, może zawsze gdzieś tam w środku będzie miała tą pustkę, a koszmary zawsze będą ją budzić w nocy. Jednak wciąż mogła próbować z tym walczyć, wyleczyć się. - Naprawdę się cieszę, że mi powiedziałaś - ujął jej twarz w dłonie i ucałował ją w środek czoła. Teraz, powoli, zaczynał ją coraz lepiej rozumieć; zbierał coraz to nowe wskazówki i informacje, które miały mu umożliwić rozwiązanie tej wielkiej zagadki, jaką była Selina Weles. - Jestem przekonany, że byś do tego nie dopuściła, chociaż chyba lepiej by było, gdybyś po prostu nigdy więcej nie znalazła się w takiej sytuacji. Albo przynajmniej, żebyś nie musiała stawiać czoła temu sama - stwierdził. Nie wiedział o niej wiele, każde kolejne spotkanie przynosiło kolejne informacje, jednak jeżeli coś mógł o niej powiedzieć, to na pewno to, że nie brakowało jej determinacji, że była silna i nie poddawała się. Niestety przez to wydawało jej się, że ze wszystkim musi radzić sobie sama, że zaufanie komuś, albo poleganie na drugiej osobie oznacza słabość; dlatego tym bardziej cieszyło go, gdy się otwierała, opowiadała coś o sobie. Chciał ją poznać, prawdziwą z każdą radosną chwilą, jak i ze smutnymi wspomnieniami, bo to właśnie za ich sprawą była teraz właśnie taka, a nie inna, a on nie mógłby być nią bardziej zauroczony, niż właśnie w tym momencie. - Domyślałem się, że mogę nie mieć, jednak zawsze można spróbować, prawda? Wiesz, dodać, że już jestem duży i wbrew pozorom całkiem nieźle potrafię sam o siebie zadbać - wzruszył ramionami. Jasne, że mu schlebiało to, że miała zamiar się nim przejmować, że jej po prostu zależało, ale nie chciał, żeby się faktycznie zamartwiała, czy też uważała, że w jakikolwiek sposób powinna go chronić. Nie, żeby planował jej teraz nagle zabronić tego robić, albo przekonywać do czegoś na siłę, bo zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko by niczego nie osiągnął, ale także zgromiłaby go wzrokiem i pewnie do tego usłyszałby jakieś wyniosłe prychnięcie. Nie, wolał zostawić to tak jak było. - To bardzo dobrze, że się w tym zgadzamy - pokiwał głową, bo czy mogłoby być lepiej? Czy ten wieczór mógłby się skończyć lepiej? Colt nie mógł nawet sobie wyobrazić, że miałby już nigdy więcej nie słyszeć jej śmiechu, czy nie połączyć ust w pocałunku. Pytała go wcześniej, czy jakieś jego marzenie świat spełnił i to właśnie było jego marzenie, ta chwila gdy była blisko niego, a on mógł ją mieć w swoich ramionach, całować jej usta i cieszyć się tym, co między nimi było. Nie mógł też nie odpowiedzieć uśmiechem, na ten uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. - Właściwie, to faktycznie wcale nie znasz mnie od dzisiaj - odpowiedział, może trochę igrając z ogniem, bo rzucenie takim żarcikiem mogłoby wywołać burzę, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda? - A tak całkowicie poważnie, to wiesz, że takie coś jest przez niektórych filozofów nazywane bliźniaczym płomieniem? Nawet Platon uważał, że kiedyś ludzkie ciało miało dwie twarze, cztery ręce i cztery nogi, ale Zeus obawiał się, że przez to będziemy potężniejsi niż bogowie, więc podzielił nas na pół. Od tej pory żaden człowiek nie jest w stanie zaznać szczęścia i spokoju zanim nie znajdzie swoją drugą, zaginioną połówkę. Gdy więc poznajemy taką osobę i rozpoznajemy ją na poziomie duszy mając wrażenie, że znamy się dłużej niż moglibyśmy to racjonalnie pojąć, czyli teoretycznie znamy się od momentu stworzenia duszy - powiedział, chociaż sam do końca w takie rzeczy nie wierzył. To była jednak naprawdę ładna teoria, która brzmiała o wiele lepiej, niż stwierdzenie, że ktoś jest czyjąś drugą połówką pomarańczy. Przynajmniej dla niego. I może to było głupie, może brzmiało niezbyt rozsądnie, ale nie mógł zaprzeczyć, że w jej towarzystwie właśnie tak się czuje - jakby znał ją od zawsze, jakby jego miejsce było właśnie przy jej bok i wcale to nie miało to do końca związku z pociągiem seksualnym. To było coś innego, coś o wiele głębszego, czego nie dało się w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Czy jednak wszystko musiało mieć wytłumaczenie? Coltowi w zupełności wystarczało to uczucie, które żywił w stosunku do Seliny i które zdawało się wciąż rosnąć. Może faktycznie byli kiedyś jedną duszą, która została podzielona i musiały upłynąć lata, a może i nawet wieki, żeby znowu mogła się odnaleźć i połączyć w jedno.
Powrót do góry Go down
Czw 15 Paź 2020 - 2:05
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Selina przez całe swoje życie nauczyła się jednej, bardzo ważnej rzeczy - by nigdy się nie poddawać, nie ważne jak bardzo los próbował cię złamać, pakował kłody pod nogi, zepchnąć na sam dół. Nauczyła się już, by po każdej takiej porażce po prostu wstawać, otrzepać kolana z ziemi i z dumnie uniesionym podbródkiem kroczyć przed siebie. Z tego powodu też właśnie była zwolenniczką tego, by z problemami mierzyć się od razu, twarzą w twarz, a nie od nich uciekać, zakopywać gdzieś, bo kto wie, czy to nie spowoduje, że w późniejszym czasie nie uderzą ze zdwojoną mocą? Nikt nie lubił podejmować arcyważnych i wpływowych decyzji, które potem mogłyby mieć jakieś poważne konsekwencje, jednak w świecie w jakim oboje żyli szczególnie należało być na to przygotowanym i tego nie unikać, a w razie porażki - podnosić się, znowu i znowu, by iść dalej, choć ból mógł dosłownie rozdzierać serce albo posypywać otwarte rany solą. - No i nie są - przytaknęła. Owszem, tutaj z Coltem się zgadzała, bo wilkołaki to były przecież magiczne kreatury, które tak po prawdzie istniały właśnie dzięki ludziom takim ona no i jak ostatnio się dowiedziała, mocą dorównywały Wielkiemu Magowi, co wcale nie było dla niej pocieszające. - Ale być może wilkołaki przez to, że są w jakiejś części ludźmi to pozostały w nich jakieś odruchy człowieczeństwa. No chyba, że wilk wziął nad nimi górę i nad nimi zapanował - zaoponowała, wzruszając przy tym ramionami. To była oczywiście tylko hipoteza, ale jak myślała o wilkołakach z Belgrave, to skoro kiedyś dało się z nimi zawszeć sojusz, to musiały być w nich jakieś okruchy człowieczeństwa, prawda? Nie tylko żądza krwi, zabijanie ludzi i pożywianie się ich sercami. - Och, jesteś taki tego pewien? - uniosła podbródek, uśmiechając się przy tym pyszałkowato. Co prawda nigdy nie stanęła z żadnym z nich oko w oko, ale przez to, co się działo w Belgrave, coś czuła, że do tego dojdzie czym prędzej, czym później i wtedy się okaże, czy naprawdę zostanie podwieczorkiem, czy jednak nie. - Dowiemy się, jeśli kiedyś takiego spotkam. Wtedy Ci opowiem, jak było. Albo i nie opowiem, jeśli mnie taki zje na podwieczorek, jak to sam powiedziałeś - wzruszyła ramionami jak gdyby nigdy nic, jakby nie opowiadała o swojej potencjalnej śmierci, tylko o tym, co zamierza następnego ranka zjeść na śniadanie. Nie wiedział tego, ale nie była jakimś słabeuszem, kimś pokoju Jacoba, bo potrafiła wiele, ciężko nad swoimi umiejętnościami magicznymi pracowała i cóż było tu mówić - była w tym bardzo dobra, a jej aspiracje sięgały bardzo wysoko. Widząc minę szatyna, bardzo ciężko było jej powstrzymać parsknięcie pod nosem i utrzymać jednocześnie przy tym bardzo poważną minę. - Przerażający duch, którym straszą małe dzieci? Naprawdę okropne - pokręciła głową z wielkim przerażeniem, oczywiście teatralnym i udawanym, jakby naprawdę się go bała. Niby powinna wykazać się choć odrobiną strachu, bo żyła w takim świecie, gdzie wszystkie demony, wilkołaki i duchy, stawały się istotami namacalnymi i realnymi, ale właśnie przez to Selinę ciężko wystraszyć, bo dla niej było to coś zupełnie normalnego. Słysząc jego komentarz, uniosła wysoko brwi. Znowu miała ochotę parsknąć. - Ignorantka? - powtórzyła, podchodząc bliżej i robiąc przy tym najbardziej niewinną i słodką minę, jaką tylko była w stanie. Przyłożyła nawet dłoń do serca, tak samo jak on, by podkreślić dramatyzm błędu, jaki popełniła. - Wybacz mi tą zniewagę, jeśli Cię uraziłam brakiem poszanowania dla drogiego, najbardziej przerażającego na świecie ducha Bodacha. Co mogłabym zrobić, byś mi to wybaczył? Paść na kolana i Cię o nie błagać, czy może za karę powinnam pójść spać do innego łóżka? - odparła doniosłym tonem, wielce przepraszającym, jakby naprawdę tego wszystkiego żałowała. Oczywiście, to była tylko gra, odpowiedź na jego zaczepkę, czy tam właśnie karę, którą miała dostać za to, że biedny mógł dostać od Bodacha jakieś minusy. - Macie na nie aż dwa? Interesujące - zacmokała, dziwiąc się tym, że na zgodę nie mieli żadnego, ale żeby pić z powodu rozstania to potrzebowali aż dwóch. Pytanie tylko, czy pili je, bo z tego powodu czy rozpaczali czy ze szczęścia, że się tego kogoś ze swojego życia pozbyli? Ciekawe, czy Colt również go pił i co wtedy myślał? Wzruszyła obojętnie ramionami, chociaż faktycznie, wolała jednak o potencjalnych rozstaniach nie rozmawiać. Wola skierować swoje myśli w stronę czegoś bardziej pozytywnego, skupić się na tym, co było teraz, niż rozprawiać o kolejnych złamaniach serca, nadszarpniętym zaufaniu i przykrościach z tego powodu. To nie było zdecydowanie coś, o czym chciała teraz rozmyślać. - To już o wiele bardziej mi się podoba - przyznała, kiwając przy tym głową z aprobatą. - Możemy sami nawet jakiś wymyśleć. Wtedy byłby bardziej taki nasz - zaproponowała, bo skoro to miał być drink na zgodę, to chciała by był po prostu ich własnym, czymś innym niż do tej pory i nie przypisanym do żadnej innej okazji. No i przy jego tworzeniu mogliby się też świetnie bawić, prawda? Bo nie dość, że coś razem by robili, to do tego jeszcze raczyliby się dobrym alkoholem. Więc czy dla tej dwójki byłoby coś lepszego, niż to? - Też nie mam dużo przyjaciół. W sumie tylko Faye i Haydena. Niby... mam dwie siostry, ale nie żyjemy w zbyt dobrych stosunkach - odparła, wzruszając przy tym ramionami. Czy jednak potrzebowała ich do szczęścia więcej? Zdecydowanie nie, to jej wystarczało, choć chciałaby, żeby kontakt z jej rodzeństwem nieco się poprawił. Wiedziała jednak, że akurat Faye i Haydenowi mogła bezgranicznie ufać i to było dla niej najważniejsze. Co zaś tyczyło się Lucy i Colta, to pomimo tego, że chłopak jej zaufanie nadszarpnął, to wierzyła w to, że nie jest jakimś playerem i nie leci z nią na dwa fronty, bo jakby tak zrobił, mocno by tego pożałował. Zwykle, jak ktoś sobie z Seliną pogrywał, bez znaczenia w jaki sposób, to było bardzo możliwe, że więcej szczęścia miałby w próbie zatańczenia walca z niedźwiedziem, niż to, że takiemu by odpuściła, już nie mówiąc o wybaczeniu. - No cóż mogę poradzić na to, że zawsze mam rację - odparła, znowu przy tym ramionami wzruszając, a zuchwały uśmieszek odmalował się na jej twarzy. W szczególności dobre towarzystwo wystarczało, kiedy znalazło się tą jedną, jedną osobę z którą chciało się przebywać cały czas, której nigdy nie miało się dość i która wypełniała w sercu pustkę, o której wcześniej wydawałoby się, że nie miało się nawet pojęcia. - Traumatyczne? - powtórzyła, a jej usta wygięły się w podkówkę. - A liczyłam trochę na to, że może kiedyś sobie potańczymy, skoro na imprezie Delt nam się nie udało, ale skoro to taki problem, no to cóż - westchnęła, biorąc go tutaj trochę pod włos, bo wiedziała, że coś pod tą jego zbyt wybuchową reakcją się kryło. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że faktycznie liczyła na to, że jak trafi się jakaś okazja, to będą mogli razem poszaleć na parkiecie, ale no trudno. Przecież go do niczego nie zmusi, prawda? W odpowiedzi na słowa Colta jedynie uśmiechnęła się i skinęła głową. Ona również w to nie wątpiła i miała nadzieję, że faktycznie tak będzie i uda im się wyrwać od znajomych chociaż na tę krótką chwilę, nawet jeśli miała co do tego wieczoru jakieś obawy i obiekcje; nawet nie tylko do niego, ale też każdego kolejnego dnia martwiła się o to, że wydarzy się coś niespodziewanego, kolejny problem, który spadnie Bractwu na barki. Dlatego sama będzie musiała mieć oko na wiele spraw i rzeczy, jak i ludzi, miała również swoje obowiązki, ale jeśli nadarzy się okazja, by z nim się zobaczyć i spędzić kilka chwil razem, to nie zamierzała z niej nie skorzystać. I tak mogli sobie to kiedyś odbić, usiąść na kocu i podziwiać ten księżyc, który był tym zwykłym, całkiem zwyczajnym, jednak nadal pięknym. Nieważne czy w Halloween, czy w jakiś inny dzień. Przynajmniej Selina tak uważała, nie musiało to być akurat wtedy. Widząc uśmiech Colta, od którego przyspieszał jej puls i dołeczki, które pojawiły się w jego policzkach, kusiło ją strasznie, by nieco go przycisnąć i co nieco od niego wyciągnąć, bo domyślała się, o co mogło mu chodzić; dlatego uniosła podbródek i zmierzyła go wzrokiem. - Zadziwiające jest to, że czasami spełnia takie marzenia, o których nie miało się pojęcia, że się je ma, prawda? - zapytała, a jej twarz również przyozdobił tajemniczy uśmiech, a w oczach zabłyszczały zawadiackie iskierki. Selina sama przez całe życie uważała, że nie ma w nim miejsca na miłość, że wiązałoby to się z utrzymywaniem sekretów i kłamstw, dlatego zwyczajnie sobie coś takiego odpuszczała. Takie jednorazowe przygody były o wiele wygodniejsze, bo trwały bardzo krótko i tak jak szybko się zaczynały, tak szybko się kończyło. Jednak kiedy los podrzucił jej Colta pod nogi, przeczuwała, że tak łatwo nie będzie, tak prędko się nie skończy, a ona tak bardzo nie będzie chciała tego puścić pomimo swoich wcześniejszych przekonań, nawet pomimo tego przykrego zajścia, które miało miejsce poprzedniego wieczora. Dlatego powiedzenie mu, było dla niej przekroczeniem własnych barier, ale również daniem mu tego kredytu zaufania. Było to ryzyko, jednak Selina wierzyła, że ono się opłaciło i dzięki jej wyznaniu ona mogła poczuć się po prostu lepiej, a on mógł zagłębić się nieco bardziej w naturę tego, dlaczego była akurat takim człowiekiem i skąd się wzięła jej surowość i twarda powłoka, przez którą ciężko było się przebić. - Cały czas staram się i walczę. Nawet jeśli przyjdzie mi to robić przez całe życie, to będę to robić - odpowiedziała. Nie było opcji, żeby przestała, nigdy przecież się nie poddawała i nie zamierzała kiedykolwiek tego zrobić, nawet jeśli sytuacja ją samą by przerastała. - Ja... też się cieszę - odpowiedziała, wzdychając przy tym cicho. Uśmiechnęła się na ten słodki gest, jednak zaraz zacisnęła wargi, potrząsając przy tym głową. - Jak powiedziałam, życie to nie jest instytucja spełniająca życzenia, Colt. Jeśli przyjdzie mi się zmierzyć z czymś takim następnym razem, to będę gotowa. Poradzę sobie - odparła pewnym tonem. Jasne, też by nie chciała już nigdy więcej do czegoś takiego nie dopuścić ani żeby do czegoś takiego nie doszło, jednak żyła w takim świecie - oboje żyli - w którym było to nieuniknione. A w nim trzeba było być twardym, silnym, nie bać się, no i właśnie, pula osób, którym można było ufać, była bardzo mała i nie wiadome było, kiedy ktoś był ci przyjacielem, a kiedy ten przyjaciel po prostu wbije ci nóż w plecy. W dodatku ona też była takim człowiekiem, który nie lubił prosić nikogo o pomoc ani przyznawać się, że z czymś sobie nie radzi, więc przyznanie się do swoich słabości Coltowi naprawdę dużo ją kosztowało, ale cieszyła się, że się przemogła i mu o tym powiedziała. Chociaż o tej części, którą mogła mu zdradzić. - Ale ja przecież nie mówię, że tak nie jest. Wiem, że jesteś dużym chłopcem i sam o siebie potrafisz zadbać - odparła, uśmiechając się przy tym szeroko i zaczepiła zawadiacko palcem o jego nos. Widziała jednak to, jak bardzo byli w tej kwestii podobni, bo ona też się zapierała przed tym, by się nie przejmował czy o nią martwił. Teraz już rozumiała, że tego uczucia nie dało się powstrzymać, bez względu na to, jak ta druga osoba była silna, zaradna i potrafiła sobie ze wszystkim świetnie radzić. Na jego słowa odpowiedziała jedynie pięknym uśmiechem jak i pocałunkiem; sama prawdę mówiąc marzyła o tym, żeby tak to się skończyło, choć zanim do niej przyszedł... była przekonana, że wszystko skończone i że nie było nawet takiej opcji, by Colt pojawił się na jej progu. To było dla niej naprawdę wielkie zaskoczenie, a to co działo się teraz to była ulga, bo czuła się tak, że jakby go od siebie dzisiaj odtrąciła, mogłaby utracić jedną z ważniejszych osób w życiu, właśnie spełnienie tego marzenia, którego nie była nawet świadoma. Gdy usłyszała jego słowa, popatrzyła na niego jak na spadającego z osła i odsunęła się, uprzednio dając mu kuksańca w żebra. Bo tam przynajmniej sięgała, hehs. - Bardzo zabawne, Colt - skomentowała, unosząc przy tym wojowniczo podbródek. Mały uśmieszek krążył jednak po jej ustach, bo skoro chciał się z nią podroczyć, wybadać, jakich granic nie mógł przekroczyć - proszę bardzo, robił to na własną odpowiedzialność! Wyprostowała się jednak i słuchała z uwagą jego dalszej wypowiedzi i musiała stwierdzić, że choć również niezbyt w prawdziwość tej teorii wierzyła, to jednak dla niej było to lepsze wyjaśnienie tego, że ktoś był twoją drugą połówką, niż ta nieszczęsna pomarańcza. Albo jabłko. - Wierzysz w istnienie takich drugich połówek? - zapytała, unosząc przy tym brwi. Sama była realistką i prawdopodobnie gdyby Colta nie spotkała, to jakby coś takiego usłyszała, to by takiego kogoś po prostu wyśmiała. Owszem, była w niektórych aspektach romantyczką, ale nie aż taką; im jednak więcej spędzała z nim czasu, coraz więcej o nim wiedziała i go poznawała, przekonywała się o tym, że może faktycznie to wcale nie są takie bajki wyssane z palca, nawet jeśli były mało prawdopodobne, ale jednak... było to wytłumaczenie, które jej się podobało. Coś na pewno musiało ich do siebie przywieść, z jakiegoś powodu musiało ich do siebie ciągnąć i coś sprawiało, że tak bardzo się rozumieli. Naprawdę dzięki Coltowi zaczynała wierzyć i odkrywać rzeczy, o których nie miała pojęcia i była pewna, że nigdy nie będzie dane ich jej doświadczyć. I była mu za to z całego serca wdzięczna.
Powrót do góry Go down
Czw 15 Paź 2020 - 22:08

Sponsored content

#2 between raising hell and amazing grace Empty



Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 

Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» IT'S NOT HELL, IT'S UNIVERSITY

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
MIASTO
 :: NOWE MIASTO :: STARFALL AVENUE :: #601
-

Forum stworzone na podstawie serialu The Order - opisy uniwersum zostały opracowane z wykorzystaniem informacji z serialu. Styl oraz grafika są dziełem administracji. Część kodów na forum jest zaczerpnięta ze stron CCCrush + Terrible.