"
I give my life to the cause.




#4 a little party never killed nobody (yet)
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
Bractwo
Bractwo
Faye Blackthorn
Faye Blackthorn

DODATKOWE INFO :
sippin' wine in my free time

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Obserwowała wszystkie wydarzenia spoglądając to na przyjaciółkę to na tego rozbawionego debila jakim najwyraźniej był Jacob Whittaker. Co ten człowiek miał w głowie to nie miała zielonego pojęcia. Jej wzrok był pusty. Patrzyła przed siebie próbując opanować emocje, które pod wpływem wypitego alkoholu odrobinę szalały. Panika, z której nie mogła się otrząsnąć, mówiła, że powinna była słuchać Seliny. Nie powinni byli mieszać się w sprawy związane z Jacobem tylko grzecznie usiąść na tyłku, ignorować jego zachowanie i czekać na krok Maga Świątyni. Aktualnie nie dość, że w żaden sposób nie uchroniła przyjaciółki od kolejnego wystawienia jej na magię, to na dodatek ściągała na nich coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. Czuła na sobie wzrok kilku, a nawet kilkunastu osób, przyglądajacych się ich wymianie zdań.
- Przeciąg... tak... - wymamrotała obracając się w stronę Colta, gdzie jeszcze przed chwilą siedzieli jej przyjaciele. Szukała pomocy, jednak natrafiła na puste siedzenia i przenikliwy wzrok szefa. Nie miała pojęcia czemu, ale czuła, że wydawał jej się dość zaintrygowany całą sytuacją. Postanowiła zignorować złe przeczucie i ponownie zaśmiała się słysząc słowa Jacoba. Jednak śmiech nie był wywołany jego szaleńczym gadaniem, a bezradnością. Dobrze wiedziała, że jej wyjaśnienia nie poprawiały sytuacji. Czas było się przymknąć, szczególnie gdy została w tej sytuacji sama. Gdy tylko zwróciła wzrok z powrotem w stronę tego szaleńca, uniosła brwi widząc kolegę z tej samej organizacji dosłownie turlającego się po podłodze. - Nate? - zdążyła zapytać, gdy z kieszeni Jacoba błysnął mały nożyk. Zacisnęła usta, szykując się na kolejne "niewinne" zaklęcie.
To co nadeszło było jednak gorsze. Nie dało się tego wytłumaczyć już w żaden logiczny sposób. Ba, nawet w żaden, który można by było choć odrobinę obronić jakimikolwiek argumentami. Nim zdążyła rzucić jakiekolwiek zaklęcie obronne z impetem odleciała do tyłu lądując na stołkach barowych, a raczej ludziach stojących przy nich w kolejce po kolejne drinki. Z hukiem osunęła się na ziemię przeklinając soczyście. Gdyby była w domu zdecydowanie usłyszałaby, że tak damom mówić nie wypada, ale miała to głęboko w nosie. Czuła się cała obolała, a jutro na sto procent będzie cała w siniakach. Miała dość delikatną skórę, a takie odepchnięcie na pewno spowoduje, że zamiast białej cery będzie miała fioletową.
Ledwo zarejestrowała kiedy podbiegli do niej Hayden i Selina. Zaśmiała się cicho, mimo że głos ugrzązł jej w gardle. Odchrząknęła i uśmiechnęła się do przyjaciół. - Czy Ty mu przywaliłaś? - zaczęła się podnosić z podłogi. Wstyd jak cholera. Na dodatek to tym bardziej nie odwróciło uwagi od ich gromady, a wręcz przeciwnie. Sporo osób odwróciło się w ich stronę jak surykatki. To nam pomogłam, pomyślała i przewróciła oczami. Uśmiechnęła się przepraszająco do przyjaciół, a zaraz znowu otworzyła usta z przerażenia widząc wściekłą Ester. Gdy ta była choćby odrobinę poirytowana była jedną z najbardziej niebezpiecznych osób jakie Faye znała. Na szczęście (lub nieszczęście dla niego) powstrzymał ją nadal klęczący Nate. Kolejny pijak. Zamierzała się poddać, wyrzucić ręce do góry i krzyknąć, żeby się uspokoili, bo robią sceny, ale wtedy zauważyła w ręku Nate'a nożyk. - Nienormalny... - obolała rzuciła się w jego stronę, by wyrwać mu go z ręki. Faye była bardzo zwinną osobą, więc nawet po tym jak przed chwilą Jacob rzucił nią jak workiem ziemniaków, miała na tyle szczęścia, że dotarła do Nate'a wyrywając mu ten nieszczęsny nóż. - Czy Ty też jesteś nienormalny?! - syknęła mu do ucha, biorąc go pod rękę i ciągnąc w stronę wyjścia. Miała szczerą nadzieję, że Jacob da im po prostu wyjść z baru. Tak jak Whittakera miała już w głębokim poważaniu, tak Nate był jej dobrym kolegą i nie zamierzała dać mu zmarnować sobie życia rzucaniem zaklęcia wśród niewtajemniczonych ludzi. Chociaż, jak widać nawet wystrzelenie fajerwerków z palcy wcale nie skutkowało wyrzuceniem z Bractwa, bo ten śmieszek nadal czarował. Kiwnęła głową w stronę przyjaciół, dając im znak, że czas się zmywać. Wreszcie to do niej dotarło. Nie wątpiła, że Ester poradzi sobie sama.

RZUCIŁAM SOBIE NA UMIEJKĘ, ŻEBY UKRAŚĆ NATE'OWI NÓŻ NO I MNIE SIĘ UDAŁO, TAKŻE TEN. DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 22:35
Konto specjalne
Konto specjalne
Belgrave
Belgrave

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



The member 'Faye Blackthorn' has done the following action : kostki


'kość 100ścienna' :
#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 GYXxx4d
Result : 10
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 22:35
Rycerze
Rycerze
Lucy Flores
Lucy Flores

DODATKOWE INFO :
I am designer of my own catastrophy

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Przyglądała się wymianie zdań pomiędzy dziewczynami a Jacobem, aż nagle blondynka została odrzucona z dużą siłą, a Lucy znów wyczuła magię.
-No kurwa mać. - Syknęła, zaciskając dłonie, gdy po raz kolejny w jej głowie rozległ się nieprzyjemny dźwięk. Jacob i jego popisy magiczne zaczynały ją irytować coraz bardziej i bardziej, że nawet wyrwanie mu serca wydawało się zbyt miłosiernym końcem. Najpierw powinna znaleźć jakieś mosiężne dzwonki i przywalić mu nimi kilka razy w głowę, by na własnej skórze poczuł się tak jak ona. Zrobiła chyba z dwa kroki w stronę chłopaka, chcąc go najpewniej przynajmniej walnąć, ale zatrzymała się, dopiero teraz zauważając, że pod nogami Jacoba nową osobę. Spoglądała chwilę w zdziwieniu na Nate’a. Lucy miała szczere wątpliwości, czy zdawał on sobie sprawę, w środek jakiego bagna się wpakował, biorąc pod uwagę, że w stanie trzeźwości to on nie był. Niemniej, jego nietuzinkowe wejście, rozproszyło ją na tyle, że odłożyła na chwilę plany, wyładowania złości na Jacobie. Spojrzała w stronę blondynki, którą zajęli się już jej znajomi. Zmarszczyła brwi, widząc uśmiech na jej twarzy. Może przesadzała, ale wydawało jej się, że magiczne odrzucenie w powietrze, powinno bardziej zszokować człowieka. Chyba że wcześniej było się świadomym o istnieniu magii. Choć zapewne podejrzewać można było więcej osób, to toczący wewnętrzną walkę, pomiędzy rozsądkiem a wilczym instynktem, umysł Lucy, zwrócił uwagę tylko na Feye.
Oglądanie jak Jacob jak obrywa w twarz, było bardzo satysfakcjonujące i z równą chęcią zobaczyłaby, jak rozprawia się z nim druga z dziewczyn, choć nie sądziłaby to skłoniło maga do zaprzestania. Wydawał się on całkiem zadowolony z zamieszania, jakie tworzył. Jakby tego było mało, Nate postanowił się pobawić w obrońcę, blokując szatynce drogę do Jacoba. Lucy była pewna, że dobrze to się nie skończy, choć Nate, który zdążył już zaliczyć kopniaka w brzuch od wkurzonej dziewczyny, najwyraźniej sam się trochę prosił. Ledwo o tym pomyślała a na chłopaka, rzuciła się blondynka i zaczęła go ciągnąć w kierunku wyjścia.
Rzuciła przeciągłe spojrzenie Coltowi, by zobaczyć, czy jest usatysfakcjonowany z przebiegu zdarzeń i czy udało mu się zauważyć więcej niż jej. Miała nadzieję, że całe to no killing nie poszło na marne, bo inaczej się wkurzy i chyba wyleje mu puszkę farby na głowę, gdy zobaczą się w Norze.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 23:21
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



To miał być miły i spokojny wieczór, ale najwyraźniej w Balgrave to było niemożliwe. Za każdym razem coś się działo, do tego było coraz bardziej problematyczne. To co wyprawiał Jacob, już po raz drugi, było trochę na rękę Rycerzom, toteż nie można było winić Colta, że był zadowolony. Nie, nie uśmiechał się, nie klaskał, ale miał okazję trochę poobserwować i zapamiętać twarze tych, którzy najbardziej się pocili podczas rzucania przez chłopaka zaklęć. Nie miał bowiem co do tego wątpliwości, że należał do Bractwa, a to co robił było najprawdziwszą magią. Nawet jakby wytłumaczenia Ester, albo Faye miały więcej sensu, jakby były bardziej logiczne, to i tak by w nie nie wierzył. Zdecydowanie nie po tym, jak jego uszy wypełniał tak bardzo nieprzyjemny dźwięk. Czuł się też w tym wszystkim tak, jakby oglądał jakiś mecz tenisa, gdzie piłeczka raz leciała w jedną stronę, raz w drugą. Do tego z każdą sekundą na scenie przybywało nowych graczy, chociaż wątpił, żeby robiący fikołki i turlający się chłopak miał coś wspólnego z Bractwem. To by naprawdę bardzo źle o nich świadczyło, gdyby w swoich szeregach mieli nie tylko szaleńca, który na rzuca zaklęciami na prawo i lewo, ale także takiego, co to się czołga po pijaku po ziemi. Nie miał jednak czasu się nad tym zbytnio zastanowić, bo Jacob rzucił kolejne zaklęcie, co zaczynało być naprawdę irytujące. Gdy więc kolejny raz usłyszał dźwięk magii przyłożył sobie rękę do czoła i zamknął oczy. Ech, gdyby tylko Bractwo wiedziało co się dzieje za każdym razem, kiedy rzucają sobie te wszystkie głupie zaklęcia dla zabawy! Te kilka sekund jednak wystarczyło, żeby spokojna impreza przerodziła się w wielki kocioł: ten z nożem, tamta na ziemi, kolejny klęczy, a jeszcze jedna rzuca się do bicia. A MIAŁO BYĆ TAK SPOKOJNIE! Chociaż Colt wcale nie miał zamiaru się wtrącać, nie chciał przerywać pokazu magii, jednak te wszystkie rękoczyny, do których zaczęło dochodzić... Nie chciał, żeby mu zdemolowali lokal, bo nie miał czasu, żeby zajmować się remontem. Dlatego wstał z miejsca, w momencie kiedy Selina zamachnęła się na Jacoba, a Ester szykowała się do kopania Nate'a. Wkroczył między tę drugą, bo chociaż może i chłopak był pijanym idiotą, to nie do końca zasługiwał na kopanie. Zwłaszcza jak tak na tej podłodze klęczał. - Hej hej hej, nie ma potrzeby kopać leżącego. I tak będzie cierpiał jutro - powiedział, bo nie żeby jakoś mocno go żałował, ale przemoc nigdy nie była wyjściem! HEHS. Okej, była, ale nie w tym wypadku. - Więc zero rękoczynów, albo wszyscy traficie na czarną listę i nie będziecie tutaj wpuszczani - okej, taka lista nie istniała, ale zawsze można było ją stworzyć, prawda? Co prawda musiałby na nią wpisać też Faye, ale no trudno. Dostałaby przymusowy urlop na jakiś miesiąc, to może by się nauczyła, żeby nie wdawać się w bójki barowe. A może nie. Zresztą to nie było teraz takie ważne, bo przez swoje próby (bardzo nieudolne) zatuszowania wybryków Jacoba stała się główną podejrzaną. Więc tak, Colt był usatysfakcjonowany, więc Lucy nie musiała mu niczego wylewać na głowę, bo mieli naprawdę dobry trop. Chociaż trzeba było przyznać, że jakby doszło do tego, że uznaliby blondynkę za zagrożenie i musieli zabić, to zrobiłoby mu się trochę przykro.
Powrót do góry Go down
Wto 6 Paź 2020 - 23:25
Konto specjalne
Konto specjalne
Mistrz Gry
Mistrz Gry

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Był przygotowany na naprawdę wiele różnych scenariuszów.


Nie spodziewał się jednak, że całe to zamieszanie, którego przecież sam narobił, skończy się tym, że dostanie w twarz. Co prawda nie spodziewał się, że taka niewielka istota potrafi tak mocno przywalić, ale naprawdę potrafiła. Aż go do tyłu odrzuciło, a całą szczękę przeszył bardzo nieprzyjemny ból. Tak, trochę mu się należało, nawet bardziej niż trochę, ale i tak - się tego nie spodziewał. W tym też momencie sytuacja trochę go przerosła, bo chociaż chciał zagrać Bractwu na nosie, chciał im sprawić problemy, jednak nie tak to miało się skończyć. Nikt przecież nie miał ingerować, a on nie miał w planach robić nikomu krzywdy. Spojrzał na blondynkę, żeby upewnić się, czy nic poważnego jej się nie stało, jednak ta już wstawała na równe nogi i przygotowywała się do kolejnej akcji. Do tego brunetka, którą wcześniej przypadkowo zaczepił i od której wszystko się zaczęło, planowała skopać klęczącego przed nim chłopaka. Nie, to nie tak miało wyglądać. Rozejrzał się dookoła, a chociaż wszyscy się przypatrywali i uważnie śledzili rozwój wydarzeń, to nikt nie zdawał się tak naprawdę wierzyć w to, co widzi. To był czas na ewakuację i nie był chwili do stracenia. Trzymając swój nożyk w pogotowiu, Jacob zaczął się powoli wycofywać z centrum wydarzeń. Na szczęście wszyscy wydawali się być zbyt zajęci czymś innym, żeby zwracać na niego aż tak dużą uwagę. Nie mógł jednak ryzykować, a chociaż nie był do końca pewny tego co robi, postanowił spróbować - i tak już nie miał nic do stracenia. Odetchnął głęboko, po raz kolejny dzisiejszego dnia naciął nożem palec i wyszeptał - Haec forma et omnia quae noto plicentur - a czas jakby nagle spowolnił. Jacob wiedział, że zaklęcia nie do końca dobrze podziałało (co oczywiście wcale nie oznaczało, że wilkołaki po raz kolejny tego wieczoru nie usłyszały dźwięku zaklęcia - bo usłyszały nie tylko donośnie, ale też i boleśnie), że czuje dziwny napór na swoje płuca, tak, jakby nie tylko czas się dla niego zatrzymał, ale też jakby coś wysysało z niego życie. Nie chcąc tracić ani chwili, ruszył jak najszybciej potrafił do wyjścia, starając się nie stracić przytomności. Jego płuca paliły i powoli zaczynał się dusić. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, resztkami sił cofnął zaklęcia, padając niedaleko śmietników. Zaczął kaszleć, gdy jego płuca zaczęły normalnie pracować, a jego serce waliło jak szalone. Całkowicie skupiony na tym, żeby zacząć normalnie oddychać nie zauważył niewielkiej kuli, wyglądającej jakby z ognia, która unosiła się w powietrzu, kilka metrów od niego. Poczuł i usłyszał (jak też wszyscy znajdujący się w środku) dopiero jej wybuch, który go ogłuszył i posłał na przepełnione śmietniki, które trochę zamortyzowały jego upadek. Nie, Jacob nie spodziewał się, że tak ten wieczór się skończy. Poobijany, z wciąż bolącymi płucami, podniósł się i ruszył przed siebie, pragnąc jedynie jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.







@Colt Atherton
@Hayden Seigner
@Selina Weles
@Nikky de la Croix
@Ester Torres
@Lucy Flores
@Hayley Anderson
@Faye Blackthorn
@Nate Newell
Powrót do góry Go down
Sro 7 Paź 2020 - 0:01
Bractwo
Bractwo
Selina Weles
Selina Weles

DODATKOWE INFO :
the line. Looking for the wrong affection; Night after night

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Jedyne, o czym Selina marzyła w tym momencie, to o tym, żeby się stamtąd zwinąć - nie tak miało być, nie tak miało się to skończyć. Miało być spokojnie, miło i przyjemnie, ale były to chyba pragnienia jedynie jakiegoś głupca, który wierzył, że nic się nie wydarzy. Przecież to było Belgrave, miasto, które zawsze było pełne tajemnic, czasami i grozy, niewyjaśnionych zdarzeń, które, niestety, ale  właśnie teraz, sami tworzyli, narażając się na ujawnienie. Bez Respondeo się nie obejdzie, to wiedziała na pewno. Tu nie wystarczyłoby jedynie sypnąć Jacobowi proszkiem w twarz, bo narażeni byli również inni członkowie Bractwa. Kto wie co się stało po tym, jak użył magii? Kto wie, czy wilkołaki nie były w tym pomieszczeniu i nie szykowały się właśnie do ataku, skoro magia to mogło być było coś, co ich prowokowało, działało jak płachta na byka? Tak czy inaczej, po tym, co się wydarzyło, wiedziała, że prawdopodobnie będzie musiała zająć się sama. Na wszelki wypadek musiała zająć się Jacobem - co prawda było to nagięciem praw i okazanie nieposłuszeństwa względem Bractwa, ale skoro ono nie paliło się do tego, by zrobić z tym cokolwiek, nie miała innego wyboru. Jacob stanowił dla nich wielkie niebezpieczeństwo, narażał ich, a w Bractwie nie było w nim miejsca dla zdrajców.
Choć nadal się w niej gotowało i miała ochotę ponownie podejść do Jacoba, by nieco poprawić swój cios i zatroszczyć się o to, by połamać mu nos, to jednak z tego zrezygnowała. Najważniejsze było to, by zadbać o przyjaciółkę, więc pomogła jej wstać z podłogi. - Oczywiście, że mu przywaliłam - odparła poważnym tonem, z dumną miną i odrzucając przy tym nonszalancko włosy na ramię. To było oczywiste, że należało mu się coś o wiele gorszego, ale już postanowiła, co zrobi w tej sprawie i w jaki sposób go ukarze - w jaki powinien być dawno ukarany. - Och, straszne - odparła do Cola, rozprostowując nieco obolałą rękę, a na jej twarzy błąkał się zawadiacki uśmieszek, pomimo absurdu tej całej sytuacji. Żałowała trochę, że ten wieczór nie potoczył się inaczej, ale raczej tego wieczora nie było szansy na to, by go jakkolwiek naprawić. Dlatego chciała odpowiedzieć Haydenowi, że ona również ma ochotę stąd wyjść, bo miała dość wrażeń na ten wieczór, ale w tej samej chwili jej wzrok padł na Ester, która najwyraźniej skończyła z Newellem i zasadzała się na Jacoba, ale nagle między nich wkroczył ten pierwszy, który... wyciągnął nóż i Selina dosłownie zamarła. Wiedziała, dokładnie po co to zrobił - chociaż wyglądało to tak, jakby zamierzał tym nożykiem dźgnąć brunetkę, a nie wykonać inkantację. Przez to, że się tak na niego patrzyła, nie zdążyła, oczywiście, powstrzymać Faye, która ewidentnie miała zapędy na to, by zostać hero of the day, kompletnie się przy tym narażając. Wywróciła oczami; miała naprawdę już tego wszystkiego dosyć i wiedziała, że udzieli blondynce bardzo długiego i obszernego wykładu o tym, dlaczego powinna w takich chwilach siedzieć grzecznie na tyłku i się nie wtrącać. Była tak skupiona na nich, że nie zauważyła tego, jak Jacob się oddalił, a potem, gdy się rozejrzała, zniknął jej z oczu. Nie potrwało to długo, gdy nagle jej głowę rozdarł głośny, donośny dźwięk, a rozbłysk czerwonego światła spowodował, że musiała zasłonić oczy. Opuściła powoli rękę, nie dowierzając temu, co się właśnie tutaj stało. Coś takiego oznaczało tylko jedno: wybuch w Tartarze. Nieprawnie wykonana inkantacja. - Chodźmy stąd. Też straciłam ochotę na imprezowanie - powiedziała krótko do Haydena, po czym złapała go za rękę, żeby pociągnąć go w stronę wyjścia. Musieli się stamtąd wydostać i sprawdzić, co się tam stało, czy Jacobowi udało się w porę uciec. Nie mogła jednak nie omieszkać, by się obrócić i nie spojrzeć na Colta na kilka sekund, robiąc przy tym taką minę, jakby go przepraszała. Przepraszała, że tak wyszło, że tak to wyglądało i nie było szansy na cokolwiek. Gdy minęła Faye i Nate'a, kiwnęła głową w stronę wyjścia, dając jej do zrozumienia, by się pospieszyła. Nie było tu dla nich miejsca. A na pewno nie teraz.
Powrót do góry Go down
Sro 7 Paź 2020 - 3:52
Bractwo
Bractwo
Hayden Seigner
Hayden Seigner

DODATKOWE INFO :
I see us written in the stars

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



   Stał przy Faye, zerkając na nią, by sprawdzić, czy nic poważnego jej się nie stało. Czasami z błahych powodów rodziły się poważne konsekwencje. Wydawało mu się jednak, że blondynce nic się nie stało i że z całą pewnością przeżyje ten cały wypadek. Później przeniósł wzrok na Nate’a, na którym skupiła się złość Ester. Musiał przyznać, że dziewczyna była obrotna, jeśli chodzi na złoszczenie się na ludzi, a w szczególności męską część globu. Po części wcale jej się nie dziwił, bo sam był niesamowicie zły na Jacoba za to, co ten odwalił. Na Nate’a natomiast zły nie mógł być, a przynajmniej nie do czasu, gdy ten nie wyciągnął nożyka. Hayden zaczął się zastanawiać, czy tylko on wychodzi z domu bez tego narzędzia i czy to czyni go jakimś niekompletnym członkiem Bractwa… No ale przynajmniej nic go nie kusi do tego, by rzucać jakieś zaklęcia w publice. Nie mówiąc już o tych wilkołakach, które gdzieś się na pewno kręciły. W całym tym zamieszaniu naszła go jednak myśl, by obserwować Jacoba i sprawdzić, czy ten padnie ofiarą wilkołaków. Niemniej jednak nie było to zbyt etyczne, by robić z chłopaka żywą przynętę na potencjalnie śmiertelne zagrożenie.
   Spuścił wzrok z zamieszania, gdy tylko włączył się Colt. Jako właściciel powinien jakoś zainterweniować, co też właśnie robił. Haydenowi wydawało się, że ten będzie mieć jakąś kontrolę nad sytuacją. Blondyn zabrał więc do ręki swojego ananasa i westchnął, chcąc już iść do pokoju i zamknąć się tam. Postanowił nawet, że nie pójdzie już na żadną imprezę na Kampusie, bo znając życie nie był to ostatni wybryk i ostatnie problemy, jakie narodziły się na imprezach. Nawet nie zauważył, jak Jacob wymknął się z baru. Jego osoba przestała go interesować, zwłaszcza że za jakiś czas chłopak nie będzie go już nawet pamiętać, o czym Hayden był niemal przekonany. Jeśli teraz Ember Mag Świątyni nie zareaguje, to Seigner zacznie myśleć o braku kompetencji i odpowiedzialności, co było niedopuszczalne.
   Dopiero wybuch nieco go otrzeźwił. Nie miał pojęcia, co to było, ale z całą pewnością nie wróżyło niczego dobrego. Nie wiedział, czy wychodzenie z baru było w tej sytuacji dobrym posunięciem, bo może Jacob stwierdził, że chciał powysadzać w powietrze okolice. Później do niego dotarło, co się działo, ale niczego nie był już pewny, jednakże Selina musiała wiedzieć, co robi, bo pociągnęła go za sobą. Na wychodne rzucił Faye skinięcie głowy, które znaczyło, żeby za nimi poszła, niemniej jednak po tym wszystkim nie chciał jej męczyć bardziej.
Powrót do góry Go down
Czw 8 Paź 2020 - 19:49
Mieszkaniec
Mieszkaniec
Ester Torres
Ester Torres

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Mimo iż kopnięcie Nate, osłabiłao gniew Ester, dziewczyna wciąż chciała dać nauczkę Jacobowi. Nie spodziewała się jednak, że ten durny pijak odważy się stanąć na jej drodze. Już miała go sprzątnąć siłą ze swojej drogi, kiedy zauważyła nożyk w jego rękach. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy dosłownie znikąd, Faye obezwładniła Nate i zabrała go z jej pola rażenia. Ester była zaskoczona, tą nietypową reakcją blondynki. Nie było nic podejrzanego, w tym że go obezwładniła, nawet była jej za to wdzięczna, mimo iż z łatwością wyrwałaby go temu chuderlakowi. Jednak czemu zabrała go na bok, znikając jeszcze szybciej, niż się pojawiła. Nie miała jednak czasu, by to dokładnie przeanalizować, bo potencjalny właściciel tego lokalu zaczął tłumić tą malutką przepychankę.
Patrzyła pełnym gniewu wzrokiem na Colta. Nie była jednak wściekła na niego, a bardziej nad niesprawiedliwym finałem tej całym przepychanki. Jacob wpierw zrobił coś, co w świetle prawa wiele osób nazwałoby to molestowaniem. Po wyraźnych sygnałach, żeby zostawił ją w spokoju, cały czas ją zaczepiał. W końcu, wywołał bójkę "popychając" Faye, w której latynoska stanęła w jej obronie i teraz traktowana jest na równi z tym idiotą. Bruh. Może nie potrzebnie kopnęła Nata, jednak po tym jak prawie zadźgał ją nożem, żałowała że nie kopnęła w bardziej czułe miejsce. Nauczka na przyszłość, by samców w takich sytuacjach traktować bezlitośnie. Ich wielce urażona męska duma, po pobiciu przez kobietę, zawsze będzie kazała im sięgnąć po największy możliwy kaliber, dlatego również ona nie powinna się oszczędzać.
Naburmuszona, powoli obróciła się w kierunku Jacoba:
- Następnym razem popchnij...
Urwała zdanie, spostrzegając że jej rozmówca wyparował. No cóż, Ester nie zamierzała z tego powodu narzekać. Obróciła się ponownie w kierunku baru, zerując jej ostatniego shota, kiedy usłyszała jakiś wybuch.
Bruh. Miała już i tak za dużo wrażeń na ten wieczór i chciała jak najszybciej wrócić do swojego pokoju. Tajemnicze sztuczki Jacoba, za którymi musiało kryć się coś... magicznego. Dziwne zachowanie jej przyjaciółki. I ten dziwny wybuch. Musi dokładnie na spokojnie to wszystko przemyśleć. Jednego tylko, była niemal pewna. Za dużo dziwnych zjawisk działo się wokół Jacoba. Może faktycznie jest jakimś czarodziejem...

zt
Powrót do góry Go down
Sob 10 Paź 2020 - 1:11
Bractwo
Bractwo
Nate Newell
Nate Newell

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Nate stanął między dwójką kłócących się studentów z wyciągniętym nożykiem w prawej dłoni, w pełni świadom możliwych tego konsekwencji. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalało mu mocno ograniczone alkoholem myślenie. Raz oberwał... dosadnie, acz bez większego bólu, łagodzonego przez wspomniany stan upojenia. I choć diabełek w jego głowie szeptał, co by użyć zaklęcia, to nim zdążył wypowiedzieć, bądź choć pomyśleć o inkantacji, nożyk zniknął.
Łe... – zdążył z siebie wydusić, czując, jak jego ciało szarpie Faye, kierując się do wyjścia. W ostatnim momencie zdołał pochwycić pierwszy lepszy drink na blacie, zapewne zamówiony, a jeszcze przez kogoś nieodebrany. I tak miał mieć dzisiaj ileś tam darmowych! Tak więc, z kolejnym trunkiem, jak się rychło okazało – cytrynowym – dreptał przed siebie, będąc prowadzonym przez blond znajomą. A nogi jego wówczas latały, jak rozwścieczone osy. Nieporadnie, bez ładu i składu. Samemu zresztą, bez większego kontaktu z otoczeniem, nie zauważył, kiedy zniknął Jacob.
Wtem minęli Sel oraz Haydena. Mm, kolejny cel w oku Newella.
Hej piękny – rzucił pośpiesznie, mijając go. Zawiesiłby na nim wzrok na dłużej, zatrzymał przy nim, czy też pogadał i popodrywał, acz ostatecznie uległ sile Blackthorn, wierząc, że wyprowadza go z imprezy tylko dlatego, by pokazać jeszcze lepszą, bądź zaprowadzić do miejsca, gdzie alkohol nigdy się nie kończy.
W następnej chwili rozległ się, zapewne słyszalny przez wszystkich zgromadzonych, hałas towarzyszący eksplozji. Nieco zdezorientowany, ze wzrokiem doświadczającym slow motion, zarejestrował jedynie migot światełek, toteż prędko, oczywiście niepoprawnie rozumiejąc sytuację, zaczął śpiewać sto lat. Tak, zupełnie zapomniał, gdzie się znajduje.
Powrót do góry Go down
Wto 13 Paź 2020 - 20:56
Bractwo
Bractwo
Faye Blackthorn
Faye Blackthorn

DODATKOWE INFO :
sippin' wine in my free time

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Nate był niepoważny nawet jeśli było to jedynie reakcją na alkohol, który płynął w jego żyłach. Na szczęście jednak ten sam alkohol sprawiał, że nie sprzeciwiał się, gdy pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia. Dreptała ze spuszczoną głową wiedząc ile szkód narobił dzisiejszy wieczór i jej wkład. Często wciskała nos w nie swoje sprawy, gdy powinna po prostu odpuścić. Martwiła się co oznaczały ostatnie wydarzenia dla Bractwa, a także co miało się wydarzyć potem.
Nie zdążyła nawet zauważyć kiedy Jacob zaczął się cofać. Jeśli miała być szczera tak czy siak nie zatrzymywałaby go siłą. Miała dość tego wieczoru i oficjalnie stwierdziła, że to Ember powinna była zająć się nieposłusznym członkiem Bractwa. Dodatkowo przeczuwała zbliżający się wykład od Seliny, która z jej zachowania zadowolona na pewno nie była. Ba, sama Faye żałowała, że odezwała się tego wieczoru do Whittakera. Spojrzała na swoje nogi i ręce, przeczuwając (zresztą bardzo dobrze), że siniaki uformują się w szybkim tempie i zostaną na długi czas. Westchnęła i obolała ciągnęła za sobą skołowanego Jacoba. - Chodźże. - rzuciła wyładowując swoją frustrację na (prawie) niczego winnym chłopaku próbującym zagadać do Haydena. Ruchem głowy pokazała przyjaciołom, by poszli przodem.
Żadne z nich nie poczuło zwalniającego czasu. Dla nich wszystko działo się w tym samym tempie. Obróciła się więc w stronę Ester i tak jak ona zdziwiona zauważyła brak Jacoba. Sama jednak powiązała jego zniknięcie z magicznymi umiejętnościami osobnika, ale była zbyt wyczerpana, by zwrócić na to uwagę Selinie. Uśmiechnęła się jednak do Ester, machając jej na pożegnanie i pokazując dłonią znak telefonu. Będzie musiała się z nią zgadać po całej tej sytuacji, choć zamierzała to odłożyć jak najdalej w czasie. Mimo tego wiedziała, że zwykły sms chwilowo ją uspokoi. Obejrzała się także na Colta, który przejął kontrolę nad sytuacją. Westchnęła uważając na plączące się nogi Nate'a.
Z zamyśleń wyrwał ją wybuch na zewnątrz. Miający ją przyjaciele zmierzali w tym kierunku, również podążając za źródłem dźwięku. Wyszła szybko za nimi, o mało nieprzewracając zdezorientowanego kolegi, który najwyraźniej wypił dzisiaj za dużo, bo zaczął śpiewać sto lat. Zakryła mu usta dłonią piorunując go wzrokiem. Rozejrzeli się dookoła, jednak Jacoba Whittakera już nie było. Westchnęła więc i pożegnała się z przyjaciółmi, Nate'a pakując do taksówki. Z ciężkim sercem, bólem głowy i mięśni, a także obawą o jutro, Faye ruszyła do domu.

/zt. z Sel, Haydenem i Natem
Powrót do góry Go down
Czw 15 Paź 2020 - 0:34
Rycerze
Rycerze
Colt Atherton
Colt Atherton

DODATKOWE INFO :
I order one drink then I drink the flood

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Jacob chyba wyznawał zasadę another day, another drama i nie potrafił przeżyć chyba bez robienia zamieszania. Z jednej strony mogło to być kłopotliwe, głównie dla jego ziomeczków z Bractwa, ale dla Colta i Lucy było to naprawdę bardzo na rękę. Nie, żeby ciągłe brzęczenie w uszach można było uznać za coś przyjemnego, lecz było to poświęcenie, które można było przeżyć - w imię większego dobra. Sytuacja powoli wymykała się spod kontroli i naprawdę obawiał się, że dojdzie do większych rękoczynów. Co prawda nie winił wcale brunetki za to, że chciała przywalić Jacobowi oraz turlającemu się po podłodze chłopakowi, jednak nie mógł pozwolić, żeby do tego doszło. Nie ze względu na tych dwóch, niezbyt rozgarniętych osobników, ale dlatego, że potem sama dziewczyna mogłaby mieć nieprzyjemności. Nie warto było się narażać przez takich idiotów, prawda? Chociaż pewnie sam Jacob nie był taki głupi jak się wydawał, bo jego zachowanie świadczyło o tym, że jakiś plan miał. Szalony, bo szalony, do tego naprawdę niebezpieczny, ale wciąż był to jakiś plan. Czy chciał wydać Bractwo? A może po prostu był wkurzony, bo nie dali mu dostępu do jakiegoś zaklęcia? Ciężko było stwierdzić. W tym jednak momencie Colt był naprawdę szczęśliwy, że dzięki chłopakowi mieli jakiś trop - nie tylko on sam, ale każda osoba, która w podejrzany sposób chciała mu pomóc, tudzież zatuszować jego czyny, była od tej pory podejrzana. Teraz jednak nie miał zamiaru swojej radości okazywać, planował wręcz wyprosić grzecznie Jacoba i już się do niego odwracał, żeby mu to powiedzieć, gdy w jego uszach znowu rozległ się nieprzyjemny dźwięk magii, tym razem jeszcze głośniejszy i bardziej uciążliwy, niż poprzednie. Przymknął oczy i przyłożył rękę do czoła, a gdy uniósł wzrok w stronę Jacoba... tego już nie było. Rozejrzał się, starając się wypatrzeć, czy może chłopak nie przeciska się gdzieś przez tłum, ale nigdzie go nie było. - Drinki na koszt firmy dla wszystkich! - powiedział głośno, wciąż rozglądając się za chłopakiem, a jednocześnie chcąc jakoś odwrócić uwagę wszystkich, którzy w sprawę w jakikolwiek sposób związani z tą sprawą. Tak, ten wieczór zapowiadał się tak dobrze, pod względem towarzyskim, a zakończył się jedynie dobrze dla Rycerzy. Można więc powiedzieć, że dzień jak co dzień w Belgrave.

|zt
Powrót do góry Go down
Nie 18 Paź 2020 - 20:56
Rycerze
Rycerze
Lucy Flores
Lucy Flores

DODATKOWE INFO :
I am designer of my own catastrophy

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Lucy zapewne powinna być zadowolona z rozwoju wypadków, bo jeśli ktoś mógł z całej tej sytuacji skorzystać to byli to zdecydowanie Rycerze. Wybryki Jacoba przyniosły zaskakujące efekty w formie możliwych tropów dotyczących Bractwa. I niewątpliwie, gdy już trochę ostudzi swoje nerwy, Lucy uzna to za satysfakcjonujące zakończenie imprezy. Jak na razie była zadowolona jedynie z własnej samokontroli, bo młody mag niezaprzeczalnie działał jej na nerwy swoim pokazem sztuczek. I oczywiście jakby tego było mało, po raz kolejny tego wieczora użyto magii.
Tym razem jednak dzwonienie w jej głowie było inne. Mocniejsze niż poprzednie. I boleśniejsze. Zatoczyła się lekko do tyłu krzywiąc się na twarzy w reakcji na owo odczucie. Gdy tylko ból w jej głowie zelżał, rozejrzała się uważnie po barze, próbując dojrzeć jakie skutki niosła przed chwilą rzucona magia. Wszystko wydawało się normalne, oprócz faktu, że nigdzie nie widziała Jacoba, który najwyraźniej wykorzystał okazje, by się zmyć. Nie zdążyła nawet nic zrobić, gdy w rozległ się wybuch dochodzący z zewnątrz. Co do cholery... pomyślała, spoglądając ze zmarszczonymi brwiami w kierunku wyjścia, przez które wychodziło właśnie kilka osób.
Sama Lucy też niedługo potem opuściła bar, jako że tłum ludzi nie był najlepszym miejscem do uspokojenia jej wilczych instynktów. O wiele lepiej mógł tu się sprawdzić nocny spacer do mieszkania. A jeżeli do tego czasu jej nie minie, to może wpadnie do Tate, zobaczyć czy nie chce z nią pobiegać po lesie i przykładowo zapolować na wiewiórki, czy może bardziej, patrząc na godzinę, na jakieś noce zwierzę albo jakiegoś praktykującego magię człowieka.

/zt/
Powrót do góry Go down
Wto 20 Paź 2020 - 19:06

Sponsored content

#4 a little party never killed nobody (yet) - Page 3 Empty



Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 

Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» FOAM PARTY!

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
-

Forum stworzone na podstawie serialu The Order - opisy uniwersum zostały opracowane z wykorzystaniem informacji z serialu. Styl oraz grafika są dziełem administracji. Część kodów na forum jest zaczerpnięta ze stron CCCrush + Terrible.