"
I give my life to the cause.




#8 hold my hand as I'm lowered
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



16.
outfit

Selina zawsze sobie ze wszystkim radziła. No, przynajmniej tak sobie wmawiała, że nie ma niczego, z czym rady by sobie nie dała, że wszystko ma pod najlepszą kontrolą i nie istnieje nic, co mogłoby wyprowadzić ją z równowagi. To, oczywiście, było błędem, jednak lata noszenia odpowiednich masek, używania odpowiednich słów nauczyło ją tego, co robić, by ludzie myśleli, że jest inaczej, choć w istocie człowiek tak naprawdę tracił równowagę i powoli zaczynał spadać. A Selina coraz bardziej czuła się tak, jakby w istocie spadała, nie potrafiła się niczego uchwycić, a po drodze nie czekało ją nic innego, jak właśnie upadek.
Wiedziała podświadomie, że nie powinna się poddawać, jednak... nie potrafiła nic zrobić, nic wymyślić, cokolwiek, co mogłoby pomóc. A czuła, że wszystko to, co wydarzyło się ostatnio to nie był jeszcze koniec, a pojawienie się Hekate to w istocie było coś, co zwiastowało najgorsze i właśnie to się wydarzyło. Do tej pory pamiętała widok zmasakrowanego ciała Curtisa, który dołączył do dręczących ją koszmarów, bezwładne ciało Any na podłodze i to jak wilkołak rozpłatał Joy klatkę piersiową, by wyszarpać z niej serce. Właśnie... w i l k o ł a k, który stał się bardziej realną postacią niż wcześniej - niby Selina była świadoma jego istnienia, jednak zobaczyć go na własne oczy, widzieć to wszystko...  przekonała się, z czym mają do czynienia i wiedziała, że bez pomocy Maresh nie udałoby im się wyjść z tego cało. Nie wiedziała nawet, czy ona była wystarczająco silna na tyle, by stawić mu czoła, a na pewno nie samej. Nigdy nie wątpiła w swoje umiejętności, jednak w tym przypadku... czuła, że musi zrobić więcej, bardziej się postarać, być lepszą. Bo co jeśli któremuś z nich przyjdzie z takim kimś stanąć oko w oko? Jak wtedy się obronią, co wtedy zrobią? Co jeśli któryś z nich zaatakuje Haydena albo Faye? Co jeśli znajdzie ich takich, jak znalazła ciało Curtisa? Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła  też przestać o tym myśleć. O tym wilkołaku, o wszystkich tych, którzy zginęli i ich śmierć widziała na oczy, o Haydenie, który ciągle milczał i nie miała pojęcia o tym, co takiego stało się tej ostatniej nocy, kiedy go widziała. O matce, która coraz częściej wpraszała się do jej snów, zatruwała je, nie pozwalała jej spać. Do tej pory Selina jakoś starała się trzymać, wszystko na chłodno analizować, szukać, ale po tym, co stało się na Halloween, ale w końcu dopadła ją bezsilność tego wszystkiego, niemoc, że nie mogła nic zrobić z tym, by jakoś to wszystko naprawić, powstrzymać te wszystkie śmierci, których w Belgrave było coraz więcej i miała paskudne wrażenie, że to jeszcze nie był koniec. Dlatego potrzebowała, choć na ten jeden wieczór, całkowicie odizolować się od tego wszystkiego. A jednym z jej sposób na to był alkohol. Dużo alkoholu. Szczególności wódki, która paliła gardło, wypalała każde wspomnienie, może nie na zawsze, ale choć na te kilka godzin.
To oczywiście nie był dobry pomysł. To nigdy nie był dobry pomysł, nie w jej przypadku. Nie z jej słabą głową i tym, że nigdy nie potrafiła w odpowiednim momencie odejść od stołu. Nie dlatego, że przecież nie cierpiała wódki. Nie wiedziała nawet ile już tam siedziała, ile kieliszków wypiła i która godzina była w momencie, kiedy wychodziła. Pamiętała jedynie tyle, że wracając z kancelarii tam wstąpiła, planowo wypić drinka, może dwa, ale skończyło się na wódce. Czystej. Bo szybciej działała i szybciej wtedy zapominała. To był dobry sposób, dopóki nie nadchodził poranek, a ten nie witał ją potwornym bólem głowy, dopóki obraz nie wirował wokół niej, była sama w stanie jakoś utrzymać się na nogach i jej wyjście z knajpy nie było tak pełne gracji, że na samym progu nie złapała zająca, nie rozdarła sobie kolana, nie otarła sobie nadgarstków, chcąc uchronić się przed upadkiem. Zaklęła wtedy pod nosem, dość niemrawo wstając, nie oglądając się za siebie, czy ktoś tego nie widział i otrzepując ręce, które trzęsły się niemiłosiernie. Nie było jej jednak zimno, choć powietrze było mroźne, a ona nie pofatygowała się nawet o to, by chociażby zapiąć płaszcz. Próbowała ujść kilka kroków przed siebie, jednak zbyt chwiała się, traciła równowagę i musiała złapać się ściany. Znowu zaklęła pod nosem i niewiele myśląc, sięgnęła do torebki, by wygrzebać z niej swój niemalże rozładowany telefon. Niby mogła zadzwonić po taksówkę, mogła zadzwonić po Faye i wiedziała, że ta nie miałaby do niej pretensji, kiedy późno w nocy wyciągnęłaby ją z łóżka. Napisała jednak wiadomość do kogoś zupełnie innego, kogoś kto podświadomie krążył po jej myślach, kogo bardzo chciałaby zobaczyć. Choć może nie był to dobry pomysł, by pokazywać się Coltowi w takim stanie, dawać kolejnego dowodu na to, jaka była słaba i potrzebowała pomocy. Nie mogła jednak walczyć z własnym pragnieniem, dlatego palce same dość niemrawo wystukały wiadomość, która po chwili została wysłana, dosłownie sekundę przed tym, nim jej telefon padł całkowicie, zgasł i ponownie wylądował na dnie torebki. Z głośnym westchnięciem oparła się plecami o ścianę budynku, opuszczając ręce wzdłuż boków i uniosła głowę, by spojrzeć na księżyc. Zawsze ją to uspakajało, dodawało jej niemalże otuchy, dawało poczucie, że nie była sama. Miała nadzieję, że jej wiadomość dojdzie do Colta, ale z drugiej strony, nawet jeśli, to jaka była gwarancja, że się pojawi? Żadna. Mógł przecież być zajęty. Mógł robić miliony innych bardziej interesujących rzeczy - powiedział jej przecież kiedyś, że nie była pępkiem świata i nie wszystko kręciło się wokół niej. Mogła przecież nie być taka ważna, jak jej się wydawało. Skąd w ogóle brały się w niej te wątpliwości? Akurat teraz? Sama nie wiedziała. Być może, pomimo wszystko faktycznie chciałaby być ważna, być może chciała być taka dla kogoś, potrzebowała tego wszystkiego, czym tak gardziła jej matka. Tego, czego jej potrzebować zabroniła, nauczyła jej, jak nikogo nie pragnąć, a ona wszystkie te zasady złamała. Wypuściła powietrze z ust z głośnym westchnięciem, które obróciło się w obłoczek pary. Może pięć minut, może dziesięć. Może więcej. Potem jednak dojrzała, jak nadjechał znajomy jej samochód, a z niego wyłaniała się całkiem dobrze znana jej sylwetka. Coś ścisnęło ją w podołku.
Chyba jednak była ważna.
Powrót do góry Go down
Wto 24 Lis 2020 - 0:29
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



[#18]

Życie w Belgrave nigdy nie należało do spokojnych, ani bezpiecznych, a Halloween było tego doskonałym przykładem. Colt wiedział, że wydarzy się tam coś złego, czuł to w kościach, czuł to wszystkimi zmysłami, ale nigdy by nie przewidział, że wszyscy znajdą się w tak śmiertelnej pułapce. Do tej pory nie był w stanie do końca zrozumieć co się tam wydarzyło, w jaki sposób drzwi się otworzyły i - co chyba było dla niego najbardziej istotne - kto zabił wilkołaka. Chociaż dla niego to nie był wilkołak, to była Ines i Silverback, a o ile Rycerze mogli wierzyć w to, że Skóra wybierze kolejnego czempiona i będzie nieśmiertelna, tak z jego poprzednią nosicielką musieli się pożegnać na zawsze. To bolało, tak jak właściwie za każdym razem, kiedy musieli pożegnać się z którymś z Rycerzy. I tak, dobrze wiedział, że czempioni są jedynie tymczasowi, że służą większej sprawie, za którą zobowiązali się oddać życie, ale to wcale nie powodowało, że ból po stracie był mniejszy.
Miał wyrzuty sumienia. Miał tak cholerne wyrzuty sumienia w związku z tym co się przydarzyło Ines, że momentami nie był w stanie utrzymać kontroli, tak, jakby Tundra oczekiwał, że coś zrobią i znajdą winnych śmierci czempionów, których w ostatnim czasie stracili. Ale co jak to właśnie oni byli winni? Powinni się wspierać, powinni dbać o siebie nawzajem, a zamiast tego dopuścili do tego, że ich drogi zaczęły się powoli rozchodzić. Najpierw Tatem, potem Jen, a teraz Ines. Nawet jeżeli to nie oni odpowiadali za ich śmierć, nie bezpośrednio, to dopuścili się zaniedbań, które pośrednio mogły do tego doprowadzić. Kto wie, czy gdyby Colt wcześniej coś postanowił, szybciej ruszył ratować przyjaciółkę, ta być może by przeżyła. Może, może, może... było tak wiele rzeczy, których nie wiedzieli, wciąż błądząc w mroku i nie widząc tego światełka, które mogłoby ich z niego wyprowadzić. Musieli coś zrobić, jednak co to miało być? Nie wiedzieli nawet z kim walczą, kim jest ten wróg, który jednym słowem może doprowadzić do takiego chaosu, tak wielu śmierci.
Był pogrążony we własnych myślach, mając za towarzystwo szklankę whisky, kiedy dostał wiadomość od Seliny. Mógł go zignorować, udawać, że nigdy go nie widział, lecz zwyczajnie w świecie nie potrafił tego zrobić. Nie tylko dlatego, że była dla niego ważna, że chciał, żeby była bezpieczna, ale też po części z czysto egoistycznych pobudek, bo liczył na to, że w jej towarzystwie chociaż przez chwilę przestanie tak gorączkowo poszukiwać wyjścia z sytuacji w której się znaleźli. Zresztą i tak nie potrafiłby jej odmówić, a tym bardziej zignorować. Odpisał na wiadomość, dopił zawartość szklanki, założył kurtkę i opuścił Norę, żeby udać się do The Blade and Chalice, do kobiety, która była mu droższa niż cokolwiek innego na tym świecie, niż jego własne życie.
Nie spodziewał się, że spotka ją przed barem, a już na pewno nie w takim stanie. Jej widok ścisnął mu serce, wywołał jedynie kolejne fale bezradności, która to ostatnio towarzyszyła mu każdego dnia. Przywołał jednak na swoją twarz delikatny uśmiech, nie obejmujący jednak jego oczu. - To chyba na tyle w kwestii Twojej silnej głowy, co? - zapytał podchodząc bliżej i zatrzymując się dopiero tuż przy niej. Szybkim spojrzeniem omiótł jej sylwetkę, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. - Wiesz, naprawdę nie jestem zbyt dobry w gotowaniu, więc rozchorowanie się nie jest z Twojej strony zbyt dobrym pomysłem, bo byś sama musiała się karmić i gotować te wszystkie zupki, które ludzie podczas choroby jedzą - powiedział, zapinając jej płaszcz. Nie była to oczywiście do końca prawda, bo gdyby faktycznie zachorowała, to na pewno by jej samej sobie nie zostawił. Nie ugotowałby jej niczego smacznego, ale zawsze mógł coś zamówić, prawda? Czuł zapach krwi, a chociaż nie był on zbyt intensywny, to wciąż była to krew. Ujął jej dłonie, żeby przyjrzeć się im bliżej. Zmarszczył brwi, bo to co widział ani trochę mu się nie podobało. - Co się dzieje? - zapytał, unosząc dłoń do jej twarzy, żeby palcami podnieść jej podbródek i delikatnie pogłaskał kciukiem jej policzek. Nie musiał pytać czy coś się stało, bo ewidentnie tak właśnie było. Mógł tylko zgadywać co było powodem tego, że była w takim stanie, wyglądała jakby nie miała już siły na dalszą walkę i jedyne czego pragnęła, to upaść i się poddać, a on przecież nie mógł do tego dopuścić. Pomimo wszystkich swoich problemów, które z każdym dniem coraz bardziej rosły, nie miał zamiaru pozostawiać jej samej sobie, a jeżeli była tuż nad krawędzi, szykując się na upadek, to miał zamiar był tą dłonią, która ją przed tym powstrzyma.
Powrót do góry Go down
Wto 24 Lis 2020 - 11:38
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



O to właśnie chodziło. Oboje byli dla siebie szansą na to, by się od wszystkiego odciąć, prawdopodobnie nawet jedyną. Tylko dzięki niemu Selina potrafiła po prostu zapomnieć, nie myśleć o tym wszystkim, zająć umysł czymś innym niż te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce. Zupełnie jak, jakby w chwili, w której tylko się pojawiał znajdowała się w zupełnie innym świecie - zamkniętym, w którym byli tylko we dwoje, w którym obowiązywały zupełnie inne reguły. Może też dlatego tak było, bo jak tylko był w pobliżu niej, był jedynym, na czym potrafiła się skupić. Być może powinna zadzwonić wcześniej, zapytać go czy by z nią nie poszedł, wtedy na pewno skończyłoby się to inaczej, niż teraz - na pewno milej i przyjemniej, ale należało pamiętać, że Selina nadal należała do stworzeń upartych, które nauczone było radzić sobie ze wszystkim samemu. Myślała, że taka nocna wyprawa jej pomoże, a wlany w siebie alkohol okaże się zbawienny. Dlaczego do tej pory nie potrafiła nauczyć się tego, że nigdy tak nie było? Nie chciała tylko, by widział to, jak się stacza. Naprawdę nie chciała, by oglądał ją w tym stanie ktokolwiek. Było jej przez to wstyd, głupio i czuła przez to do siebie odrazę. Być może nie teraz, kiedy w jej głowie szumiało, a przez myśli nie przechodził żaden filtr, ale wiedziała, że im bardziej będzie trzeźwieć, to uczucie tym bardziej przybierze na mocy. Teraz było lekkim ćmieniem, ale wkrótce zaleje ją całkowicie. Jej jedynym wytłumaczeniem na to był fakt, że chciała pozbyć się, po prostu pozbyć tych wszystkich obrazów ze swojej głowy. Była świadoma śmierci, nie była jej niczym obcym, jednak raz po raz oglądać, jak ona rozgrywa się przed twoimi oczami, jesteś jej świadkiem... uświadamia cię o tym, jak bardzo kruchy człowiek potrafi być, jak niewiele ty możesz zrobić, by to tego nie dopuścić. A przecież przysięgła mu to. Swojemu ojcu. Że nigdy nie pozwoli na to, by komukolwiek stała się krzywda, że ona będzie na tyle silna, by wszystkich ochronić. Prawda była jednak taka, że nie potrafiła i to wprawiało ją w jeszcze większe przygnębienie.
To był niebezpieczny, ponury świat, który nabierał coraz więcej ciemniejszych kolorów, odcieni szkarłatnej krwi. Być może powinna być mądrzejsza i w to Colta nie wciągać, skoro na własnej skórze odczuł, jak on naprawdę wyglądał, choć tak naprawdę nie powinien niczego pamiętać po zaklęciu, które rzuciła Aella. Czy chciała go na takie coś narażać? Oczywiście, że nie. Czy potrafiła się jednak przez to od niego całkowicie odciąć? Też nie. Być może była w tym momencie egoistyczna i samolubna, ale nie potrafiła ani nie chciała przestawać czuć tego, co do niego czuła. A było przecież tego coraz więcej, było coraz silniejsze, splatało ich ze sobą wielkim sznurem, milionem nierozerwalnych nitek, które nie mogłyby zostać tknięte przez żadne zaklęcie. Tak, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie wyglądała, ale była na tyle pijana, że teraz się tym nie przejmowała. Tym jak okropnie się prezentowała, jej świecącymi niezdrowo oczami, rumianymi od wypitego alkoholu policzkami czy rozwalonym kolanem, które jeszcze nie bolało ją tak bardzo prawdopodobnie przez to, ile już zdążyła wypić i po prostu jeszcze nic do niej w pełni nie docierało. Pewnie, niby mogłaby usunąć ranę zaklęciem uzdrawiającym, jednak nigdy nie poważyłaby się na to, by czarować po wypitym alkoholu, szczególnie w takiej ilości. - Moja głowa jest bardzo... silna - wybełkotała, potrząsając przy tym nią, tak szybko, że poruszyły się również jej włosy. Nie był to jednak w jej obecnym stanie dobry pomysł, więc szybko przestała. - Mogłabym wypić znacznie więcej, gdybym tylko chciała - dodała, choć było to oczywiście kłamstwo i lepiej byłoby, gdyby nie wychyliła już ani kropelki więcej. Zdecydowanie powinna przestać pić już po trzech czy czterech kieliszkach czystej, by zachować umiar, ale to był zbyt mało, zbyt mało jak na tej wieczór. - Och, to nie byłoby żadnym problemem - machnęła lekceważąco ręką, a na jej twarzy pojawił się niewyraźny, pijacki uśmieszek. Przyglądała się jego szerokim dłoniom, kiedy zapinał jej płaszcz. - Nie musisz się tym przejmować. Poradzę sobie. Potrafię ugotować sobie rosół. Jest super. Najlepszy na wszystkie choroby. I na kaca. Chociaż na kaca lubię sobie zjeść burgera - paplała, myśląc teraz trochę o tym, żeby coś zjadła, bo nie jadła prawie nic od rana, a picie na pusty żołądek nie było zbyt dobrym pomysłem; dlatego pewnie tak szybko się dzisiaj upiła. Ale, tak jak powiedziała, nie musiał przejmować się zupełnie niczym. Zawsze dawała sobie jakoś radę, a radzenie sobie z potencjalną chorobą nie było dla niej niczym nowym ani problematycznym. Już bardzo długo radziła sobie ze wszystkim sama. Być może zbyt długo, cierpko pomyślała, ale nie było to coś, do czego nie chciała się przyznać. Tak jak nie chciała, by zauważył jej lekko obdarte dłonie, czy też poranionego kolana, ale w tej samej chwili Colt już sięgał po jej ręce, więc nie mogła ich schować za plecami czy to w głęboko w kieszeniach płaszcza, poza zasięgiem jego wzroku. To był kolejny dowód na to, jak było źle, czego nie dało się ukryć pod żadną maską. - Nic - wychrypiała, mrugając szybko, jakby została przyłapana na gorącym uczynku, już całkowicie już świadoma swojej przegranej. Jak tylko ujął jej podbródek, mina jej zrzedła, zadrżała jej dolna warga i nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia, spuściła wzrok na czubki swoich butów. Nie chciała przyznać się do tego, jak bardzo było źle, jak bardzo była połamana. - Przewróciłam się - wypaliła nagle. Nie było to kłamstwo, była to prawda, ale pewnie nie była to odpowiedź, którą chciał od niej usłyszeć i chodziło mu o coś innego, co się w jej życiu działo; o to, co ją do takiego stanu doprowadziło. Nie potrafiła jednak o tym powiedzieć, przyznać się, jeszcze nie. Bo naprawdę chciała się poddać. Nie miała już siły na to, żeby wstać i ruszyć dalej. To wszystko, co się działo dosłownie ją przygniatało, odbierało jej oddech i sprawiała, że nie widziała żadnej szansy na to, by mogła zrobić cokolwiek, by się temu przeciwstawić. Jakby była całkowicie świadoma tego, że nie czekało na nią nic innego, jak ta przepaść, upadek, którego tym razem nie uda jej się pokonać. Zawsze pokonywała upadki, ale tym razem potrzebowała pomocy. Rozpaczliwie jej potrzebowała.
Powrót do góry Go down
Wto 24 Lis 2020 - 19:48
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



W życiu nie chodziło tylko o te dobre chwile, o dzielenie się nimi z kimś bliskim, ale właśnie też o te gorsze, mroczniejsze i bardziej bolesne. Trzeba było znaleźć kogoś, komu można powiedzieć o wszystkim i wiedzieć, że gdy to będzie potrzebne, ten ktoś stanie u naszego boku i będzie nas wspierać. Colt nie miał zupełnie nic przeciwko tym momentom, gdy Selina miała chwile słabości, gdy opadała jej maska opanowania i była o wiele bardziej wrażliwa i podatna na zranienia. Nie uważał jej z tego powodu za słabą, uważał ją po prostu za ludzką; każdy miał prawo na gorszy dzień, chwilę melancholii, na słabość. Zwłaszcza po ciężkich przeżyciach. Ostatnie wydarzenia wpłynęły chyba na wszystkich, bo chyba musieliby być prawdziwymi socjopatami, żeby nie przejąć się śmiercią innych osób widzianą na własne oczy. Chociaż Colt nie miał problemu z samym faktem śmierci, czasami sam do niej doprowadzał, to jednak nie zmieniało, że oglądanie śmierci osób, które były niewinne i na to nie zasługiwały, było w jakikolwiek sposób przyjemne. To nigdy takie nie było przyjemne i nigdy takie być nie powinno. Dlatego też Selina nie miała się czego wstydzić, ani nie powinna za nic siebie winić, choć może Colt nie powinien jej tego mówić, bo sam siebie również winił; za mnóstwo rzeczy, zarówno tych, które miały miejsce na imprezie z okazji Halloween, jak i wiele innych.
Chyba śmiało można było powiedzieć, że oboje byli po prostu egoistami. Zarówno jedno, jak i drugie, miało doskonałe powodu ku temu, żeby zakończyć ich znajomość, odciąć się, bo być może to właśnie był jedyny sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Jednak czy to w ogóle było możliwe? Bo co jakby do tego doszło, a i tak któreś by ucierpiało? Wywołałoby to jedynie więcej wyrzutów sumienia i tej palącej winy, która by ich wypełniała, bo przecież mogliby coś zrobić, mogliby sobie pomóc, a zamiast tego wybrali najłatwiejszą drogę, która wcale nie była najlepszą. Dlatego nie, Colt nie tylko by nie potrafił od niej odejść, ani zostawić, zwłaszcza, że nie mógł mieć pewności, czy to faktycznie zapewniłoby jej bezpieczeństwo. Zdecydowanie bardziej wolał być obok, czuwać nad nią i pilnować, czy nic jej nie jest. Tak jak na przykład w tym momencie. Wystarczyło bowiem jedno spojrzenie, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. I nie, nie oceniał jej; nie oceniał tego, że za dużo wypiła, ani że miała tę chwilę słabości. W końcu gdyby nie to, że sam był wilkołakiem, to pewnie chodziłby pod wpływem alkoholu codziennie o każdej porze dnia. Można było mu wiele rzeczy zarzucić, ale hipokryzji raczej nie. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa. - Tak, właśnie to widzę - pokiwał głową. - Oczywiście, że byś mogła wypić więcej. Chociaż podejrzewam, rzecz jasna, to tylko moje podejrzenia, że wtedy spędziłabyś noc pod stołem. Albo w toalecie - powiedział, wzruszając ramionami. Musiała mu wybaczyć to, że średnio wierzył w jej słowa. Nie miał jednak zamiaru wygłaszać jej teraz wykładu na temat szkodliwości picia, bo... cóż, sam przecież pił, prawda? I to pewnie dużo więcej niż ona. Uniósł brwi i pokiwał głową, gdy go tak zapewniała. - Och, jestem przekonany, że nie tylko byś sobie poradziła, ale że byś ugotowała najlepszy rosół na świecie. Jednak fakt, że mogłabyś to zrobić nie oznacza, że musisz - pacnął ją palcem w nos. O to właśnie chodziło, prawda? Że oczywiście mogła to wszystko zrobić, mogła sobie sama ze wszystkim radzić, ale nie musiała. Już nie. Chciał być przy niej w takich momentach i był pewien, że gdyby to on potrzebował wsparcia, to ona byłaby przy nim. Nie musiała się więc do niczego przyznawać, tak samo jak nie musiała nic mówić, bo on i tak się nigdzie nie wybierał. - Burger. Szanuję to - przyznał, ponieważ burgery były pyszne i jak tak teraz o nich pomyślał, to aż nabrał ochotę na jednego. Pokręcił jednak głową, starając się odgonić od siebie wizję jedzenia i skupiając całą swoją uwagę na Selinie, która ewidentnie próbowała ukryć przed nim swój stan. Niestety miała naprawdę sporego pecha wybierając sobie na chłopaka wilkołaka, który miał naprawdę bardzo czuły węch, a zapach krwi, nawet w niewielkich ilościach należał do bardzo specyficznych. Nic. To nie była odpowiedź, którą chciał usłyszeć, ale nie miał zamiaru też na nią naciskać. Oczywiście, że chciał wiedzieć co się wydarzyło, dlaczego postanowiła doprowadzić się do takiego stanu, jednak nie planował ciągnąć ją za język i wyciągać wszystkiego na siłę. Wolał, żeby sama mu powiedziała, bo tego chciała, a nie dlatego, bo ją do tego zmusił. Pokręcił głową i westchnął w żaden sposób tego nie komentując. Przynajmniej teraz, skupiając się na niej, mógł chociaż na chwilę zapomnieć o własnych problemach i winach, które tak go męczyły. - I co ja mam teraz z Tobą zrobić? - zapytał, przyglądając się jej twarzy. Nie wiedział jak bardzo się zraniła przy upadku, czy było to coś poważnego, czy jedynie powierzchowna rana. Był za to pewien, że przydałoby się jej jakieś jedzenie. - Zrobimy tak- zaczął, gdy już w miarę sensowny plan wyklarował się w jego głowie. - Zapakuję Cię do samochody, gdzie poczekasz, podczas gdy ja wezmę jakieś jedzenie - powiedział, wskazując podbródkiem na lokal znajdujący się za jej plecami. Na pewno mieli tam już coś gotowego, a jak jedzenie było zimne, albo jeszcze nie podgrzane, to przecież nie było to żadnym problemem. - A potem pojedziemy do mnie i zajmiemy się... Twoimi ranami wojennymi - dodał jeszcze. Nie zamierzał pytać, czy takie rozwiązanie się jej podoba, bo w obecnym stanie w jakim się znajdowała, trochę nie miała prawa decydować. Chociaż może inaczej - miała, jednak Colt wątpił, że dałaby radę wymyślić coś lepszego, niż on. No i te plan całkiem mu się podobał: nie tylko by ją nakarmił, dzięki czemu może gdy wstanie słońce jej głowa nie eksploduje, a do tego zaklei ją plastrami i będzie cała i zdrowa. Przynajmniej pod względem fizycznym, bo wątpił, że jedzenie i kilka plastrów zdołają naprawić to, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło.
Powrót do góry Go down
Sro 25 Lis 2020 - 11:13
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



Czy Colt już jej nie udowodnił, że mogła na niego liczyć w każdej chwili, w każdej sytuacji? I mogła dzielić się z nim nie tylko tym, co było piękne, miłe i przyjemne, ale również brzydkie, przykre i po prostu smutne?  Od samego początku przecież czuła, że może podzielić się z nim dosłownie wszystkim, że jest jedną z tych niewielu osób, którym może w pełni zaufać. Wiedziała to. Wiedziała to wszystko. Widział ją już przecież, kiedy była w złym stanie, widział ją załamaną, roztrzęsioną i płaczącą. Z jednej strony napawał ją z tego powodu wstyd, że był tego wszystkiego świadkiem, widział to i zobaczył, że nie była wcale taka twarda, za jaką tak stara się uchodzić, a z drugiej strony... czuła pewnie pocieszenie? Pewien rodzaj ulgi? Że był ktoś, przed kim nie musiała się więcej ukrywać, nie musiała przybierać więcej żadnych masek, ani niczego udawać, tylko być... sobą. Prawdziwie czuć, prawdziwie wszystko pokazywać, bez strachu, że to później wykorzysta to przeciwko niej. Że był ktoś z kim mogła się tym wszystkim podzielić. I była pewna, że gdyby i tym razem wszystko mu wyjawiła, powiedziała, że sobie nie radzi sobie z tym wszystkim, co się działo, to nie miałby jej tego za złe, nie miałby jej za słabą, kogoś, kto nie potrafiłby sobie poradzić. Ona tylko... nie chciała na niego zrzucać również tego. Wydawało jej się, że zrzuciła już wystarczająco wiele, jednak wiedziała, że kiedy on miałby jakiś problem, to chciałaby, by jej o nim powiedział. O każdym jednym, nawet tym najdrobniejszym. By mogła mu jakoś pomóc, żeby poczuł się lepiej. Dlaczego więc tak się zachowywała? Czemu nadal tkwił w niej ten strach i obawa, chęć zrobienia wszystkiego samodzielnie? Nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do tego, że rzeczy się zmieniły? Że ten okres w jej życiu się skończył, zaczął się nowy, następny rozdział, którego karty były zapisane z jego udziałem. Że nie była już Seliną-samotniczką, która była skazana tylko i wyłącznie na samą siebie, na towarzystwo murów, które sama wokół siebie wybudowała, chcąc się od wszystkiego odciąć. W szczególności od własnych uczuć nad którymi coraz bardziej nie potrafiła zapanować. Chociażby nad tym wszystkim, co odczuwała, w szczególności do niego samego.
Selina na początku sądziła, że takie wyjście byłoby najlepsze - zwyczajne odcięcie, odepchnięcie od siebie, ale dość szybko przekonała się o tym, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Po pierwsze dlatego, że o wiele łatwiej było chronić kogoś, kto był w pobliżu ciebie, a po drugie... dlatego, że była egoistką i nie chciała go od siebie odsuwać. Chciała by był obecny w jej życiu tak samo, jak chciała być obecna w jego. Rzadko kiedy w życiu czegoś naprawdę chciała, ale jak to już się pojawiało to robiła wszystko to, by to dostać. Być może go w tym momencie zbytnio narażała, być może powinna być mądrzejsza, ale z drugiej strony... nie miała zamiaru decydować za niego, tak jak i nie chciałaby, by on decydował w tym wyborze za nią. Nie chciała udawać, że wie, co jest dla niego najlepsze. Dlatego dopóki chciał z nią być, nie zamierzała go od siebie odsuwać, tylko pozwolić na to jemu jak i samej sobie. Zresztą, każdy zasługiwał na odrobinę szczęścia, prawda? Ona rzadko kiedy je miała, a wszystko wskazywało na to, że to właśnie on tym jej prywatnym szczęściem był. Dlatego coraz bardziej przebijało przez nią poczucie wstydu, że był zmuszony - po raz kolejny - oglądać ją w tak żałosnym stanie. Swojego drapieżcę, lwicę, która niczemu ani nikomu się nie dawała, a teraz wyglądało na to, że się właśnie poddała. - Dlatego, jak widać, mam wszystko pod kontrolą i przestałam w odpowiednim momencie - pokiwała nawet głową dla potwierdzenia swoich słów, chociaż było to wierutne kłamstwo i w żadnym wypadku nad niczym kontroli nie miała. Nawet nad własnym życiem, więc jakim cudem miałaby mieć na ilością wypijanego alkoholu? Zdecydowanie mogła pozazdrościć teraz Coltowi wątroby, jej z pewnością by się taka przydała. Szczególnie podczas takich nocy jak ta. Zmarszczyła nosek, gdy ją w niego pacnął i otworzyła szerzej oczy. - Nie... muszę? - wydukała zdziwiona, jakby dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów i fakt, że w istocie, nie była przecież sama, tak jak i sama nie musiała sobie ze wszystkim radzić. Nawet z chorobą, którą mogła złapać z powodu własnej głupoty. No bo, czy nie zrobiłaby tego samego dla niego? Chciała przecież być przy nim w każdej chwili, w każdej sytuacji, chciała się nim opiekować. Dlaczego tak dziwiło ją to, że to samo chciał zrobić dla niej? Selina naprawdę nie była przyzwyczajona do ludzkiej życzliwości. - To rano. Rano chętnie zjem burgera. Możemy pójść rano - znowu kiwnęła głową. Zawsze z Faye wybierały się na burgery, kiedy były okropnie skacowane, a wiedziała, że na pewno po tym, jak się w końcu obudzi, nie będzie inaczej. A skoro Colt również je lubił, to mogła przecież jego również z tą małą tradycją zaznajomić, prawda? Nie było co też co okłamywać, że Selina była tym typem dziewczyn, które były na wiecznej diecie, ciągle jadły sałatki i piły koktajle z jarmużem. Coltowi i tak udawało się świetnie ją odczytywać, nawet nie biorąc pod uwagę jego wilczych zdolności. Zawsze wydawało jej się, że dla każdego była jak taka zamknięta księga, której nie udawało się odczytać, ale w przypadku Colta... było zupełnie inaczej i w żaden sposób nie potrafiła ukryć żadnej emocji, jaka jej w danym momencie towarzyszyła, nie wiadomo jak bardzo by się starała. Dlatego naprawdę musiała być głupia, myśląc, że uda jej się cokolwiek przed nim ukryć. Znał ją przecież. Wystarczająco na tyle, by wiedzieć, kiedy było jej źle i potrzebowała pomocy. I na tyle, by wiedzieć, że nie można jej do niczego zmuszać, a poczekać, aż sama zacznie o wszystkim mówić. Każdy w końcu przecież pękał. Ona również. Należało jej tylko dać na to czas. Bo tak, wiedziała, że to nie było coś, co chciał od niej usłyszeć, ale po prostu nie mogła. Nie była jeszcze gotowa. Po tym jak usłyszała, co powiedział, zrobiło jej się naprawdę wstyd. Że do tego się doprowadziła, że go tu ściągnęła, że być może marnował na nią swój czas. - Przepraszam - wymamrotała niewyraźnie, nie unosząc wzroku i bawiąc się nitką, którą wystawała z rękawa jej płaszcza. Nie chciała sprawić mu kłopotu, to była ostatnia rzecz, jakiej by chciała, ale wyglądało na to, że tak właśnie było. Dlatego dziewczyna miała zamiar powiedzieć mu, że nie musi się przejmować, że jakoś sobie poradzi i może wrócić do domu. Uprzedził ją jednak, więc zamknęła usta i gdy wysłuchała jego propozycji do końca, skinęła głową. - Dobrze - wychrypiała. Co prawda i tak byłaby wdzięczna, gdyby po prostu zechciał odwieźć ją tylko do domu, ale prawda była taka, że... naprawdę nie chciała zostawać teraz sama. Zostać sama ze sobą, ze swoimi myślami, które nie były zbyt przyjemne, a wiedziała, że jego obecność pozwoli jej zapomnieć. Dlatego nie miała zamiaru jakkolwiek się przeciw jego planowi buntować, mówić, że wcale tego nie potrzebuje, skoro ewidentnie tego właśnie potrzebowała.  Poddać Coltowi, oddać się w jego ręce i dać mu się sobą zająć. Pozwolić na to w końcu komuś, by to zrobił, po tylu latach troszczenia się o samą siebie.
Powrót do góry Go down
Sro 25 Lis 2020 - 21:27
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



Prawdę powiedziawszy nie mogła mieć pewności, że nie wykorzysta tego wszystkiego przeciwko niej, bo przecież mógł być naprawdę świetnym aktorem. Po części faktycznie trochę tak było, ponieważ koniec końców nie był z nią do końca szczery. Nie mógł jej wielu rzeczy powiedzieć, a do tego dochodziły te wszystkie podejrzenia, których z każdym dniem miał coraz więcej, a które tak usilnie starał się ignorować. Ignorować ze względu na nią, bo nawet jak z każdym dniem miał coraz więcej wątpliwości różnej natury, to właśnie ona, to co ich łączyło, nie potrafił dopuścić do siebie nawet takiej opcji, że coś miałoby ich poróżnić. Więc tak, może i nie był szczery, może nawet nie powinna mu w ogóle ufać, jednak naprawdę zrobiłby dla niej wszystko; nie chciał jej wykorzystywać, nigdy by jej nie oceniał, a chociaż w teorii był jej zaprzysiężonym wrogiem, to nigdy, przenigdy nie byłby w stanie wyrządzić jej żadnej krzywdy. Dlatego tak, pomimo tego wszystkiego, mogła na niego liczyć i nie musiała sama ze wszystkim sobie radzić, bo miała jego. Na dobre i na złe.
Odcięcie się było teoretycznie jakimś sposobem, jednak sprawiłoby to tylko tyle, że oboje byliby najzwyczajniej w świecie nieszczęśliwi. Colt nawet nie chciał sobie wyobrażać sytuacji, która by doprowadziła do tego, że faktycznie musieliby się rozstać, że to miałby być całkowity ich koniec. Dlatego też, nawet jeżeli taka myśl przemknęła mu przez głowę, to bardzo szybko się jej za każdym razem pozbywał, nie dopuszczając do głosu tej części umysłu, która to sugerowała. Oboje więc byli egoistami, jednak w tym wypadku nie było to przecież nic złego; dawali sobie nawzajem szczęście, ukojenie, a czy było w życiu coś ważniejszego? Pewnie było, ale Coltowi obecność Seliny naprawdę do szczęścia wystarczała i nie potrzebował już nic więcej. Zwłaszcza, że dzięki niej mógł chwilę odsapnąć, pobyć zwyczajnym sobą, bez żadnych wilkołaków, magii i całego tego szaleństwa. Chociaż nie mogli się od tego odciąć całkowicie, zawsze to gdzieś w powietrzu wisiało, to jednak miło było tak od czasu do czasu trochę zapomnieć o całym świecie i cieszyć się chwilą, tym co mieli, co między nimi było. Nie musiała też się przed nim wstydzić, ani myśleć, że uzna ją słabą, albo nie radzącą sobie. Doskonale rozumiał, że każdy może mieć słabszy dzień, bez względu na to jaki jest na co dzień. I tak, właściwie gdyby nie był z nią tutaj teraz, to sam by siedział z alkoholem pod ręką i się nad sobą użalał, więc wcale nie był pod tym względem lepszy od niej? - Och, widzę to naprawdę doskonale. Wybacz, że kiedykolwiek pomyślałem choćby, że masz słabą głowę - pokiwał głową, troszkę rozbawiony. Nie, żeby śmiał się z niej, jednak musiał przyznać, tak przed samym sobą, że nie do końca trzeźwa Selina była całkiem urocza. Jak taki mały, nieporadny koteczek, albo szczeniaczek, o. Jednak nie każdy mógł mieć wątrobę, która w mgnieniu oka się regeneruje, prawda? Colt zdecydowanie nie byłby taki mądry jak teraz, gdyby nie jego wilcze umiejętności. - Nie, nie musisz - odpowiedział, kręcąc głową. - Naprawdę bardzo chętnie zrobiłbym dla Ciebie rosół, jakbyś byłą chora. I nie tylko to - dodał. Właściwie to nie było takiej rzeczy, której by dla niej nie zrobił, jednak uznał, że zapewnianie jej o tym w tej chwili nie miało ani zbyt dużego sensu, ani też nie było konieczne. Wolał się zająć sprawami bardziej przyziemnymi, jak chociażby ogarnięcie jej, opatrzenie i nakarmienie, a dopiero potem zająć się jej potrzebami duchowymi. - W takim razie jesteśmy umówieni. To będzie taka poranna randka z burgerami w roli głównej - zadecydował, bo skoro tak go zapraszała, to chyba mógł to uznać za randkę, prawda? Zwłaszcza, że nie było im dane jeszcze pójść na żadną, taką poważną i oficjalną, a takie burgery wydawały się być naprawdę całkiem dobrym i przyjemnym sposobem spędzania czasu. Nie próbował jej rozszyfrować na siłę, ani też starać się wyciągać z niej jakieś informacji; po prostu uważnie ją obserwował, zwracał uwagę na każdy grymas, każdą delikatną zmianę, która pojawiała się na jej twarzy, albo w zachowaniu. Był naprawdę dobrym obserwatorem, a wyostrzone zmysły zdecydowanie mu tego nie utrudniały, wręcz przeciwnie. Znał też Selinę na tyle długo i dobrze, żeby doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli będzie chciała coś powiedzieć, podzielić się czymś to zrobi to w odpowiednim czasie. Dlatego nie miał zamiaru naciskać, ani próbować cokolwiek na siłę wyciągać. Zamrugał, słysząc jej słowa i reakcję, jaka po nich nastąpiła. Miał coś zupełnie innego na myśli i nigdy by się nie spodziewał, że w ten sposób odbierze jego słowa. - Hej, nie masz za co przepraszać - powiedział, ujmując jej podbródek i podnosząc jej twarz do góry. - Nie zrobiłaś nic złego. Cieszę się, że do mnie napisałaś - dodał jeszcze, żeby nie było tutaj żadnych niedomówień i żeby przestała się przejmować. Zwłaszcza, że gdyby Colt nie miał ochoty tutaj się pojawiać, to najzwyczajniej w świecie po prostu by nie przyjechał. Może zachowałby się wtedy jak skończony dupek, ale naprawdę był zdolny tak postąpił. Był jednak teraz właśnie w tym miejscu w którym chciał, z osobą z którą chciał. - Bardzo dobrze, że się zgadzamy w tej kwestii - pokiwał głową, po czym wyciągnął w jej stronę ramię. - Więc jeśli pani pozwoli... to zamknę Cię w samochodzie, bo chociaż dobrze wiem, że wszystko w jak najlepszym porządku i wcale, a wcale dużo nie wypiłaś, to aktualnie mam spore obawy przed zostawieniem Cię samej - powiedział, bo chyba nie było co się oszukiwać, że jak zamknie ją w samochodzie, to chociaż będzie miał pewność, że nigdzie nie zniknie i nie będzie musiał spędzić wieczoru na próbach znalezienia jej. Nie zamierzał też jej zostawiać samej, nawet jeżeli by powiedziała, że wszystko okej i żeby ją zawieźć jedynie do domu. Zostałby z nią wtedy, żeby się upewnić, że na pewno wszystko będzie dobrze, że z nią będzie dobrze. I to nie dlatego, że uważał ją za kogoś, kto sobie nie poradzi, tylko dlatego, że po prostu chciał to zrobić. Dlatego też trochę nie miała już teraz wyjścia i była na niego skazana - czy tego chciała, czy nie. Chociaż liczył duchu na to, że jednak chciała.
Powrót do góry Go down
Sob 28 Lis 2020 - 0:09
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



Nigdy nie można było mieć pewności, ona szczególnie dobrze o tym wiedziała. Dość wcześnie nauczyła się tego, jak innym nie ufać, jak wybudować swoje bariery, podnieść wszystkie otaczające ją mury. Ale jakoś, nie wiedziała jakim cudem, ale on to zaufanie w niej wzbudzał. Po prostu. Choć cały czas z tyłu głowy miała, że mogła być teraz oszukiwana i manipulowana, mogła być jedynie obiektem jakichś jego gierek, pionkiem w jakiejś wielkiej grze, która ostatecznie miała ją zranić do żywego. Selina zawsze bywała ostrożna, jednak czasami, jeśli chodziło o relacje z innymi ludźmi, wszystkiego się przewidzieć nie dało. Dlatego ufała mu z pełną świadomością tego, że mogła się sparzyć, że mogła paść ofiarą jakiegoś paskudnego kłamstwa - sama zresztą nigdy święta nie była. Również go okłamywała, zatajała przed nim sprawy, nie mówiła mu o tym, kim naprawdę jest. Tłumaczyła to jednak tym, że tak będzie po prostu lepiej, dla nich obojga, jeśli Colt nigdy nie dowie się o jej prawdziwej naturze. Był tą jej jedyną cząstką normalności, jakiej miała zamiar się trzymać i nie odstępować na krok. Być może popełniała wielki błąd, że tak robiła; choć wiedziała, jak bardzo było to złe, jak prawda mogła źle na nich wpłynąć, nie potrafiła powiedzieć nie. Nie potrafiła zrezygnować z niego i wiedziała, była tego sowicie pewna, że nawet jakby był jej największym wrogiem, nie zrezygnowałaby z niego ani nigdy nie skrzywdziła. Chciała go chronić i miała zamiar to robić, bez względu na wszystko. Choć sam ten fakt, jak wiele do niego czuła i jak wiele byłaby w stanie poświęcić, naprawdę ją przerażał. Nigdy nie podejrzewała samej siebie, że kiedykolwiek byłaby w stanie tyle czuć. Aż tak wiele.
Z jakiej racji człowiek miał rezygnować z czegoś, co przynosiło mu szczęście? Poza tym, nawet jeśli byli egoistami, to Selina w żadnym wypadku nie chciała dla Colta źle, zawsze zwracała uwagę na jego potrzeby, na to jak on sam się czuje - nigdy sama nie brała, nie dając niczego od samej siebie. Ktoś mógłby ją wyśmiać, że takie rzeczy w ogóle miały dla niej znaczenie, ale dla niej naprawdę wystarczała jego obecność, to, że mogli ze sobą porozmawiać, na rzeczy poważne i te mniej, pożartować, zwyczajnie ze sobą pobyć. Nie było najważniejsze to, co łączyło ich w łóżku, tylko właśnie to, co było poza nim. Rzadko kiedy relacja Seliny z ludźmi potrafiła zabrnąć aż tak daleko i głęboko, a jemu się to udało. Nieczęsto odczuwała względem kogoś aż taki głód. Chęci poznania kogoś, zwyczajnego bycia z nim, spędzania z nim czasu. Pragnień równego rodzaju, od tych pragnień duszy, na tych pragnieniach ciała kończąc. A co więcej, ten głód wcale nie malał, tylko był podsycany za każdym kolejnym razem i nie wyobrażała sobie, co by się stało, gdyby przyszło jej to wszystko stracić. Już prawie, niemal, stracili się nawzajem i nie chciała przeżywać niczego podobnego. Pamiętała dokładnie jak wtedy tęskniła, jak doskwierał jej jego brak, choć głęboko to w sobie zakopywała i nie chciała do tego przyznać. Dlatego nie, choć mogło to się wydawać w ich przypadku o wiele mądrzejsze, takie przerwanie liny i łączącej ich więzi, Selina nie miała zamiaru być tą, która to zrobi. Mogła być samolubna, mogła być egoistką, jednak nie chciała pozbywać się ze swojego życia mężczyzny, który jako jedyny był w stanie jej takie szczęście dać. Takie, o którym nie odważyłaby się nawet poprosić, uznając za mrzonkę marzycieli i głupców albo, że po prostu - na nie nie zasłużyła. - Bardzo dobrze - pokiwała nieprzytomnie głową. Tak, powinien wiedzieć o tym, żeby więcej jej nie sugerować, że ma słabą głową. Ani na trzeźwo, ani po pijaku, bo na pewno będzie chciała mu udowodnić swoje racje, nawet jeśli jej nie miała. Ale no, trzeba było przyznać, że pijana Selinka była faktycznie całkiem urocza! I przy tym bardzo, albo to bardzo nieporadna... - Zapamiętam to. Przypomnę Ci, jak będę chora, że obiecałeś mi rosół - wystrzeliła ostrzegawczy palec, który znalazł się tuż pod jego podbródkiem, a ona spoglądała na niego srogimi, niebieskimi oczami. Tak, mimo, że była teraz nietrzeźwa i mogła niektórych rzeczy pamiętać, to o tym rosole na pewno! - I nie tylko też zapamiętam, Colcie... Colcie... jak Ty miałeś na nazwisko? - zmarszczyła brwi, nie mogąc sobie po części przypomnieć, a po części nie będąc w tym stanie go w ogóle wymówić. - Okej. Umowa stoi - kiwnęła głową. Skoro go zapraszała, to miała nawet zamiar mu tego burgera postawić i cokolwiek, co tylko by sobie zażyczył. I tak była mu dłużna za ten wieczór i prawdopodobnie, to i tak będzie niewystarczające, by mu się za niego odpłacić, ale mogła chociaż jakoś spróbować. No a poza tym - randka im się należała, chociażby dlatego, że powinni sobie porządnie jakoś odbić za tą nieudaną, tą, do której nie doszło. - Tylko, tylko... - wybąkała, bo jej się nagle o czymś przypomniało. - Jak to ma być randka to będę potrzebować sukienki - spojrzała w dół, na siebie, przygładzając dłońmi swój czarno-biały płaszczyk. Przecież skoro to randka miała być, to w jej mniemaniu musiała się odpowiednio wystroić, prawda? Wymagało to odpowiedniej sukienki, odpowiedniego ubrania, a Selina zawsze wielką uwagę do swojego wyglądu przykładała. I nawet teraz, jak była w stanie nietrzeźwości wiedziała, że nie mogła się pokazać w tych samych ciuchach, co teraz. Czasami naprawdę dziwiło ją to, jak dobrze ją znał - choć, czy powinno? Dobrze wiedział przecież, że była jak kot czy lis; mały drapieżnik, którego należało oswoić, zachęcić, żeby zbliżył się sam. I trochę właśnie w ich przypadku też tak było, że Selina potrzebowała zachęty, czyjegoś zaufania by mogła przy kimś poczuć się bezpiecznie i móc o wszystkim opowiedzieć. Wiedząc, że to nie zostanie wykorzystane przeciwko niej samej. Brunetka zaprzeczyła, potrząsając głową. - Mam. Na pewno miałeś inne... o wiele... ciekawsze zajęcia - wydusiła z trudem, marszcząc czoło, szukając odpowiednich słów, które w tym stanie ciągle jej się wymykały. Być może dla niego nie było to nic, ale jej było po prostu głupio - prosić o pomoc, pokazywać, jak bardzo sobie nie razi. Gdzie ta siła, która w niej zawsze tkwiła, gdzie chowała się ta wewnętrzna lwica? Nie było jej. - Na pewno? - dopytała jeszcze, niepewna tego, czy nie są to tylko słowa wymówione tylko po to, żeby nie czuła się z tego powodu głupio. Choć wewnątrz wiedziała jednocześnie, że Colt to był taki typ faceta, który nie robiłby rzeczy, których nie chciał, ani tym bardziej czegoś z litości. Przekonała się już o tym przecież raz. - Po prostu... chciałam Cię zobaczyć - wyjaśniła, bo pisząc do niego, właśnie na to liczyła. I dlatego nie napisała do nikogo innego, tylko właśnie do niego. Dlatego nie protestowała, kiedy podsunął jej ramię i uchwyciła się go ściśle, przytulając do jego boku. Niemal natychmiastowo ciepło rozlało się po jej ciele i zadrżała - nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że było jej zimno. - Jest, ale... chętnie gdzieś usiądę. I poczekam - obiecała, bo teraz, jak szli do tego samochodu, w końcu zaczął przebijać do jej świadomości ból w kolanie, więc praktycznie przy nim kuśtykała. Zaciskała jednak dzielnie zęby nie chcąc dać po sobie niczego poznać. Dlatego tak, dała się Coltowi pozostawić w jego aucie, zamknąć w nim i poczekać. Z głębokim westchnięciem ulgi, że mogła w końcu spocząć, oparła czoło o szybę, która zaparowała od jej oddechu i czekała. Nigdzie nie uciekała, posłusznie czekała, jak usłuchany kot na swojego pana. Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy przymknęła oczy i zasnęła. Nie przebudziła się nawet w momencie, gdy mężczyzna wrócił z jedzeniem, nie obudziła się, gdy mknęli jego samochodem przez ciemną noc, w stronę jego mieszkania, do którego zamierzał ich zabrać.

//zt x2 do Nightningale Street #7 <3
Powrót do góry Go down
Sob 28 Lis 2020 - 1:51

Sponsored content

#8 hold my hand as I'm lowered Empty



Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 

Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» #2 hold my hand as I'm lowered part 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
-

Forum stworzone na podstawie serialu The Order - opisy uniwersum zostały opracowane z wykorzystaniem informacji z serialu. Styl oraz grafika są dziełem administracji. Część kodów na forum jest zaczerpnięta ze stron CCCrush + Terrible.